Świadomość. To coś uderzyło we mnie z tak ogromną siłą, że
nie miałam już ochoty na nic. Po prostu mnie przytłoczyła, a ja nie umiałam z
nią sobie poradzić. To, co zrobiliśmy… To… Nie tyle, ile niemożliwe. To
straszne. To niedorzeczne. To niepokojące i wiele, wiele więcej. Nie był
straszny sam fakt, że się pocałowaliśmy. Mi się to podobało. Chciałam tego, nie
odepchnęłam go, zachęcałam, przyciągałam. To moja wina, nie jego, ale i tak
oboje powinniśmy tego nie robić.
Odepchnęłam go z impetem. Jednym palcem przetarłam dolną
wargę, która tak na marginesie ciągle nim smakowała. Podkuliłam nogi i z
westchnieniem zamknęłam oczy.
- Za co? – zaskrzeczałam. Ej, dlaczego skrzeczę?
- Co „za co”? – gdy tylko blondyn zabrał głos poczułam
dziwne ukłucie w sercu. Kurde, trzeba było go nie odpychać. Zaraz, czy ja…?
Ach, nieważne.
- Za co mnie przepraszasz? – sprostowałam. Nie chciałam na
niego patrzeć. Nie chciałam. Ale jednak odwróciłam głowę. Boże, po co się
odwracałam?
Zatonęłam. Dosłownie zatonęłam w jego czekoladowych
tęczówkach. One są po prostu… Nieziemskie. Tak, to chyba najlepsze słowo.
Matko, a jak on jest jakąś istotą pozaziemską? I to dlatego mnie tak do niego
ciągnie? Na świętego Ramzesa, Laura, ogarnij się!
- Emm… Chyba za wszystko. Nie powinienem…
- No, nie powinieneś, ani ja nie powinnam. Ale życie już
jest takim jednym wielkim bajzlem, więc nie przepraszaj za coś, na co oboje
mieliśmy wpływ – przerwałam mu. Tak, chamskie posunięcie, ale czasami jedyne,
które można wykonać.
-…Był cię całować… - jego blond czupryna pojawiła się zaraz
kilka centymetrów bliżej. Zdziwiona mordka przyglądała mi się z zaskoczeniem –
Serio się nie gniewasz?
Zakrztusiłam się powietrzem. Zachciało mi się śmiać, ale to
chyba nieelokwentne do tej sytuacji. Krztusiłam się dalej, próbując się nie
udusić i nie roześmiać. A bardzo chciało mi się śmiać. Chyba nieodpowiednie
reakcje zostaną moim hobby. Zamiast ślęczeć i rozmyślać, jak to jest
niezręcznie ja próbowałam okiełznać wybuch wulkanu, który łaskotał mnie w
krtań. Tak, to zdecydowanie lepsze niż męczenie się z ciszą.
W końcu nie wytrzymałam. Najwyraźniej jestem za słaba
psychicznie, aby opanować swoje… zachcianki? Nie wiem, jak nazwać t e n
napad, ale określenie „zachcianka” chyba także do niego pasuje.
***
Noc spędzona w namiocie numer dwa – zaliczone! Tak z dumą
mogę oznajmić, że zaliczyłam to zadanie na sześć. Nie obudziłam się ani razu,
nie chrapałam i nie wkurzała mnie łapa Van na nosie. Gdybym była w jakimś
kiepskim filmie o wojsku generał zapewne rzuciłby tekstem typu: „Dobra robota,
żołnierzu!” , czy coś w tym stylu. No, ale niestety nie jestem w owym filmie i
nie mam okazji zasalutować przystojnemu generałowi… Szkoda…
Od wczoraj ja i Ross się unikamy. A raczej ja unikam jego.
