piątek, 24 października 2014

Rozdział czwarty : "We need to stick together. No matter what you hear now ..."

Na samym wstępie powiem: Nienawidzę bloggera. No po prostu myślałam, że mnie rozsadzi, gdy mi calusieńki rozdział wcięło. Ale na szczęście nie zamknęłam podglądu. Uff. Dobra. Wracam do pisania.
Aaa... No i jeszcze rzecz najważniejsza ;) Rozdzialik dedykuje kingar5er. Wielkie dzięki za komentarz. Ludziska!!! Bierzcie z niej przykład i komentujcie. Ploooooosę.
Miłego czytania.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
"Życie jest jak pudełko czekoladek - nigdy nie wiesz, co ci się trafi."
~ Winston Groom – Forrest Gump             



- Ok. To już wiemy, ale... - droczył się RyRy
- Nie wkurzaj mnie już. - wysyczała dziewczyna z przymrużonymi oczami.
- Oj tam, oj tam. Ja przynajmniej nie nazywam cię Marano. - młody sprzedał mi kuksańca w bok. No ok. Może ją tak nazywam, ale to tylko dla tego, że... Ona nazywa mnie Lynch. Heh. Mnie nie zagniecie.
- Rylandzie mój ty najdroższy. Lyn... To znaczy Ross może sobie tak do mnie mówić, ale ty smarkaczu musisz się do starszych zwracać z szacunkiem. - uuu. Będzie dym.
- Że ja?! Smarkaczem?! Phi. Stara się odezwała. - prychnął.
- Oj kochanieńki nie złość się tak. To co mamy robić?
- My?! - odezwali się nagle Janson i Bridgit.
- Tak, my. W końcu tak jakby zostaliśmy wciągnięci do tej ich dziwacznej paczki. - czy ona... Się do mnie uśmiechnęła? I jeszcze puściła mi oczko? Nie. to musi być sen.
- Jesteście teraz jednymi z nas! - zawołała uradowana Cat.
- Szykujcie się więc. Równo o północy wskakujecie z tego wysokiego klifu prosto wody. - instruowała Jade.
 Mój wzrok natomiast skupił się na pewnej brązowookiej szatynce. Może Delly ma rację i Lau jest do nas podobna. Może jest tak samo, a nawet bardziej zwariowana niż my. Może nie raz zrobiła coś głupiego i tego wcale nie żałowała, tylko śmiała się wniebogłosy. Właśnie. Może? Nie wiem jaka jest, co robi, czym się interesuje. Nie wiem, czy mogę jej zaufać. Nie potrafię się opierać na samych może. Po prostu nie umiem. Ale wiem, że muszę ją rozszyfrować. Mógłbym godzinami patrzyć na jej promienny uśmiech. Na jej kasztanowe włosy i błyszczące oczy. Nie zakochałem się. to na pewno. Nawet za nią nie przepadam. Ale jest w niej coś takiego, przez co odchodzę od zmysłów. gdy przy mnie jest nie wiem, co robić. Może to dlatego, że nie chcę być gorszy? Nie mam pojęcia. Ale jedno jest pewne. Przy niej mogę się dużo dowiedzieć nawet o samym sobie.

