Rozdział dedykuję wszystkim, którzy wiernie czekali :)
Miłość to taka zaraza, która sprawia, że ludzie stają się szczęśliwi. Ale kiedy wreszcie się wyleczą są jeszcze bardziej smutni, niż kiedykolwiek...
~ Diamon Marano
(mówiłam, ze lubię wymyślać cytaty :) )
Przepraszam za błędy, ale nie chce mi sie sprawdzać :)
Poza tym nazwa rozdziału została nieco zmieniona, sorry :)
- Daj mi jeszcze jedną truskawkę - poinstruowała Vanessa i otworzyła buzię, aby blondyn włożył do niej owoc.
- Nie ma już. Wszystko żeś zeżarła - zaśmiał się, a czarnowłosa zaczęła zabijać do wzrokiem. Gdy już miała zamiar telepatycznie go udusić do ich pokoju wparowała wściekła Laura.
- Rik, gdzie jest Delly? - zapytała z frustracją. Jej twarz była czerwona ze złości, a z uszu wylatywała biała para. Gdyby ktoś pomachałby jej teraz czerwoną płachtą z pewnością by się na niego rzuciła.
- W domu, a co? - blondyn spojrzał na nią zaciekawiony, a ono przerodziło się w zdziwienie, kiedy do pomieszczenia wbiegł jego młodszy brat.
- Laura, błagam, zostań tutaj i ochłoń - mówił spokojnie, starając się uspokoić rozjuszoną dziewczynę.
- Lau, co się dzieje? - głos zabrała zdezorientowana Van, która błądziła wzrokiem raz po siostrze, a raz po Rossie.
- Ta małpa mi szpiegów na randkę wysłała, żeby mi ją "delikatnie uszkodzili" - zrobiła w powietrzu cudzysłów przy użyciu palca wskazującego i środkowego u obu rąk.
- Rik, zrób że co, ona chce nam siostrę sprzątnąć z powierzchni - pożalił się młody Lynch, przez co spotkał się z krwiożerczym wzrokiem szatynki.
- I ty przeciwko mnie? Teraz, po tym, co miało miejsce w salonie? - niedowierzająca dziewczyna uderzyła go otwartą dłonią z tyłu głowy i po chwili opuściła pokój z uniesioną głową.
- Nosz do jasnej cholewki! I wytrzymaj tu z babami! - rzucił blondyn i już chciał ruszyć za szatynką, ale zamiast tego jego głowa walnęła z hukiem w drzwi.
- Co miało miejsce w salonie, hm? - Rik spojrzał na brata złowieszczo.
- Em... No... My... Tak jakby... No... Pogodziliśmy się? - pisnął nastolatek unikając braterskiego wzroku.
- Wy się nie mogliście pogodzić. Ona jest na ciebie zbyt zła, za... to coś, czego nie chcecie nam powiedzieć - uświadomiła czarnowłosa marszcząc brwi.
- Tymczasowe zawieszenie broni - do pomieszczenia znów zawitała Lau, ale szybko się z niego ulotniła, ciągnąc za sobą młodszego Lyncha.
- Co to było? - para popatrzyła na siebie zdziwiona i po chwili oboje wybuchnęli śmiechem.
*Ross*
Uganiając się za dziewczyną trzeba pamiętać o jednym: one chodząc na zakupy wyrabiają sobie niebywałą kondycję. Dobrze, że gdy Lau chciała przejść przez ulicę przejeżdżał akurat samochód, bo inaczej bym jej nie dogonił.
