Boże, czego one tu jeszcze chcą? Mało im? Ugh.... Dlaczego ja?
- Hej, Meg poczekaj. To załatwisz nam bilety na koncert R5, czy nie? Tak szybko zniknęłaś, ze nawet nie wiemy. - znów zakpiła sobie Debby. Masakra jakaś.
- Ale Ratliff to na prawdę mój brat. Nadal tego nie czaicie? Laura, Vanessa i Ellinghton 'Ratliff' Marano to moje rodzeństwo!!! - załamałam ręce i poszłam dalej w głąb korytarza.
- Phi! Na pewno. To, że masz na nazwisko Marano nie robi z ciebie ich siostrzyczki. Zwykły przypadek. Phi! - prychnęła kpiąco Irma. Boziuniu. Co ja z nimi mam.
- Nie wierzysz? - w mojej obronie stanął nie kto inny jak Brad. Obok niego stali Rico i Gabe.
- No, coś nie za bardzo. - uśmiechnęła się sztucznie i odrzucając włosy do tyłu opuściła szkolny ganek. I dobrze.
- Wiedźma. - wysyczałam pod nosem. - Dzięki. - podziękowałam lekceważąco blondynowi i chciałam wyjść, tak jak przed minutą Debby, ale zatrzymał mnie czyiś mocny uścisk na nadgarstku.
- Meg. Porozmawiajmy. - poprosił Bradley. W jego głosie nie było słychać gniewu, czy złości. Był smutny. Tylko, dlaczego?
- Nie. Nie mamy o czym. - modliłam się w duchu, aby tylko nie próbował spojrzeć w moje oczy. Jeśli to zrobi, to pozamiatane.
- Proszę... - ugh... Spojrzał. Podniósł głowę i spojrzał mi oczy. Ja zrobiłam to samo, ale po chwili mocno tego pożałowałam.
- No... Dobra. - Bosz... Jaka ja głupia jestem. Serio Meg? Serio? Ten tylko spojrzy, a ty już wymiękasz? Ugh... A ja byłam zła na Lau, gdy... Ugh!!!
- Chodź. - rozluźnił lekko uścisk, jednak nadal mój nadgarstek był przez niego kontrolowany. Pociągnął mnie w stronę podwórka szkolnego. Usiedliśmy na murku, który odgradzał ogród, który był również własnością szkoły i zaczęliśmy rozmowę.
- Ładnie dziś wyglądasz. - uśmiechnął się do mnie. Powiedział to pewnie, by rozluźnić atmosferę. I szczerze mu się to udało. Przewróciłam z rozbawieniem oczami i odruchowo spojrzałam na swój dzisiejszy ubiór.
- Dzięki. To... O czym chciałeś gadać? - nosz, głupia ja! Nie mogłaś zadać idiotyczniejszego pytania? Pomysły się skończyły?
- O... O tym konkursie. Wiem, że ci zależało, a ja wszystko schrzaniłem. Przepraszam. - spuścił wzrok i wbił go w swoje trampki, które huśtały się do przodu i do tyłu.
- Dlaczego? Dlaczego nie przyszedłeś? - poprawiłam swoją pozycję i przysunęłam się bliżej niego kładąc mu głowę na ramieniu i splatając dłonie. - Dlaczego.
Chłopak spojrzał na swoje spodnie, na których znajdowały się nasze ręce. Ścisnął je mocniej i położył głowę na mojej. Nasze twarze były wciąż skierowane ku złączonym dłoniom. W pewnym momencie blondyn podniósł swoją.
- Bo się bałem, że cię zawiodę. Nawet nie pomyślałem, że tym zawiodę cię bardziej. Przepraszam cię. Ja... Ja nie wiedziałem, czy dam radę. Zrozum, że zależy mi na tobie i nie darowałbym sobie... - strzelał słowa jak z karabinu maszynowego, ale w pewnym momencie przestał. A raczej ja mu w tym przeszkodziłam. Pocałowałam go. Tak po prostu. Nie wiem, co mną kierowało, gdy to zrobiłam, ale na pewno nic dobrego. Choć dobrze wiem, ze nie powinnam, to cieszyłam się z każdej sekundy tego pocałunku. Mój pierwszy. Taki magiczny, ten jedyny. Nie tak go sobie wyobrażałam, a jednak nie zamieniłabym go na żaden inny.
