piątek, 19 września 2014

Rozdział drugi: " Co?! [...] To musi być pomyłka."

* Ellington *
- Ooo. Siema sister. - zawołałem, gdy Lau otworzyła drzwi. Aż ją zatkało jak to zobaczyła. Dookoła porozwalane opakowania od Pizzy i puszki po coli. Na żyrandolu wisiały moje skarpetki, a okna umazane były masłem. No ok. Może troszkę przesadziliśmy, ale impreza była na całego. - Jak tam u Raini? - dodałem ze sztucznym uśmiechem.
- Ellingtonie Lee Ratliffie Marano! - wrzasnęła na cały regulator. Będzie dym.
- Ej. Czemu mówisz na mnie Ratliff? Przecież to jest nazwisko panieńskie naszej mamy. - może i jest to mój pseudonim artystyczny, ale nie lubię jak Lau mnie tak nazywa. - Nie lepiej Ellingtonku?
- Halo. Rydel. RYDEL. - Delly stała jak słup soli i patrzyła na Laurę z szokiem wymalowanym na twarzy. - Rydel do cholery jasnej otrząśnij się - moja siostra złapała blondynkę za ramiona i mocno nią potrząsnęła, gdyby nie jej paraliż już bym nie żył. Thant you.
- Ty... Ty... Ty z... z nim... Ty zerwałaś... Z nim... - wydukała przerażona Delly. Ale zaraz, zaraz. To by znaczyło, że moja siostra...
- Laura! - rzuciłem się na szatynkę, złapałem w pasie i podniosłem do góry zataczając przy tym kółko. - Moja mała księżniczka. Wiedziałem, że dasz radę. - pocałowałem ją w czoło. Lekko zdziwiona popatrzyła się na mnie swoimi wielkimi, czekoladowymi oczami, ale zaraz potem mocno się we mnie wtuliła.
- Kocham cię. Ciebie, Van, naszą malutką Megan. Kocham was. I obiecuję, że nie zostawię was dla jakiegoś palanta, co umie mówić tylko o tym, jak to sobie dziś rano włosy uczesał. Nigdy. - oplotła ręce wokół mojego ciała u przyłożyła głowę do mojego torsu. W pewnej chwili zauważyłem, że moja koszulka robi się mokra.
- Królewno, nie płacz. Nie jest on warty twoich łez.
- Ty nic nie rozumiesz. Gdy zaczęłam się z nim spotykać straciłam was. Teraz tracę wszystko. Serial się kończy, wyrzucą mnie zaraz z cheerleaderek i do tego nie mam już mojej ukochanej muzyki. Nie mam niczego. - osunęła się lekko w dół i łkała klęcząc teraz przede mną i ukrywając w swoją twarz w dłoniach. - Niczego. - powtórzyła cicho.
- Hej Laura. Nie martw się. - usiadłem na schodku i przeciągnąłem ja na swoje kolana. Odgarnąłem kosmyk włosów z twarzy i spojrzałem na nią z ogromnym uśmiechem na ustach. - Przecież serial robi sobie tylko dłuższą przerwę, cheerleaderką nigdy nie chciałaś być, a muzykę możesz tworzyć z przyjaciółmi. - Lau uniosła lekko kąciki ust i poprawiła swoją pozycje na moich odnóżach. - I to jest najważniejsze. Przyjaźń.
  Nagle ktoś jak burza wparował do salonu uderzając przy tym Rydel lekko w nos.
- Dostałam SMS - a od Van. - zawołała Bridgit. Bridgit to najlepsza przyjaciółka mojej siostry. Kumplowały się od piaskownicy i znają się jak mało kto. Ona i jej brat są dla dla niej ogromnym wsparciem. - Gdzie Laur... - przerwała zawieszając wzrok na mojej siostrze.
- Bridgit... Błagam... Zaczekaj... Na... - wysapał zadyszany Janson - jej brat.
Blondynka wyciągnęła z torebki butelkę wody i podała bratu. Ten wypił całą jej zawartość za raz i oboje podeszli do nas kładąc ręce na biodrach.
- Ładnie cię ten dupek urządził. Co za palant. - rzekli w tym samym czasie tupiąc nerwowo nogą.