Strach, że zrobię, palnę, czy pokażę mu coś głupiego i nieetycznego okazała się
ponad normą. Więc, gdy czuję na sobie jego uśmiech od razu odwracam głowę. To
jest takie… trudne. To, co się stało nie powinno mieć jakiegoś szczególnego
znaczenia. Ale najwidoczniej miało większe, niż sobie wyobrażałam. Fakt, że
znienacka zaproponowałam sztamę był zadziwiający. A ten mówiący, że przez jeden
nic nieznaczący pocałunek go unikam – przerażający. To nielogiczne, jak jedna głupia
rzecz potrafi namieszać w naszym życiu. To jest po prostu chore. C h o r e. I
ja zdania nie zmienię. Raz możemy się śmiać i wygłupiać, a później udajemy, że
się nie znamy. Nienawidzę świata i teraz przypomniałam sobie dlaczego. Nikt nie
jest tak zmienny i niezrozumiały. A ja jestem realistką. Muszę mieć konkrety,
nie „być może”. Nie umiem się na nim opierać, ono mnie niszczy. Jeszcze jedno
załamanie i już sobie nie poradzę. Nie wyleczę się, nie odżyję. Nie będę
umiała. Zbyt wiele się działo, zbyt wiele przeszłam, aby teraz przechodzić
piekło od nowa.
Wstałam. Pierwszy punkt zaczynający nowy dzień spełniony.
Wyjęłam z walizki pierwsze lepsze ciuchy i poczłeptałam z nimi do toitoia.
Wykonawszy poranne czynności byłam już gotowa na nowe wyzwania. Uśmiechnęłam
się sama do siebie czując unoszący się w powietrzu zapach jajecznicy. Mmmm…
Pycha. A jak robi Ness to już siódme niebo.
Podreptałam w stronę tymczasowej kuchni z uśmiechem
przyklejonym do twarzy. Ha, Nessie robi śniadanko, super! Ja w tym czasie
poszłam na chwilę do Jasa. Sama nie wiem, po co. Po drodze natknęłam się na
Rikera tańczącego z słuchawkami w uszach i śpiewającego jakiś popowy kawałek. Zaśmiałam
się krótko i zdjęłam mu jedną słuchawkę. Popatrzył na mnie z mordem.
- Czego, mendo? – zapodał niezwykle miłe przywitanie.
- Niczego. Nie drzyj się tak, bo
mi uszy odpadną – pipnęłam go w nos i odeszłam parę kroków. Raz, dwa, trzy…
- Ja? Się drę?! Chyba ty!
Pff… Ty wiesz, jakie masz szczęście, że
możesz w ogóle słuchać mojego
głosu? – zaśmiałam się. Brzmiał jak niedowartościowana kobieta w wieku średnim
przechodząca menopauzę.
- Nos bałwana ci w dupę! –
zachichotałam i grzecznie pokazałam mu środkowy palec. – Bałwan się roztopił, a
nos został!
Za tą uwagę blondyn
zmroził mnie wzrokiem, ale zanim zdążył cokolwiek zrobić ja już zniknęłam w
namiocie przyjaciela.
Zastałam go leżącego na
podłodze i rozmawiającego z kimś przez telefon. Speszył się nieco, gdy mnie
zauważył i zakończył rozmowę:
- No, buziaki, pa… Ja też,
papa – uśmiechnął się do ekranu, kiedy oderwał go od ucha. Zaraz jednak uśmiech
zniknął, a pytający wzrok przeszył mnie na wskroś. – Coś chciałaś?
- Tylko pogadać… Ale jak
nie, to nie będę ci przeszkadzała – pokazałam głową wyjście.
- Po co się tak wysilasz,
hmmm? Wiem, że coś ukrywasz, Laura. Coś dużego. Ważnego – zrobił nacisk na
ostatnie słowo. Ma rację, Ukrywam. Ale czy to dobry pomysł, aby wyjawić, co?
- I słusznie. To jest coś
ważnego. Dlatego nie będę ci mówiła do czasu, kiedy nie będę wiedziała na sto
procent. Wystarczy, że ja się martwię, ty nie musisz – jeśli myślałam, że to
złagodzi sytuację, to szczerze się myliłam. On nadal tam leżał… Teraz już
siedział, przeszywając mnie zdegustowanym spojrzeniem.
Był wkurzony, I to nieźle.