Z lekka zaskoczony chłopak z początku stał sztywny. Już chciałam odczepić swoje usta od jego, ale wtem to on wpił się w moje wargi. Całował mnie delikatnie, a jednak zdecydowanie. Dla mnie ta chwila mogła trwać wieczność. I tak było. Niestety wszystko, co dobre kiedyś się kończy. Odkleiliśmy się od siebie i spojrzeliśmy głęboko w oczy. Przygryzając delikatnie dolną wargę badałam każdy ich kawałek. Próbowałam go rozszyfrować, a gdy już prawie mi się udawało zatracałam się w nich i zapominałam o Bożym świecie.
- Przepraszam. - wyszeptał. Jago oddech lekko muskał moją skórę, a słowa odbijały się od ust.
- Wybaczam. - również ściszyłam głos i mocno go przytuliłam. Brakowało mi go. Tego, że mogłam zatonąć w jego silnych ramionach. Tego, że mogłam mu się zwierzyć, lub po prostu z nim pobyć. Brakowało mi GO.
Niestety coś musiało nam przerwać tą romantyczną chwilę. A mianowicie dzwonek. Dzwonek na ostatnią dzisiejszego dnia już lekcję.
Podczas francuskiego nie potrafiłam się skupić. Cały czas podszyłam w okno i rozmyślałam nad poprzednimi wydarzeniami. Jeśli za tydzień zaliczę test z gramatyki to to będzie cud. W pewnym momencie mój telefon zaczął wibrować. Na szczęście zauważyłam to przed nauczycielką i odczytałam SMS-a. Wiadomość nadał Ell. Brzmiała ona tak:
" Przyjedziemy dziś po ciebie z Lau i Van ślicznotko. Nie musisz iść na pieszo. Poza tym nie będziemy czekać w aucie, bo musimy pogadać z twoją wychowawczynią. Też masz lekcję? Ja matmę i odliczam w sekundach, bo minuty są za wolne ;* "
Gdy tylko przeczytałam tekst uśmiechnęłam się do ekranu komórki. Wreszcie te wiedźmy uwierzą, że jestem siostrą TYCH Marano.
Lekcja dalej minęła mi na odliczaniu do przyjazdu rodzeństwa. W końcu, gdy zadzwonił dzwonek po klasie rozległ się dźwięk towarzyszący otwieranym drzwiom. Przez nie wystawała pewna dobrze mi znana brązowa czupryna. Po chwili ta czupryna przerodziła się w postać pięknej, młodej kobiety. Przynajmniej ja tak postrzegam moją najbardziej zbliżoną do mnie wiekiem siostrę. Gdy zaraz za nią do sali weszła czarnowłosa siostra i brązowo-włosy brat wszyscy siedzieli z rozdziawionymi pyśkami. Punkt dla mnie.
- Dzień dobry. - uśmiechnęło się moje rodzeństwo, a Lau dodatkowo pomachała do uczniów.
- Witam państwa. Miło mi was widzieć. - przywitała się nauczycielka.
- Chciała nas pani widzieć. - ponaglił Ell. Ciekawe po co.
- Tak, tak. Chciałabym, żebyście zostali naszymi klasowymi bohaterami. - ale super. Moje rodzeństwo będzie bohaterami naszej klasy. W naszej szkole prowadzona jest akcja OD ZERA DO BOCHATERA. Chodzi w niej o pokazywanie uczniom, że nawet taki zwykły dzieciak, jak my może dojść do czegoś w życiu. Cieszę się, że wypadło akurat na nich. Teraz co tydzień do końca roku będziemy mieć po lekcjach spotkanie, na którym będziemy dowiadywać się czegoś o życiu w świetle reflektorów od nastolatków, którzy prócz tego na scenie prowadzą również normalne życie.
- To... Tt...Tttoo.... To... - jąkała się Debby. Biedaczka. Czujecie ten sarkazm?
- rodzeństwo Marano. - odrzekłam, jakby to było oczywiste. Bo przecież jest.