* Laura*
Wsłuchiwałam się w tłumaczenia Jade, gdy nagle poczułam na sobie czyjś wzrok. Odwróciłam nieśmiało głowę, a moje spojrzenie skrzyżowało się ze spojrzeniem Rossa. Uśmiechnęłam się do niego najmilej, jak tylko umiałam. Gdy chcę potrafię być dla niego miła. Sama nie wiem, jak mi się udało go nie poćwiartować, ale jak dla mnie to nawet dobrze. W końcu kto wie? Może uda nam się nawet zaprzyjaźnić.
- Hej. Lau. - odezwała się Tori. Zdziwiłam się nieco. W końcu od kąt tu przyszłam nie odzywała się do mnie. Ciekawe czemu.
- Heeej. - odparłam przeciągając lekko samogłoskę.
- Słuchaj. Nie znam cię, ale skoro mamy już się codziennie spotykać to... Musimy się jakoś zakolegować. Więc? - wow. Szczerze, to się nie spodziewałam, że spróbuje się do mnie jakoś " zbliżyć "
- Jasne. - odparłam nieśmiało. - To... Może zaczniemy od początku. Laura.
- Tori. - brunetka się lekko uśmiechnęła, a ja odwzajemniłam gest i obie odwróciłyśmy wzrok ku ogniu.
- Hej ślicznotki. - zawołał Rocky. - O czym tak myślicie?
- Na pewno nie o tobie stary. - wtrącił RyRy.
- A skąd możesz to wiedzieć?
- Bo nie są głupie.
- Osz ty... - chłopak już miał się rzucić na młodszego brata, ale zaszkodził mu Andrew. Boże, sama się sobie dziwię, że pamiętam ich imiona.
- Hej, hej, hej. Bez bicia się przy damach proszę. - oddzielił od siebie rodzeństwo, po czym nam się ukłonił.
- Hej. Laura. Co robisz jutro po szkole. - odezwała się nagle Jade.
- Chyba nic. A co?
- Jutro spotykamy się wszyscy u Lynch' ów omówić konkurs. Jak chcesz, to możesz przyjść razem ze świtą. - ostatnie zdanie wypowiedziała z sarkazmem... Nie, to nie był sarkazm, ale coś w tym stylu. Denerwująca jest. I to bardzo.
- Północ się zbliża. - wrzasnął Riker.
Bliźniaki i ja weszliśmy na wysoki klif. Nikt nas nie słyszał. Wokół rozpościerała się cisza, a ciemne niebo oświetlały miliony gwiazd. Na przeciwko nas był ogromny księżyc. Gdy się w niego wpatrywało wydawało się, jakby hipnotyzował. Za mną znajdowało się pasmo jasnych świateł stworzone przez lampki nocne i żyrandole. Ogromne wieżowce sięgały do chmur i usypiały nimi mieszkańców. W domkach jednorodzinnych można było dojrzeć młode mamy tulące do snu swoje pociechy i dzieci buntujące się przeciwko pójściu spać. Staruszków zasłaniających rolety i nastolatków zakradających się do domu, aby rodzice nie usłyszeli, że wracają z imprezy. Po prostu ludzi. Wszelkich ras, religii, zawodów. Każdy jest inny.
     Ludzkość. Tak wiele, a zarówno nie. Jest nas miliony, może nawet tysiące. Ale czy każdy z nas jest człowiekiem? Na to pytanie możemy odpowiedzieć tylko my.  Czy każdy z nas jest taki, za jakiego się uważa? Czy każdy z nas ma pojęcie człowieczeństwa? Przechodząc ulicą zastanawiasz się, czy osoba, która minęła cię na chodniku jest człowiekiem? Czy patrzy na innych, czy tylko na siebie. Czy nie jest dręczycielem, który prześladuje kogoś bezustannie. Czy jest w nim tylko odrobina tego co stworzył Bóg. Nie, bo nie obchodzi nas co ten ktoś robi. Nie jesteśmy tego ciekawi, ani nawet nie przemknie nam przez głowę, a jeśli przejdzie, to uważacie to za głupotę. " A niech se robi co chce. To nie moja sprawa. " - nie tak myślicie? Człowiek nie musi być tylko dobry lub zły. Nie tak podzielony jest świat. Nie jest dominuje na nim czerń i biel. To właśnie my sprawiamy, że jest inny. Barwny. Swoją różnorodnością. Może myślimy, że to głupie, ale tak jest. Nie chodzi tu o narodowość, kolor skóry, majętność, czy religię. Tu chodzi o duszę. Choć czasami nie wiadomo, czy każdy ją posiada...
- Laura. - z rozmyślań wyrwał mnie ciepły i opiekuńczy głos mojej przyjaciółki. - Boisz się?
- Nie. Nie boję się, bo jestem tu z wami. Z moimi przyjaciółmi, których kocham nad  życie. - rozpłakałam się. Nie wiem, czemu. Janson podszedł do mnie i przytulił. Zanurzył głowę w moich włosach i dał mi się wypłakać. Taki mały gest, a nie wiecie, jak mi pomógł. Musiałam jakoś odreagować. Ostatnio w moim życiu dużo się dzieje, a wraz ze łzami wypłynął cały mój stres.
- Dzięki. Nie wiem, co mnie napadło. - poczułam jak lekko się rumienię. Nie ukrywałam tego. Przy nich nie muszę niczego ukrywać.
- Nie ma za co. Czasem trzeba sobie popłakać. - odezwał się blondyn i wyciągnął rękę w stronę moją i Bri. - Miejmy to już z głowy.
- Raz, dwa, trzy! - zawołaliśmy zgodnie i pędząc przed siebie spadliśmy z klifu i zanurzyliśmy się w ciepłej wodzie. Chwilę każde z nas spędziło pod taflą wody, ale zaraz potem wynurzyliśmy się na powierzchnię.
- Wow. To było... - nie zdążyłam dokończyć, bo ktoś postanowił zrobić to za mnie. A raczej dwa ktosie.
- Super!!! - wrzasnęli Bri i Janson. Boże, jak ja ich kocham.