- Choć mała. Napiszemy jakąś piosenkę, to ci od razu przejdzie. Nie myśl o tym idiocie, bo sobie tylko psychikę zepsujesz. - dodała blondi i złapała moją siostrę za rękę ciągnąc ją w swoją stronę. Brunetka posłusznie wstała i wtuliła się w przyjaciółkę, by po chwili znów stanąć na własnych nogach.
- Dziękuję. - szepnęła cichutko i razem z przyjaciółmi zniknęła za drzwiami swojego pokoju.

* Laura *
Usiadłam na swoim łóżku i spojrzałam na pokój. Pod oknem stało biurko przy którym odrabiałam lekcje i i inne tego typu. Naprzeciwko łóżka znajdowała się ogromna szafa, obok której stało stare pianino. Nad pianinem wisiało wielkie zdjęcie na którym byłam ja, Janson i Bridgit. Byliśmy wtedy na ognisku i śpiewaliśmy jakąś piosenkę. Na naszych twarzach widniały ogromne uśmiech. Tylko nasza trójka... Tak już zostanie. BFF. Obok łóżka była szafka nocna po prawej i biblioteczka po lewej stronie. Ściany pokoju pomalowane były na kolor pomarańczowy. Na ścianie o którą opierało się łóżko była wielka Fototapeta z tymi samymi roześmianymi twarzami, jakie widniały na zdjęciu. W każdym możliwym miejscu znajdowały się ramki z uśmiechami naszej trójcy, mojego rodzeństwa, lub samej mnie. Nie lubiłam robić sobie zdjęć z pozostałymi. Nie wiem dlaczego, ale jakoś tak nie za bardzo uśmiechało mi się robienie z nimi głupich min, albo póz.
- Dobra kitka. Przebieraj się i idziemy na plażę. - rozkazał Janson. Kitka, to moje przezwisko z dzieciństwa. - Pospacerować, nie się kąpać. - sprostował. W sumie dobrze, że chcą mnie gdzieś wyciągnąć, bo nie mam ochoty gnić w pokoju. Na dworze jest dość zimno, więc muszę założyć coś cieplejszego.
- To dajcie mi pięć minut. Ja zaraz przyjdę już gotowa. - wypchnęłam przyjaciół z pomieszczenia i zamknęłam drzwi. Stanęłam przed szafą i wyciągnęłam z niej beżowe dżinsy, sweterek pod kolor, brązową torebkę,czarne trampki i beżowy szalik. Z dużej kosmetyczki schowanej w zakamarkach szafy wyciągnęłam czarną bransoletkę i tak ubrana wyszłam z pokoju.
- To co, idziemy? - zapytałam żwawo i uniosłam zgięte ręce, aby przyjaciele chwycili mnie po ramię i razem wyszliśmy z domu.
- To... - przeciągnęła Bridgit. - kto pierwszy, ten lepszy? - zapytała, lecz nie czekając na odpowiedź pobiegła w stronę plaży. Janson i ja wzruszyliśmy ramionami i pobiegliśmy za nią. Śmialiśmy się i krzyczeliśmy na cały głos goniąc się teraz po plaży. Zmęczyliśmy się jednak i musieliśmy zaprzestać tej zabawy. A szkoda. Usiedliśmy na piasku i rozkoszowaliśmy się zachodzącym słońcem.
- Macie ochotę na zapiekankę? - podparłam się na łokciach i spojrzałam na przyjaciół.
- Możesz nam przynieść. - powiedzieli zgodnie.
- Lenie. - parsknęłam, ale już po chwili szłam w stronę sklepiku z różnymi pysznościami, które najczęściej zjada się będąc na plaży. Kupiłam wspomniany przedtem posiłek i położyłam trzy zapiekanki, w nie wiadomo jaki sposób, na rękach tak, że się nie wywaliły. Niezła jestem. Przyznać trzeba.
- Kochana nasza kitka. - blondyna przejęła ode mnie swoją zapiekankę i pokazała mi swoje śliczne białe ząbki, po czym wgryzła je w jedzenie.