- Siemka siostra. - Lau podeszła do mnie, w czasie, gdy Ell i Vanka załatwiali coś z moją wychowawczynią.
- YOLO. - zaśmiałam się. - Co tam u ciebie?
- Spoko. Jakoś leci. A u ciebie? - zapytała podejrzliwie patrząc na Brada. Osz... Chyba się nie domyśla.... No bo.... Jak....
- Też leci. - uśmiechnęłam się nerwowo.
- To dobrze.
* Narrator *
- Zmaż z ust błyszczyk. PS. Nie całuj się więcej z Meg w miejscu publicznym. Nawet ja to wiem. - szepnęła brunetka przechodząc obok młodego Lynch'a.
- Ale.... Jak ty... Skąd.... - chłopak popatrzył się na nią ze zdziwieniem. Z jednej strony zaszokował go fakt, iż Laura zauważyła tak drobny szczegół. Z drugiej jednak zachowanie szatynki było nie do przewidzenia. To, że przyjęła to tak spokojnie. Nawet się śmiała.
Brad lubił w niej to, że nie podchodzi do życia zbyt poważnie. Czerpie z niego jednak garściami. Zawsze wspierał przykład kobiety, z którą chce spędzić resztę życia właśnie na niej. Opiekuńcza, odpowiedzialna, ale zarazem szalona i zabawna.
Megan jednak od zawsze wzorowała się na Laurze. Jest to dla niej przykład pięknej, mądrej,młodej kobiety. Tak ją postrzega i za każdym kolejnym dniem się w tym utwierdza.
Dlatego ta dwójka tak dobrze się dogaduje. Oboje chcą tego samego. Oboje mają taki sam plan na przyszłość. ambitne cele. Ale to dzięki NIEJ wiedzą, jak powinna wyglądać przyjaźń, braterstwo, a nawet miłość. Dzięki niej mają pojęcie, co to wszystko znaczy. I to ona motywuje ich do tego, by zawsze dawali z siebie 100%, ale też tyle brali. Bo w dzisiejszym świecie nie wystarczy, że człowiek się stara. Zostaje jeszcze kwestia, ile potrafi z tego wyciągnąć. Bo bezinteresowność już wyginęła. Tak samo jak dinozaury, czy mamuty. A jeśli nawet, to człowiek bezinteresowny nie pożyje sobie długo na tym świecie. Teraz trzeba walczyć o swoje i się o to upominać. Nikt nic nie dostaje ot tak. Ale też często jeśli to "ot tak" robi człowiek, który ma znajomości dostaje więcej, niż ktoś, kto nigdy nic nie miał "ot tak". Dzisiejsza rzeczywistość nie jest czarno - biała, ale tu można by polemizować, czy to dobrze. Czarno - białe barwy nie muszą być od razu złe i nieprzyjemne. Może to być oznaka pewnego harmonijnego zgrania się ze sobą. Nie koniecznie barw. Niektórym czarno-biały przypomina spokój, jeszcze innym dopasowanie. Tak jak w słynnej legendzie o Yin i yang.
Natomiast w świecie szaleje teraz burza kolorów. Każdy jest roztrzepany, inny. Jedni dobrzy, drudzy źli. Ale to nie koniec. Prócz tego, przecież są również inne barwy. Czyli tak naprawdę ludzie...
- Tylko Meg kradnie mi go. - pokazała rozbawiona na usta blondyna. - A ja go specjalnie z Australii sprowadzam.
- Jesteś wielka. - odpłacił jej się tym samym, po czym szatynka odeszła w stronę nauczycielki.
- Czyli, że mamy zacząć już dziś? - dopytywał się Ratliff.
- Jeśli byście mogli. - pedagog przesłała im proszące spojrzenie, jednak nie dawała po sobie poznać niczym innym, że jej na tym zależy.
- Jasne. - zawołała ochoczo Van. - Tooo... Co mamy zrobić?
- Opowiedzcie najpierw kim jesteście, co robicie itp. dobrze? - kobieta bardziej stwierdziła niż spytała nastolatków,którzy zastanawiali się, jakby tu przedstawić swoją, zawiłą, historię. Jak prawie w każdej biografii niektóre rzeczy są zbyt prywatne, by je rozpowszechniać.