* Riker *
- Super!!! - usłyszałem nagle czyjś wrzask.
- Hej Rik. - odezwał się ktoś zza moich pleców. Odwróciłem się na pięcie, bo od razu rozpoznałem ten głos.
- Hej Ness.
- Co robisz?
- Myślę, patrzę na księżyc, nudzę się i... I dalej nic. - uśmiechnąłem się do czarnowłosej.
- A o czym myślisz? - zapytała łącząc nasze dłonie i stając przede mną.
- O wszystkim... I o niczym. - znów podniosłem kąciki ust.
- Acha. A o wszystkim, czyli... - mówiąc to zaczęła się do mnie powoli zbliżać. Ok. Skoro tak się bawimy.
- Bardziej skupiłem się na niczym. - byliśmy już tak blisko siebie, że stykaliśmy się czołami. Nasze oddechy mieszały się w jedność, a serce zaczęło mi walić jak szalone. Staliśmy tak zaledwie kilka minut, a mi wydawało się, że to wieczność. Jej oczy zahipnotyzowały mnie do tego stopnia, że nie widziałem nic prócz nich. Ness. Ta istota zawsze tak na mnie działa. Jest nad wyraz spokojna i wyrozumiała. Jeszcze nigdy nie straciła panowania nad sobą. Ja to co innego. Niecierpliwy, szybko wpadający w szał. Tak kończy się mieszkanie z takimi osłami, jak moje rodzeństwo. Ale wystarczy jedno spojrzenie Van, a zapominam o Bożym świecie.
- Nessa! - ugh... Ell zabiję cię kiedyś. Przyżegam.
- Już idę. - odparła wzdychając. Oł yeach. Nie tylko ja ubolewam.
- Aaa! Jans... Aaa! Zosta... Zostaw... Pro... Szę... - z czego Lau się tak śmieje? Tsa... Jej przyjaciel goni ją po plaży. Reszta siedzi przy ognisku i się z nich śmieje. Ja tu nie widzę nic śmiesznego. Prócz tego, że znają się piętnaście lat i nie mogą przejść levelu " przyjaźń ". A przynajmniej blondyn, bo dziewczyna nie wygląda na zainteresowaną kolejnym. On natomiast tak...
- Bosz... Dziewczyno, jaką ty masz kondycję! Musicie mnie z Bri zabierać na to wasze weekendowe bieganie. - skwitował. Oni niech się tam dochodzą, sprzeczają i nawet się mogą pozabijać jak chcą. Mi wsio rybka. Teraz trzeba zrobić coś z Van. Muszę ją wyciągnąć z tej ferajny na kilka godzin. Może dni? I don't know...
- Ell, ty głąbie!!! Po co mnie wołasz?! Żebym ci skarpetkę założyła?! Bo ci spadła?! Ugh... Jak skończę liceum to się stąd wynoszę... - uuu. Ness zaczęła się wściekać. A u niej to najrzadsza rzadkość. - Rik. Sorki za niego. Wiesz,jaki jest Ratli... Ell. To co, idziemy gdzieś? Wiem, że jest po północy, ale mi to n ie przeszkadza. Oooo!!! Już wiem. Choć do parku. - nawet nie zauważyłem, kiedy się w nim znaleźliśmy. Delly mnie chyba nie zabije. Właśnie. Chyba...