- Zaraz trzeba będzie się zbierać. - powiedział smutno brat blondi i po chwili on też zatopił zęby w swoim fast foodzie. Nie ma to jak dobrze zjeść z przyjaciółmi.
- Masz rację. Tylko... - jak im to powiedzieć. Nie chciałabym, żeby spotykali się z tamtymi, ale ...
- Żadne z nas nie odzywa się do Cama i jego paczki ani jednym, nawet malutkim słówkiem. Jasne? - dodała dziewczyna leżąca tuż przy mnie.
- I, żeby było wiadomo. Nawet jeden mały dźwięk wypowiedziany w jego stronę będzie karany śmiercią bolesną. - zachichotał blondasek po drugiej stronie. Kocham ich, na prawdę. Po prostu. za to... Że są.
- Lau, telefon ci dzwoni. - zauważyła blondi. Racja.
- Ty. Brad z The Vamps. Ciekawe co się stało. Przecież teledysk już skończony.
ROZMOWA TELEFONICZNA
Ja: Hej Brad.
Brad: Hej Lau.
J: Coś się stało.
B: Słuchaj, Lau... Bo The Vamps...
J: No, mów. Przecież nic ci nie zrobię.
B: No, Dobra... Bo chłopaki chcieli ci podziękować za współpracę i poprosić, żebyś pojechała z nami w lipcu na wakacje. oczywiście jak chcesz, możesz zabrać przyjaciół.
J: Yyy... Yyy... Ja... Ja nie wiem co powiedzieć.
B: Zastanów się i daj mi znać, jak będziesz pewna. Przemyśl to. Pa.
I rozłączył się. Co ja mam o tym teraz zrobić. Nie wiem. Na razie nie będę nikomu nic mówiła.
- I co chciał. - zapytała zaciekawiona Mendler.
- Nic. Nic ważnego...

* Następny dzień - rano *
   Słońce leniwie zaczęło wkradać się do mojego pokoju i gdy w końcu musnęło moją twarz wróciłam z krainy Morfeusza. Przeciągnęłam się ospale i flegmatycznie otworzyłam oczy. Mój wzrok powędrował na zegarek elektroniczny, który wskazywał godzinę szóstą. Jeszcze raz się przeciągnęłam i usiadłam po turecku na mięciutkim materacu. Gdy już powróciłam do żywych lekko położyłam stopy na dywanie. Spojrzałam na ścianę pokrytą fototapetą i machinalnie się uśmiechnęłam. Wstałam i powędrowałam do okna. Otworzyłam je na oścież i spojrzałam na ulicę. Ludzie pędzący do pracy, dzieci niechętnie dążące do szkoły. Wszystko dodawało osiedlu uroku. Każdy zna tu każdego, każdy każdego wesoło przywita, zaczepi, żeby chwilkę pogadać. Mimo tak wczesnej pory całe L.A tętniło życiem. Skierowałam wzrok ku wielkiemu napisowi Hollywood, który można było zobaczyć zaraz, po wejściu do pokoju, ponieważ okno było duże. Lubię rano przychodzić tu i siadać na parapecie oglądając jak to piękne miasto wraca do nieco nudnej rutyny.
  Weszłam do kuchni w celu zrobienia sobie śniadania. Nikogo nie spotkałam po drodze, ani u celu, więc zapewne wszyscy jeszcze smacznie śpią. Podeszłam do lodówki i wyciągnęłam z niej mleko. Z naściennej szafki wyjęłam miskę, do której nalałam białą ciecz. Z szafki umieszczonej pod blatem wzięłam płatki zbożowe i nasypałam do wyżej wymienionego naczynia. Otworzyłam szufladę, z której wyjęłam łyżkę i ze swoim dzisiejszym śniadaniem wróciłam do pokoju. Usiadłam na parapecie i znów zajęłam się spoglądaniem na miasto pałaszując przy tym posiłek. Gdy już skończyłam odłożyłam pustą miseczkę na biurko. Zbliżała się godzina siódma, więc postanowiłam się w coś ubrać.  Z tym zestawem udałam się do łazienki. Wzięłam szybki prysznic, po którym zrobiłam delikatny makijaż, pomalowałam paznokcie szybkoschnącym lakierem i założyłam na siebie wcześniej przygotowane ubrania. Postanowiłam zamienić tylko torebkę na , ponieważ poprzednia była za mała, by pomieścić moje rzeczy. Uczesałam włosy i postanowiłam zostawić je rozpuszczone. Gotowa spojrzałam na zegarek, który wskazywał godzinę siódmą trzydzieści. Nieźle. Wyszłam z pokoju i cicho zamknęłam drzwi, po czym udałam się do pokoju Meg. Zajrzałam do niego i ze zdumieniem odkryłam, że moja siostra stoi już gotowa na środku pomieszczenia.