Idąc, z już lekko opanowaną, szatynką ramię w ramię zacząłem myśleć nad naszym "pogodzeniem się". Wszystko stało się tak szybko i niespodziewanie. Bo czy zwykłe "Sztama?" złagodzi nasz pięcioletni spór? Śmiem w to wątpić, ale cóż poradzić, skoro sama to zaproponowała. Przeszło mi to też przez myśl, kiedy zacząłem ślepnąć, ale nie chciałem nic mówić. Bałem się odrzucenia. Jak jakiś zakochany szczeniak, a ja przecież nie jestem w niej zakochany. No, ale bardzo mi na niej zawsze zależało. Od niepamiętnych czasów traktowałem ją jak najlepszą przyjaciółkę. Nawet, kiedy wszystko zaczęło się sypać i oboje daliśmy sobie nieźle w kość brakowało mi jej. Matko, gdybym nie był taki głupi, to może... Ale po co rozpamiętywać i myśleć," co by było, gdyby", skoro można po prostu spróbować naprawić to, co już się zdarzyło.
- Emm... Lau... Jakby ci to powiedzieć... - dlaczego zawsze, kiedy próbuję się do niej odezwać normalnie brakuje mi języka w gębie?! Czy to jakieś przekleństwo, czy co?
- Zaproponowałam zawieszenie broni, bo mam dość tych naszych sporów. Zraniłeś mnie, prawda, ale zawsze jednak próbowałeś jakoś odkupić swoje winy. Nie jesteśmy przyjaciółmi, ani znajomymi, po prostu zaprzestaliśmy wojny. Ale może uda nam się w końcu odbudować starą relację - wtrąciła z uśmiechem i założyła sobie moje ramię na barki.
Skłamałbym mówiąc, że nie zdziwił mnie jej czyn. Właśnie bardzo zdziwił. Może ona ma racje i uda nam się wszystko odbudować. Może znów będę mógł o niej powiedzieć "przyjaciółka". Może znów będziemy mogli rozmawiać bez spięć i ogródek, jak normalni ludzie. Może razem z Ellem będę organizował przeszpiegi na randki "siostrzyczki". Właśnie. Może... Dlaczego nie mogę mieć normalnych i jasnych informacji, tylko ciągle te przeklęte może?
- Jesteś strasznie zmienna - przyznałem, kiedy byliśmy już pod drzwiami mojego mieszkania.
- Wiem. Ale moi przyjaciele się przyzwyczaili - przyznała z uniesionymi ku górze kącikami ust. Naprawdę jeszcze nigdy nie wiedziałem kobiety, która raz się godzi, później zła szuka siostry jej sztamiarza, a następnie promieniście uśmiecha.
- Nie wiem, ja Jas to wytrzymuje - uśmiechnąłem się szelmowsko, przez co zarobiłem kuksańca w bok.
- Wrednus.
Weszliśmy na salony i dziewczyna od razu ruszyła w stronę pokoju Ryd. Już czuję, jak ochrzan jej się dostanie...
*Rydel*
Siedząc spokojnie w pokoju nie myśli się raczej, że wparuje do niego zaraz dziewczyna z patelnią w ręku. A powinno, bo wtedy liczba zgonów na zawał o wiele by zmalała.
Tak też ja siedząc sobie spokojnie w pokoju nie spodziewałam się wizyty gościa dzierżącego w dłoni patelnię. Na szczęście naoglądałam się za dużo horrorów, żeby zaraz paść na zawał, ale wystraszyłam się strasznie. Wiedziałam przecież, po co przyszła szatynka i szczerze, to w tamtym momencie nawet żałowałam, że zepsułam jej randkę.
- Masz pięć sekund, żeby wyjść spod łóżka i zacząć się tłumaczyć bez pomocy patelni - powiedziała całkiem poważnie, na co ja wychyliłam głowę spod łóżka, jak surykatka, która wychodzi z podziemnych tuneli.
- Bo ja chciałam dla ciebie jak najlepiej - pisnęłam przerażona. Co jak co, ale jej trzeba się bać.
- Ja dla ciebie też, więc radzę ci szybciutko schować się w łazience i uciec oknem, póki masz czas - brunetka zaczęła powoli podchodzić do mojego łoża, a ja korzystając z jej rady, wystrzeliłam jak z procy w stronę łazienki. Usłyszawszy kroki i walenie w drzwi patelnią otworzyłam okno. Jako, że znajdowałam się na pierwszym pietrze ucieczka nie była łatwa, ale się udała.