* Bridgit *
- Mam pomysł! - wrzasnęłam. Siedzieliśmy przy ognisku w celu wysuszenia się.  Ja oparłm głowę o ramię brata, tak samo jak Lau. Tylko ona swojego. - Zagrajmy coś. Może Hollywood Hills?
- Z wielką chęcią. Przecież wiesz, że to moja ulubiona piosenka. - uśmiechnęła się lekko szatynka i wstała. Po co? Po gitarę oczywiście. - Na raz, dwa, trzy... - jej palce delikatnie przejechały po strunach instrumentu, a już po chwili mogliśmy usłyszeć jej melodyjny głos. Zaśpiewała tą piosenkę ( Ja mam na jej punkcie świra. Po prostu się zakochałam. Ale i tak najbardziej kocham Pass me by. ~ Sweety ). Z początku dźwięk wydobywający się z jej ust był nieśmiały, lecz z czasem Lau śpiewała coraz głośniej i wyraźniej. Wiem, że kocha to robić. Śpiewać. Wszyscy próbują doszukać się w niej Ally, bohaterki, którą gra. Ale ona jest zupełnie inna. Słucha rocka, a nawet metalu. Lubi czarne, skórzane kurtki i glany, lub trapery. Ona nie jest uległa i posłuszna. Kiedyś dzięki niej minęła nam historia, bo pokłóciła się z nauczycielką o swój esej. Pewnie sądzicie, że chciała podciągnąć ocenę. To się zdziwicie. Pani Scott uznała, że jej esej był najlepszy z klasy, ale ona mówiła, że to mój jest świetny. Zdziwko, nie? To sobie wyobraźcie, co jest na matmie, jak pan Evans powie Laurze, że zrobiła błąd w zadaniu. Ach... Ta nasza Laura... Ale jednak, gdy jest się już pewnym, że jest typem buntowniczki i idzie do jej pokoju, to widzi się ją odrabiającą lekcje przy Chopinie, albo Bethovenie. Jedna dziewczyna - dwie różne osobowości. Marzycielka twardo stąpająca po ziemi, romantyczka nienawidząca czułych i wzruszających romansideł, spokojna i opanowana buntowniczka. Taaa... Jak to powiedział Niemen: "Dziwny jest ten świat".
- Dobra. Jest już późno. Trzeba się zbierać do domu. Do zobaczenia jutro. - powiedział Beck.
* Pół godziny później *
Wróciliśmy z Jansonem do domu i od razu poszliśmy spać. To znaczy blondyn, bo ja siedziałam jeszcze na chacie i gadałam z Laurittą. Później położyłam się spać.
* Ranek - następny dzień *
Wstałam jak zwykle obudzona przez brata... Młodszego. Gabe ma jedenaście lat, tak samo jak Brad, czy Meg. Są BFF, jak my. ( Moja wina, że zapomniałam go dodać. Jak będzie się pojawiał ktoś nowy, to go umieszczę w Bohaterach. Aaa. I Meg ma jedenaście, nie siedem lat. Sorki, ale mi się pomyliło. ~ Sweety )
Ale wracając. Po chamskiej pobudce weszłam do łazienki i umyłam się, uczesałam, oraz umalowałam. Gdy zauważyłam, że jestem jeszcze w piżamce podeszłam szybko do szafy i wyciągnęłam z niej to. Lubię takie rzeczy. Są wygodne i z lekka rockowe. A to ulubiony styl mój i Lau.
   Gdy byłam gotowa ktoś zadzwonił do drzwi. Otworzyłam je, a przede mną stała Lau ubrana tak. Oł yeach. Moja szatyneczka wróciła.
- Hej. - przywitała się zaczesując ręką włosy.
- Hej. Janson zaraz przyjdzie i możemy iść do szkoły. - uśmiechnęłam się do niej najmilej jak umiałam.
- Słuchaj. Ja... Mam parę spraw do załatwienia i nie idę dziś do szkoły. Jak coś, to powiedz, że wyjechałam w sprawach rodzinnych. - spojrzała na mnie tym swoim błagalnym wzrokiem, a ja co...
- Zgoda, ale co się stało? - tsa... Nie wiem po co pytam, skoro i tak mi nie powie.
- Nie ważne. Muszę lecieć do Nowego Jorku. Mam nadzieję, że wrócę jeszcze dziś.
- Spoko. To biegnij już, bo samolot ci odleci. - uśmiechnęłam się sztucznie. Boję się o nią. Oby tylko znów się w coś nie wpakowała.