Rodzeństwo stanęło przed tablicą, w ten sposób mając przed sobą widok siedzących na dywanie jedenastolatków.
- Więc... - zaczęła niepewnie Lau i spojrzała się na brata z prośbą o pomoc.
- Co chcielibyście o nas wiedzieć? - dokończył szybko szatyn.
W górę poszło wiele rąk, ale pierwsza, wystrzelona z prędkością światła należała do niejakiej Debby.
- Tak? - Vanka wskazała dziewczynkę dłonią.
- Czy macie rodzeństwo? - zapytała szybko i chaotycznie, przez co Marano musieli dokładnie przetrawić jej słowa, by je zrozumieć, a co dopiero odpowiedzieć.
- Tak, mamy. Megan Marano. Nie znacie? - zapytała zdziwiona szatynka. Od zawsze myślała, że klasowi koledzy jej siostry wiedzą, kim jest.
- Co?! Meg jest niby waszą siostrą?! Phi! Wypraszam sobie!!! Ona nie ma prawa być spokrewniona z wami. TYMI Marano! Phi! - zbulwersowana dziewczynka wyszła z klasy trzaskając przy tym drzwiami, że te wypadły prawie z nawiasów.
- Eeee..... To my może.... - zaproponował Ell wskazując na miejsce, w którym znajdowały się uszkodzone drzwi.
- My już pójdziemy. - Laura pokiwała z przerażeniem głową i po chwili oni + Meg znajdowali się już przy samochodzie.
- Hah. Co to było? - zapytała rozbawiona szatynka.
- Chyba ją wystraszyłaś. - zaśmiała się Van.
- Nie mogę z niej. Jak ty to wytrzymujesz? - brązowooka skierowała to pytanie do młodszej siostry jednak cały czas była zajęta próbami opanowania się.
- To... Tt...Tttoo.... To... - jąkała się Debby. Biedaczka. Czujecie ten sarkazm?
- rodzeństwo Marano. - odrzekłam, jakby to było oczywiste. Bo przecież jest.
- Siemka siostra. - Lau podeszła do mnie, w czasie, gdy Ell i Vanka załatwiali coś z moją wychowawczynią.
- YOLO. - zaśmiałam się. - Co tam u ciebie?
- Spoko. Jakoś leci. A u ciebie? - zapytała podejrzliwie patrząc na Brada. Osz... Chyba się nie domyśla.... No bo.... Jak....
- Też leci. - uśmiechnęłam się nerwowo.
- To dobrze.
* Narrator *
- Zmaż z ust błyszczyk. PS. Nie całuj się więcej z Meg w miejscu publicznym. Nawet ja to wiem. - szepnęła brunetka przechodząc obok młodego Lynch'a.
- Ale.... Jak ty... Skąd.... - chłopak popatrzył się na nią ze zdziwieniem. Z jednej strony zaszokował go fakt, iż Laura zauważyła tak drobny szczegół. Z drugiej jednak zachowanie szatynki było nie do przewidzenia. To, że przyjęła to tak spokojnie. Nawet się śmiała.
Brad lubił w niej to, że nie podchodzi do życia zbyt poważnie. Czerpie z niego jednak garściami. Zawsze wspierał przykład kobiety, z którą chce spędzić resztę życia właśnie na niej. Opiekuńcza, odpowiedzialna, ale zarazem szalona i zabawna.
Megan jednak od zawsze wzorowała się na Laurze. Jest to dla niej przykład pięknej, mądrej,młodej kobiety. Tak ją postrzega i za każdym kolejnym dniem się w tym utwierdza.