Złamałam jedną z najważniejszych zasad przyjaźni. Nie powiedziałam im czegoś
bardzo ważnego. Co ja mówię bardzo! Czegoś niewyobrażalnie ważnego! Mam szansę
wyjechać, rozwijać się. Ale… ale gdy to zrobię nasza przyjaźń i nie tylko to
legnie w gruzach. Będę mogła powiedzieć temu papa, sajonara! Ale nie
chcę tak mówić. Chcę zostać, więc po co ich martwić?! Po co ja sama siebie
oszukuję? Cholernie chcę jechać z chłopakami w trasę!
- Nie wiesz nawet, ile
tracisz chcąc nas trzymać od tego z daleka – rzucił chłodno. Ja poczułam,
jakbym była ze szkła, które właśnie ktoś tłucze. Jego suchy ton, sposób, w jaki
na mnie patrzył. No wszystko… Przyprawiało mnie o ból głowy, ale o wiele
bardziej serca. Serca, które zawsze będzie należeć do moich przyjaciół.
- Wiem. Ale jeszcze więcej
straciłabym mówiąc wam – już ledwo, ale mówiłam. Dla niego, aby się odczepił,
dla jego dobra. Przecież… Ja naprawdę chcę
dobrze!
- Nie, Lau. Ty coś przed
nami ukrywasz, ale tylko po to, aby chronić własny tyłek! – poczułam, jak moje
serce zostało nieodwracalnie uszkodzone. Nawet nie wiedziałam, że takie rzeczy
się czuje. Łzy cisnęły mi się do oczu, ale skutecznie je powstrzymywałam. Ale i
tak, jak znajdę się sama wszystkie ulecą jak topniejący na wiosnę śnieg.
- Ach… - przymknęłam oczy
i przetarłam dłonią twarz. Czy to musi być takie trudne? – Ja… Najlepiej
będzie, jak już nic nie powiem. Sory, że przerwałam rozmowę – rzuciłam krótko i
wyszłam pędem z namiotu.
Łzy piekły mnie w oczy
nieubłaganie i domagały uwolnienia. Ale w czym by to pomogło? Rozklejanie się
nie jest dobrą rzeczą w tym momencie. Nie, to jest pora na bardzo poważny krok.
Bardzo poważny. Jeśli go nie wykonam stracę innych, tak, jak tracę Jasa. Stracę
wszystkich, na których mi tak bardzo zależy. Bri, Vankę, Ella, Ryd… Rika,
Rocksa, RyRy’a, nawet Rossa. Każdy po koleji zacznie się ode mnie odwracać, a
ja tego nie przeżyję. Oni są jedynym, co trzyma mnie przy życiu… Ja… Nie
poradzę sobie bez nich…
- Hej, Ell? Możesz zwołać zebranie
specjalne? – zapytałam słodko się uśmiechając. Przedstawienie czas zacząć…
Brat zmarszczył
brwi i popatrzył na mnie zdziwiony. Ale po chwili przytaknął i zawołał wszystkich
na bardzo ważną rozmowę, w której z pewnością przeważał będzie mój monolog…
***
Usiadłam na
pieńku pośrodku. Wszystkie oczy wpatrzone we mnie. Brad trzymający moją rękę
dla otuchy. Czuję się, jak liliput przy Guliwerze. A nawet gorzej. Wszystkie
spojrzenie – wszystkie – wlepione we mnie. Cały czas czuję obecność chłopaków.
Conn trzymający swoje ręce na moich ramionach, James kładący rękę na moim
kolanie i Tris siedzący na ziemi przede mną. Jednak naprawdę mogę im zaufać. I
oni mogą zaufać mi. Wiem, że pomogą mi przez to przejść. I nawet nie
przeszkadza im fakt, że jeszcze się nie zdecydowałam…
- A więc… -
zaczął za mnie brunet. Posłałam mu dziękczynny uśmiech i spojrzałam z
przerażeniem na zebranych. Wszystkie oczy skierowane na mnie. Masakra…
- Musimy… Ja
musze wam coś powiedzieć… - dodałam po chwili milczenia. Mój głos – niepewny,
drżący – nie równał się z tym codziennym.