* Laura - pół godziny wcześniej *
Ugh... Kto wymyślił coś takiego jak siostra? Do tego młodsza. No po prostu nie wyrabiam.
- Laura do jasnej ciasnej wstawaj! - wrzasnęła Meg na cały regulator. Nie no, zaraz zwariuję.
- Meg, ty łachudro! Czego? - zapytałam, przepraszam wykrzyczałam zbulwersowana.
- Zamknij tą swoją śliczniusią paszczę i złaź na dół. Ell cię woła. - powiedziała z przesłodzonym uśmiechem. Ugh... Siostrzyczka...
    Tak jak przekazała mi panienka-postradałam-wszystkie-zmysły-bo-budzę-chamsko-moją-najukochańszą-siostrę zeszłam na dół. Ratliff musiał robił w kuchni śniadanie, a gdy podeszłam zaprzestał tej czynności i zaprowadził mnie bez słowa do salonu, gdzie siedziała Ness. Upewnił się, że nikogo nas nie podsłuchuje i zaczął mówić drżącym głosem.
- La... Laura... - wyjąkał. Ciekawe o co chodzi. - Musimy... My... Nooo... Chodź... - skinieniem ręki przykazał mi iść za nim. za mną natomiast podążyła milcząca Van.
- Lauruś... Pamiętaj tylko, że... Że... Że przejdziemy przez to razem. Rozumiesz? Musimy się trzymać razem. Bez względu, na to, co teraz usłyszysz... - szepnęła czarnowłosa.
- Cooo... Się dzieje? - przenosiłam wzrok to na siostrę, to na brata, a z ich twarzy mogłam wyczytać tylko strach... - Ej. Przecież dzisiaj rodzice powinni być w domu. Wczoraj wzięli sobie wolne i... - urwałam widząc, jak bliźnięta patrzą na siebie i nerwowo przełykają ślinę.
- Lau... Oni...


~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Bonjour  pyszczki. Wiem, że długo nie pisałam, ale nie miałam czasu. 
Oczywiście szkołą nie można się zasłaniać, ale w moim przypadku...
Moich nauczycieli po prostu pogrzało. Serio.
Codziennie sprawdzian, kartkówka, odpytywanko.
Ugh... Ale witajcie w świecie szóstoklasisty.
Jeszcze do tego bal... Ryczeć mi się chcę, gdy sobie pomyślę.
Ale o blogu mówiąc: komentujcie, błagam. Za poprzedni rozdział dostałam jeden komentarz.
Może to nie wiele, ale zawsze coś. Bardzo was proszę, abyście komentowali, bo to na serio mnie motywuje. Nawet jeśli się nie podoba. Możecie jechać po bandzie, powytykać błędy i w ogóle. Tylko KOMENTUJCIE!!! Choć wolałabym, pochwały, nie hejty... Więc. Ja się biorę za piąteczkę, a wy czytajcie, nabijajcie cyferki i piszcie swoją opinię. 
PS. Rozdziały będą najprawdopodobniej co tydzień, właśnie w piątek. Tylko wtedy mam dostęp do lapka, a nie oszukujmy się, że na komórce niezbyt wygonie się pisze. Ja słucham Chopina i się inspiruję. I pomyślałam o wstawianiu takich cytatów, jak na początku rozdziału. Mi się osobiście bardzo podobają, ale jak wam nie, to piszcie. Buziole.
Wasza ~ Sweety.



1 komentarz:

  1. Dziekuje za dedyk <3 rozdzial cudny i przepraszam ze tak pozno komentuje ale nie mialam czasu ostatnio zagladac na blogi. Super piszesz <3

    OdpowiedzUsuń

Jeśli masz ochotę skomentować danego posta, śmiało. Wasze opinie się liczą