Obok okna rósł stary dąb. Postanowiłam wdrapać się na niego, a że nie maiłam z tym większych problemów dość szybko znalazłam się na ziemi.
Teraz tylko pytanie, gdzie pójść? Van jest z Rikiem i wolałabym im nie przeszkadzać. Tori i Andrew mnie spławiają, tak samo Beck i Jade. Cat nie ma w domu... Może Bliźniaki mnie przyjmą?
Z taką myślą
pomaszerowałam pobiegłam w stronę ich domu. Drzwi otworzył mi Jas.
- Hej. Coś się stało? - zapytał widząc moja zdyszaną twarz.
- Lau... ra... była... na... randce... i... ja... - próbowałam wyjaśnić, ale marnie mi to szło zważywszy na fakt, ze powietrze było dla mnie ważniejsze i musiałam łapać jego największą ilość.
- Że gdzie była?! - wybuchł nagle wybałuszając oczy, które po chwili wylądowały na podłodze.
- Z Bradem na randce - wyjaśniłam już bez jąkania z niebywałą powagą, choć w głębi duszy śmiałam się jak głupia na widok miny blondyna.
- Bri!!!!!! Mamy coś do roboty!!!!! - wrzasnął w głąb mieszkania, z którego po chwili wyłoniła się wesoła twarz jego siostry.
- Czego drzesz mordę albinosie? - zapytała z uśmiechem nie zdając sobie nawet sprawy z tego, ze odwrócony do niej plecami brat aktualnie liczy, aby się uspokoić.
- Lau była na randce - postanowiłam przejąć inicjatywę, bo Mendler raczej nie wykazywał się chęcią wyjaśnienia tego siostrze.
- Że gdzie była?! Jas kluczyki i wyprowadzasz auto na podjazd. Ryd zostań lepiej. Nie chcę narażać twoich uszu na niemiłe słowa. Idziemy nalać tej dziewusze oleju do głowy - zaalarmowała z powagą i już po chwili znów zniknęła w mieszkaniu.
*Laura*
- Czyli, że ją postraszyłaś i uciekła? - dopytywał blondyn po raz setny, a ja ze znudzeniem przytaknęłam.
Znajdowaliśmy się w jego pokoju, oboje siedząc po turecku na jego dużym łóżku. Na przeciwko siebie, ja znudzona jego pytaniami, a on zdający się nie mieć ich końca. Męczyła mnie jego ciekawość i od zawsze to ona mnie w nim najbardziej irytowała. Ale prawdą jest, ze gdyby nie ona wiele rzeczy męczyłoby mnie do tej pory.
- Możemy zmienić temat? - zapytałam patrząc na niego błagalnie. Mam nadzieję, że podziała.
- To o czym chcesz gadać? - uśmiechnął się do mnie promieniście kładąc się na łóżku.
- O czymkolwiek innym, tylko nie o tej klęsce, jaką poniosłam dzięki twojej siostrze - wyszczerzyłam się w jego stronę marszcząc nos. Wiem, że kiedy tak robię on zaczyna...
- Psik! - właśnie.... - Zrobiłaś to specjalnie, smarkulo! - oburzył się.
Byłam tak rozśmieszona jego bulwersem, że zaczęłam śmiać się jak opętana. Nawet uroniłam kilka łez. W pewnym momencie moje śmiechy zaczęły przerywać piski spowodowane uciskiem pod pachami.
- O nie, nie, nie.... Aaaa... Ha... Rossss... Zostaw... Mnie.... - próbowałam wydusić pomiędzy głośnymi "hahami", ale chłopaka to nie ruszyło.
Poczułam, jak moje plecy powoli przylegają do materaca. Dopiero wtedy spostrzegłam, że moje nadgarstki utknęły w uścisku blondyna. Jedną ręką mnie łaskotał, a drugą przytrzymywał ręce, przez co nie mogłam się ruszyć. Moje nogi przygniatała jego masa, która była dość ciężka, ale co się dziwić, kiedy chłopak
jest tak umięśniony, który na tobie siedzi to słoń.