Dlatego ta dwójka tak dobrze się dogaduje. Oboje chcą tego samego. Oboje mają taki sam plan na przyszłość. ambitne cele. Ale to dzięki NIEJ wiedzą, jak powinna wyglądać przyjaźń, braterstwo, a nawet miłość. Dzięki niej mają pojęcie, co to wszystko znaczy. I to ona motywuje ich do tego, by zawsze dawali z siebie 100%, ale też tyle brali. Bo w dzisiejszym świecie nie wystarczy, że człowiek się stara. Zostaje jeszcze kwestia, ile potrafi z tego wyciągnąć. Bo bezinteresowność już wyginęła. Tak samo jak dinozaury, czy mamuty. A jeśli nawet, to człowiek bezinteresowny nie pożyje sobie długo na tym świecie. Teraz trzeba walczyć o swoje i się o to upominać. Nikt nic nie dostaje ot tak. Ale też często jeśli to "ot tak" robi człowiek, który ma znajomości dostaje więcej, niż ktoś, kto nigdy nic nie miał "ot tak". Dzisiejsza rzeczywistość nie jest czarno - biała, ale tu można by polemizować, czy to dobrze. Czarno - białe barwy nie muszą być od razu złe i nieprzyjemne. Może to być oznaka pewnego harmonijnego zgrania się ze sobą. Nie koniecznie barw. Niektórym czarno-biały przypomina spokój, jeszcze innym dopasowanie. Tak jak w słynnej legendzie o Yin i yang.
Natomiast w świecie szaleje teraz burza kolorów. Każdy jest roztrzepany, inny. Jedni dobrzy, drudzy źli. Ale to nie koniec. Prócz tego, przecież są również inne barwy. Czyli tak naprawdę ludzie...
- Tylko Meg kradnie mi go. - pokazała rozbawiona na usta blondyna. - A ja go specjalnie z Australii sprowadzam.
- Jesteś wielka. - odpłacił jej się tym samym, po czym szatynka odeszła w stronę nauczycielki.
- Czyli, że mamy zacząć już dziś? - dopytywał się Ratliff.
- Jeśli byście mogli. - pedagog przesłała im proszące spojrzenie, jednak nie dawała po sobie poznać niczym innym, że jej na tym zależy.
- Jasne. - zawołała ochoczo Van. - Tooo... Co mamy zrobić?
- Opowiedzcie najpierw kim jesteście, co robicie itp. dobrze? - kobieta bardziej stwierdziła niż spytała nastolatków,którzy zastanawiali się, jakby tu przedstawić swoją, zawiłą, historię. Jak prawie w każdej biografii niektóre rzeczy są zbyt prywatne, by je rozpowszechniać.
Rodzeństwo stanęło przed tablicą, w ten sposób mając przed sobą widok siedzących na dywanie jedenastolatków.
- Więc... - zaczęła niepewnie Lau i spojrzała się na brata z prośbą o pomoc.
- Co chcielibyście o nas wiedzieć? - dokończył szybko szatyn.
W górę poszło wiele rąk, ale pierwsza, wystrzelona z prędkością światła należała do niejakiej Debby.
- Tak? - Vanka wskazała dziewczynkę dłonią.
- Czy macie rodzeństwo? - zapytała szybko i chaotycznie, przez co Marano musieli dokładnie przetrawić jej słowa, by je zrozumieć, a co dopiero odpowiedzieć.
- Tak, mamy. Megan Marano. Nie znacie? - zapytała zdziwiona szatynka. Od zawsze myślała, że klasowi koledzy jej siostry wiedzą, kim jest.
- Co?! Meg jest niby waszą siostrą?! Phi! Wypraszam sobie!!! Ona nie ma prawa być spokrewniona z wami. TYMI Marano! Phi! - zbulwersowana dziewczynka wyszła z klasy trzaskając przy tym drzwiami, że te wypadły prawie z nawiasów.
- Eeee..... To my może.... - zaproponował Ell wskazując na miejsce, w którym znajdowały się uszkodzone drzwi.
- My już pójdziemy. - Laura pokiwała z przerażeniem głową i po chwili oni + Meg znajdowali się już przy samochodzie.
- Hah. Co to było? - zapytała rozbawiona szatynka.
- Chyba ją wystraszyłaś. - zaśmiała się Van.
- Nie mogę z niej. Jak ty to wytrzymujesz? - brązowooka skierowała to pytanie do młodszej siostry jednak cały czas była zajęta próbami opanowania się.
( Laura pytająca się Meg " Jak ty to wytrzymujesz? " )
- Jakoś daję radę. Nie śmiej się tak. Denerwując jesteś. Ugh! - wrzasnęła Meg i odeszła parę kroków od roześmianego rodzeństwa.