- Lau, wszystko
okay? – zapytał Ross. Dziwne, że pierwszym zdaniem, które sklecił, kierowanym
do mnie od czasu naszej popocałunkowej rozmowy jest „Lau, czy wszystko okay?”.
- Nie, Ross, nic
nie jest okay. Proszę… Nie przerywajcie mi… - mój głos załamał się jeszcze
bardziej. Drżenia nie byłam w stanie opanować. Cholera, straszne uczucie!
- Więc mów –
rzucił bez entuzjazmu Jas. W ogóle bez niczego.
Wzięłam głęboki
wdech… Powiedziałam A – musze powiedzieć B. Dalej, dasz radę…
- Chłopaki… Bo…
No… - przymknęłam oczy i mocniej ścisnęłam rękę Brada. Rozwarłam powieki.
Ścisnęłam dłoń jeszcze mocniej, gdy usta bruneta się otworzyły. Zamknął je
prawie natychmiast. – Dostałam propozycję dołączenia do The Vamps… I za serio rozważam skorzystanie z
niej…- rzuciłam na jednym tchu. Słowa były pewne i wiedziałam, że oni są pewni,
ze nie żartuję.
Spojrzałam przed
siebie. Buźki przyjaciół były rozdziawione – oznaka zdziwienia. Strasznego
zapewne. Najgorszy był wyraz twarzy
Ella, kiedy stopniowo przechodził on w złość.
Moje obawy
spełniły się. Stracę ich. Wszystkich, co do jednego. A Ell będzie pierwszy.
Chłopak wstał tak
szybko, że zachciało mi się płakać. Jego twarz była jednym wielkim
pobojowiskiem. Z jeden strony widziałam już ochrzan, jaki szykował, ale z
drugiej rozpacz. Oczy przepełnione furią wywiercały dziurę w moim sercu, które
i tak już nie trzymało się kupy. A teraz… Miałam ochotę zwymiotować, uciec, nie
wracać, a zarazem dostać ochrzan i usłyszeć, że jestem straszną siostrą i
przyjaciółką.
Gdy brat
przemówił już byłam pewna, że złość wygrała z żalem.
- Chyba sobie
żartujesz! Nie mów tylko, że ją przyjęłaś! To.. To okropne! Laura, jesteś moją
siostrą… Przyjaciółką! Jak możesz mi mówić, że chcesz przejść na ich stronę?!
To k o n k u r e n c j a!!! Oni są dla
nas zagrożeniem, dla R5! Czy ty tak sobie wyobrażasz lojalność?! Wobec mnie,
swojego brata?! – wydarł się. Zażenowanie ustąpiło miejsca złości. Nikt nie
będzie mi mówił, że nie jestem wobec ich lojalna! Nikt, nawet własny brat!
- Przesadziłeś
Ell… Ona ma prawo robić, co jej się żywnie podoba, a to, że jest twoją siostrą…
- To oznacza, że
musi trzymać się pewnych zasad! Czy Vanka wyskakuje mi z propozycją od One
Direction?! Nie, bo oni są dla nas zagrożeniem! I ja nie mam zamiaru przerabiać
rozdział R5+The Vamps!
Zezłościł mnie. I
nie tylko mnie. Zezłościł również Brada. A Brad rzadko się złości. Co ja mówię,
on prawie nigdy się nie złości!
- Nie mów tak do
niej! Nie jesteś jej ojcem, żeby dyktować jej, co ma robić, a czego nie! Jak
będzie chciała, to pojedzie z nami! – szarpnęłam z całej siły za rękę bruneta.
Już za dużo dzisiaj niepotrzebnych słów padło, wystarczy!
- Mam prawo mówić
jej, od czego mnie straci… - wysyczał. Szkło, z jakiego mnie zrobiono pękło.