- No nareszcie. Ile można na ciebie czekać? Choć obudzimy Ell' a. - mała podeszła do mnie i pociągnęła za nadgarstek w stronę brata. Wpakowałyśmy mu się chamsko do pokoju i wrzasnęłyśmy głośno tuż nad jego uchem.
- Aaaaaaaa - krzyknął jak przerażona dziewczynka i momentalnie wstał z łóżka. - Czy wyście zwariowały?! - darł się dalej stojąc przed nami w szarej koszulce i bokserkach. - Oszaleć z wami można. - dodał trochę ciszej.
- Zbieraj się brat, masz pół godziny. - odparłyśmy w tym samym momencie i uśmiechnęliśmy się do siebie.
 Znów znalazłyśmy się w holu i obie udałyśmy się w stronę salonu.  Tam czekała już na nas Nessa ubrana w to.
- Cześć. - powiedział każda po kolei.
- Siema. - powiedział Ell, który właśnie przed chwilą wszedł do pokoju. - Jedziemy już?
- Jasne. - przytaknęłam i wszyscy wyszliśmy przed dom.
- To czyje auto bierzemy? - zapytała po chwili Van i spojrzała na bruneta.
- Moje. - odparł i jednym kliknięciem otworzył garaż.
 Po chwili siedzieliśmy już w samochodzie brata i żegnaliśmy Meg, która szła do budynku podstawówki. Pięć minut później my też szliśmy w stronę akademii sztuk pięknych.
- Widzimy się na lekcji. - pomachałam rodzeństwu i podeszłam do dwójki przyjaciół.
- Hej. - ucałowałam Jansona w policzek, przy czym on zrobił to samo.
- Siemka. - zawołała Bridgit i teraz to jej usta znajdowały się za mim policzku i vice versa.
- Chodźcie. - blondyn zaczął zmierzać w stronę sali lekcyjnej. - Lepiej, żebyśmy się nie spóźnili.
- Racja. - zawtórowałyśmy mu i usiadłyśmy przed klasą.
- Widziałaś gdzieś Cama? - zapytałam po chwili milczenia.
- Nie. Nie widziałam go dziś. - przyznała blondynka.
- Przestraszył się i postanowił zwiać. - przyjaciel myślał na głos.
 W pewnym momencie zadzwonił dzwonek, który przerwał naszą rozmowę. Rozpoczęła się lekcja muzyki. Sala muzyczna składała się ze sceny instrumentów i krzeseł. Tak. Żadnych notatek, ani nic. Całą lekcję śpiewaliśmy, graliśmy i tańczyliśmy.
- Dobrze. Dziś popracujemy nad waszymi starymi piosenkami. Podzielcie się na trzyosobowe grupy i pomyślcie jakie piosenki chcecie wykonać. Później ustalcie, kto jest za co odpowiedzialny. wiecie, wokalista i instrumenty. Zagracie do momentu, kiedy usłyszycie gwizdek i lecicie z inną piosenką, ok? - wytłumaczyła pani Scott gestykulując i chodząc po całej sali.
- Dobra, to jakie piosenki wybieramy? - zapytał się Janson.
- Myślałam o Ready or not, Hurricane i Shine. - odparłam po krótkim namyśle.
- Ok. Może być. A kto śpiewa? - wszyscy spojrzeli się na Bridgit. No, w końcu dwie piosenki są jej. - Niech wam będzie. Ale Lau gra na keyboardzie, a Janson na gitarze. - oboje przytaknęliśmy na propozycję, a raczej warunek blondynki i już po chwili byliśmy na scenie zaczynając pierwszą piosenkę.