- Zejdź... Hah... Ross...
- Mam na ciebie focha kochanieńka - mruknął pochylając się nade mną.
Przestał już łaskotać, a jego druga ręka zawładnęła moim nadgarstkiem. Jego plecy były zgarbione, przez co nasze twarze dzieliła odległość zaledwie kilku centymetrów. Najgorsze jest to, że miałam cholerną ochotę go wtedy pocałować, a jeszcze gorsze to, ze tego nie zrobiłam.
- Dopiero co się pogodziliśmy, a ty już się przymierzasz do całowania? - uśmiechnęłam się do niego lekko, ale on nie uczynił tego samego. Wpatrywał się tylko w moje tęczówki, a ja idąc za jego śladem postanowiłam uczynić to samo. Miały niesamowicie intensywną barwę, wręcz czarną. Postanowiłam przenieść wzrok na inną część jego twarzy, aby nie zrobić nic głupiego. Nie wiem dlaczego, ale padło akurat na usta. Miękkie i niesamowicie słodkie usta. Nie pocałowałam go, ale wiem to, ze są miękkie i słodkie... Znaczy się... Teraz go nie pocałowałam...
- Sama się do tego przymierzasz - wyszeptał z prawie niewidocznym cieniem uśmiechu.
- C-co? - podniosłam wzrok z jego warg i znów przypatrzyłam tęczówką. Które znów stały się czekoladowe.
- Mówię, że sama chcesz mnie pocałować - uśmiechnął się szelmowsko, co ja skwitowałam przymrużeniem oczu.
- Zaplanowałeś to? - podejrzliwie na niego spojrzałam i cmoknęłam ustami, aby go sprowokować.
Lubiłam te nasze gry. A najfajniejsze jest to, że bardzo łatwo się go prowokuje.
- Może - przybliżył swoją twarz jeszcze bliżej mojej. Skoro tak chce się bawić...
- A co było celem twojego planu? - szepnęłam uwodzicielsko. Sama nie wiem, co we mnie wstąpiło, ale postanowiłam pobawić się z nim dłużej.
- To - krzyknął szepcząc i powrócił do łaskotania.
Znów wybuchnęłam śmiechem, jednakże teraz nie trwało to długo, ponieważ drzwi od pokoju blondaska zaczęły skrzypieć.
- Cholera - zaklęliśmy równocześnie podnosząc się z pozycji leżącej na siedzącą. Jednak zrobiliśmy to zbyt szybko, ponieważ wstając jego czoło zderzyło się z moim, co przyniosło mi jednak, nieduży, ale ból.
- Do jasnej cholewki, co ty z Laurą robiłeś?! - wrzasnął zaszokowany Jas... O cholera! Jas!
- Jason? Bridgit? Rydel? - spojrzałam na nich zdziwiona, ale ono szybko ustąpiło miejsce zawstydzeniu, kiedy zorientowałam się, w jakiej pozycji znajdujemy się z Rossem. Mianowicie w takiej, że on siedział mi na kolanach okrakiem.
- Już mi z niej schodź ty szczylu jeden! - zawołała Ryd i przepędziła brata z moich odnóży.
Nawet się nie spostrzegłam, kiedy dostałam od Bri otwartą dłonią z tyłu głowy.
*****
Hejak misie!
Wiem, że miał być konkurs, ale nie dostaję żadnych maili, więć postanowiłąm wziąść sprawę we własne ręce.
Wiem, że rozdział krótki, ale nie mogłam wymyślić niczego innego, a nie chciałam psuć tego, co już miałam. Wynagrodzę Wam najwyżej jakimś one-shotem, którgo co prawda zaczynam, ale mam na niego zamysł.
Chba dość długo nie pisałam i przepraszam. Wciągnęłam się w pisanie tamtego bloga, ale fajnie odetchnąć trochę od tej powagi i zrobić coś śmiesznego.
Jak pojawi się jakaś praca to ją oczywiście wstawię, ale nie będę nawiązywała do niej w przyszłych rozdziałach.