Roztrzaskało się na tysiąc małych kawałeczków. Poczułam, jakby ktoś nagle wbił
mi nóż w plecy. A tym kimś był mój rodzony brat…
- Oj,
przepraszam, czyli, że jeśli będę spełniać marzenia, to stracę brata?! Na tym
według ciebie polega bycie rodzeństwem?! – puściły mi nerwy. Puściłam dłoń
Brada i również się podniosłam. Wzrok Ella zelżał, ale mój przybrał na intensywności.
Miałam już dość tego, co mówił, to mnie zbyt bolało.
- A bycie
przyjacielem?! Chcesz iść w swoją stronę i nas zostawić?! – Riker… Myślałam, ze
chociaż on, ale jednak… Reszta siedziała cicho, nawet nie odważyli się odezwać…
Zebrałam w sobie resztkę złości, zanim popadłabym w depresję.
- Też tak
myślicie? – nic. Zero odzewu. Nie zaprzeczyli… Czyli jednak… - Skoro dla was
ważniejszy jest zespół, niż moje marzenia, to widzicie mnie ostatni raz.
***
Przez całą drogę
do domu płakałam jak małe dziecko. Straciłam ich… Jednak… Nie umiałam zatrzymać
przy sobie najważniejszych osób w swoim życiu… Lecz teraz, gdy łzy zaschły na
policzkach pakując swoje rzeczy do piątej już walizki uświadomiłam sobie, ze
dobrze robię. Może ich straciłam, ale przyjaciele powinni mieć na myśli moje
dobro, a nie swoje własne. Może to egoistyczne myślenie, ale przecież właśnie
na tym polega przyjaźń. I teraz jestem tego pewna. Stuprocentowo.
- Już jesteś
gotowa? – zapytał James biorąc ode mnie ostatnią walizkę. Nie, nie byłam
gotowa. Nie byłam przygotowana na to, co miało mnie spotkać. Nie chciałam, ale
musiałam. Nie ma już odwrotu… Nie ma go już i nie będzie. Moje życie zaczyna
się od nowa.
- Tak, jasne –
uśmiechnęłam się smutno. Bałam się nowego rozdziału. Bez nich. Moich
najbliższych…
- Nie martw się.
Jurto występ, ogłosimy, że jesteś teraz Vamp. Później trasa i jak się wszystko
ustatkuje zamieszamy w piątkę w Londynie, tak, jak planowaliśmy – Conn złapał
dla otuchy moją dłoń. Czyli, że zaczynamy wejście w nowe życie…
- Nie martwię
się.
- Idziemy nanieść
twoje rzeczy do samochodu. Przyjdź zaraz – osądził Brad. Uśmiechnęłam się i
zamknęłam za nimi drzwi.
Pojedyncza łza
spłynęła mi po policzku, gdy lustrowałam pusty pokój. Wzięłam do ramki zdjęcie.
To jedyne rzeczy, których nie brałam. Wyjęłam kartkę z ramki i zgniłam ją w
dłoni. Westchnęłam, po czym wylądowała na dnie mojej kieszeni od spodni.
- Żegnaj domku.
Żegnaj Los Angeles. Żegnaj rodzino, przyjaciele. Żegnaj dawna ja… - po czym
wyszłam i zamknęłam za sobą drzwi od pokoju. Drzwi od starego życia. I
rozpoczęłam to nowe…
~*~*~*~
Mówiłam!!!
Dramma!!! To ostatni rozdział 1 sezonu, ale jeszcze czeka nas epilog i jedziemy
z dwójką! Szczerze, to świetnie mi się to pisało! Myślałam, ze będzie gorzej, a
tu proszę!
Rozpierdzieliłam
wszystko w drobny mak. Lau wyjeżdża, nie wróci do LA. Przynajmniej nie ma
zamiaru :) Wiem, jesteście źli, ale mi
się bardzo podoba zakończenie. Choć ta kłótnia nie wyszła tak dobra, jak
myślałam. Ale wy jesteście od oceniania, więc piszcie!
Dziękuję
za 11 obserwatorów, ponad 10 tysięcy wyświetleń i prawie 200 komentarzy!