I'm kind of girl
Who doesn’t say a word
Who sits at the curb
And waits for the world, but 
I’m about to break out
about to break out 
I’m like a crook tonight
I caught you staring at me and 
I was thinking clearly 
And now I’m like a bee 
And I’m huntin’ for the honey
And I’m kind of shy, but you’re super fly 
I could be your kryptonite
( Ready Or Not - Bridgit Mendler )


Chorus:
I'm boarding up the windows
Lockin' up my heart
It's like everytime the wind blows
I feel it tearin' us apart
Everytime he smiles, I
Let him in again
Everything is fine when
You're standin' in the eye of the Hurricane
Here comes the sun
here comes the rain
Standin' in the eye of the Hurricane
Hurricane - Bridgit Mendler )


It's your story (It's your story), never ending (Never ending)
Fairy tales, such a magical beginning
Like a candle, you're eyes glisten
As you view the one that you'll be missing
( Shine - Laura Marano )


- Brawo.  Kto następny? - mówiła nauczycielka, a my jej nie słuchaliśmy, tylko cieszyliśmy się ze swojego występu. 
   Nie wiem, kto był drugi, kto trzeci, a co dopiero czwarty. Siedziałam cały czas rozmawiając z przyjaciółmi. I tak minęła mi większość lekcji. Teraz leżeliśmy pod drzewem i zajadaliśmy się jabłkami, które przemyciła dla nas Bridgit. Leżałam głową na jej kolanach, a resztą ciała na zielonym podłożu i rozkoszowałam się zapachem świeżo skoszonej trawy i ciepłem promieni słonecznych. Przeleżeliśmy tak całą przerwę, po czym wróciliśmy do szkoły i udaliśmy się do sali matematycznej. Gdy zadzwonił dzwonek wszyscy rozsiedli się w ławkach tak, jak im najbardziej pasowało. To ostatnia lekcja i ani razu nie zobaczyłam dziś Cama, z czego bardzo się cieszę.
- Dzień dobry. - zawołał nauczyciel wchodząc do klasy. 
- dzień dobry. - wszyscy powtórzyli wspólnie zdanie wypowiedziane przez matematyka wolno i wyraźnie. 
- Niestety dzisiejszą lekcję będziemy zmuszeni odwołać, ponieważ pani Dyrektor przyjdzie zaraz poinformować was o zasadach dotyczących konkursu. - Tak. dziękuję pani Dyrektor. Nie znoszę matmy.
- Witajcie. - powiedziała pani Blue.  - mam dla was informacje dotyczące konkursu grupowego, wiecie, tego co odbywa się co roku. Z tego co widzę skład drużyn trochę się zmienił. Tylko te drużyny są już zarejestrowane i nie da się tego odkręcić, więc jeśli ktoś chce się wycofać, to już za późno. Więc tak: jak co roku, mamy tylko dwie drużyny. Pierwsza to: Cameron Jebo... - ble, ble, ble, ten skład już znam na pamięć. Drugi z resztą też. zasady co roku te same. Halo. Marnuje pani tylko czas. - Drużyna numer dwa: Ellington Marano, Rydel Lynch, Vanessa Marano, Riker Lynch, Tori Vega, Beck Oliver, Jade West, Andrew Power, Rocky Lynch, Ross Lynch, Cat Valentine, Bridgit Mendler, Laura Marano, Janson Mendler.
- Co?! - Bridgit, Janson i Ja wstaliśmy natychmiastowo ze swoich miejsc i aż pisnęliśmy. - To musi być pomyłka.
- Nie. Wczoraj był u mnie Cam, żeby was wypisać z jego drużyny i przepisać do tej. Powiedział, że to wasza decyzja. - teraz już wiem, czemu den debil się nie zjawił dziś w szkole. Co za idiota.
*********************************************************************************
Hej. To już drugi rozdział na tym blogu, z czego bardzo się cieszę. Bardzo proszę o komentarze. Pozdrawiam Seety ;-)




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Jeśli masz ochotę skomentować danego posta, śmiało. Wasze opinie się liczą