Do
napisania przy epilogu, kochani!
Płacze normalnie! Rozdział cudowny a i musisz dokończyć pewnego one shota u nas ;P
OdpowiedzUsuń"Brzmiał jak niedowartościowana kobieta w wieku średnim przechodząca menopauzę"- skąd ty bierzesz takie teksty, ja się pytam? Serio, wczoraj leżałam ryjkiem na dywanie po twoim desperackim pytaniu na gg. Dziś jadę do kostnicy. Nevermind. Rozdział genialny. A jednak nie kłamałaś z tą dramą. Kłótnia, moim zdaniem oddaje emocje, zaistniałe w tym rozdziale. Lau mogła nareszcie wyrazić swoją opinię na temat tego, że ma wyjebane co do zdania jej brata i innych. Poprostu opieprz pierwsza klasa! Naprawdę, czułam te emocje! Prawie tak bardzo jak dzisiaj na angliku, gdy wyłączyłyśmy babce komputer i udawałyśmy, że nie piszemy dzisiaj testu. Wyobraź sobie co TO był za opieprz! Ale wracając, bo zbaczam z tematu. Dlaczego się znowu nie kissnęli?! Rujnujesz moje marzenia, Albert. Mam jednak nadzieję, że w epilogu dojdzie do wymiany śliny pomiędzi głównymi bohaterami. O Boże, co za porypane mam ja myśli! Po dzisiejszej dawce kleju na fizyce mam dość! Z psiapsiółą Olą ryłyśmy z 10 minut z niczego. Nauczycielka nerwicy dostała xd A to wszystko przez to, że mój kochany braciszek usiadł za nami ze swoim inteligent friend. Co oni w mózgach, ja się pytam?! Mówię, żeby mnie nie posuwał, a tu cała klasa ryje. No co za zboczone istoty! I znowu zbaczam z tematu. Mam z tym chyba lekki problem. Można u ciebie się umówić na spotkanie odmóżdżające? Mój mózg potrzebuje natychmiastowej terapii.
OdpowiedzUsuńSoo, w skrócie rozdział cudny, miodek i koniczynka. Czekam na epilog i sezon 2. A właśnie, kiedy można się go spodziewać???
Branoc ;*
Jezus Maria! Jak ty mi to możesz robić się pytam! Kończysz mi w takim momencie? Na gg zostawię ci mnóstwo pytań co do 2 sezonu i wgl nie będzie tak łatwo! O nie!
OdpowiedzUsuńSorka, ale troszkę jestem wkurzona, zmęczona i wgl nie mam siły na pisanie długiego koma, więc go lekko streszcze.
Lex wstawiła rozdział! Ross z jakim miłym pytaniem do Lau. Really sweet<3
Mniej więcej wiem o co c'mon w drugim sezonie bo mi pisałaś streszczenie( w pewnym sensie ).
Rozdział boski, cudowny, miód malinkowy, czekam na nexta. Nie zanudzam.
Do napisania
Laura
Jak dla mnie zakończenie super. Dopiero niedawno znalazłam twój blog i jest super. Mam pytanko drugi sezon zaczynasz od razu, czy robisz jakąś przerwę
OdpowiedzUsuńNie, nie robię przerwy :)
UsuńSama nwm czy mam się uśmiechać czy płakać :) )( rozdział boski jak zwykle więc nie będę ci już tak słodzić :)
OdpowiedzUsuńKuźwa, zamurowało. Niezła rozróba. XD
OdpowiedzUsuńMnie się też podoba, a co! :D Te twoje teksty rozwalają system, ale chyba już o tym wiesz. Straszny jest ten rozdział, naprawdę straszny. Chociaż bardziej strasznie powalający. xd
Teraz tylko czekać na drugi sezon. Naprawdę mnie ciekawi, coś ty dla nas wymyśliła. :)
Lecę czytać epilog ;3
Nosz ja nie mogę, serio pojechała? Jest mi smutno :(
OdpowiedzUsuńZapraszam do siebie http://dancingcinderellastory.blogspot.com