W tym czasie szatynka szturchnęła lekko brata i pokazała głową na młodą. Ze złowieszczym uśmieszkiem założyła ręce na klatkę piersiową.
- Ekhem... A jak tam ten twój Brad, hm? - dziewczyna próbowała zachować powagę, ale nie udało jej się to i znów napadł ją niepohamowany śmiech. Aż musiała ocierać łzę spod powieki.
Jednak Megan nie było do śmiechu. Spuściła głowę zawstydzona i oblała się rumieńcem. Nerwowo grzebała nogą w ziemi i nie miała odwagi, ani nawet zamiaru patrzeć się na śmiejącą siostrę.
- Em.... My.... No.... Znów się.... Przyjaźnimy. - choć wiedziała, że jeden pocałunek nie robi z nich pary zawahała przy odpowiedzi. Bo... Czym tak naprawdę byli teraz dla siebie Brad i Meg? A raczej kim?
- Nom.... Czekamy. - niecierpliwił się Ell. Odezwała się jego strona pod nazwą Jestem zazdrosny o każdego faceta, który próbuje zbliżyć się do moich siostrzyczek i mam ochotę go udusić.
- Oj tam, oj tam. Pierwszy Kiss mojej siostrzyczki musiał się kiedyś wydać. - Laura podeszła do Meg i mocno ją przytuliła. Była szczęśliwa z tego powodu, że jej siostra dorasta. Nie można tego jednak powiedzieć o ich rodzeństwie. Ci stali tylko ze zdziwionymi pyśkami i nie mogli z siebie wydusić żadnego słowa.
- Hello!!! Jak ja się pierwszy raz całowałam, to tak nie zareagowaliście. - szatynka wymachiwała rękoma na wszystkie strony próbując wybudzić rodzeństwo z transu.
- To ty się już całowałaś?! - wrzasnął Ell.
****
- Dobra. Jest już piątek, wiem, ale musicie się przyłożyć. - błagała Laura po raz kolejny.
- Ale to za trudne jest. Weź zatańcz jeszcze raz. - prosiła Rydel.
Wszyscy bohaterowie, tj.: Rodzeństwa Lynch i Marno ( ci starsi ), Bliźniaki, Jade, Cat, Tori, Beck, i Andrew, byli na próbie ( wreszcie próba!!!! Nom, będzie ich kilka, bo konkurs trwa ~ Diamond )
- Ugh. Patrzcie uważniej. - wrzasnęła Lau i znów włączyła muzykę. I zaczęła tańczyć w jej rytm( mniej więcej. Chyb wiecie, o co mi chodzi ~ Diamond ) Janson towarzyszył jej przy tym. Wszyscy pozostali patrzyli na nich z wielkim przejęciem. Może z początku kroki wydawały się amatorskie, wręcz jak dla przedszkolaka. Później jednak zaczynał się prawdziwy rollercoster. Tym bardziej, że to było tylko " Sprawdzenie poziomu ". A jeśli mieli wymyślać już prawdziwe układy na tym samym samym poziomie, to... uch....
- A nie możemy czegoś takiego zatańczyć? - Delly odczyniła swój dziwaczny taniec, po czym zetknęła się ze wzrokiem rozbawionej Laury.
- A nie możemy czegoś takiego zatańczyć? - Delly odczyniła swój dziwaczny taniec, po czym zetknęła się ze wzrokiem rozbawionej Laury.
( taniec Delly )
- Ryd, skarbie. - zaczęła roześmiana - Idźcie już na przerwę. - ponaglił towarzystwo, które odetchnęło z ulgą. - Jak dzieci. - uśmiechnęła się sama do siebie i sięgnęła po butelkę z wodą. Upiła łyk, drugi, trzeci. Piła tak zachłannie, że sama tego nie pojmowała.
- Chodź! Gramy w butelkę. - zawołała Cat.
- Już idę.- odkrzyknęła, po czym skierowała się w stronę grupki, która siedziała w kółku.
- Kto kręci pierwszy? - zapytała.
- Rik. - odrzekła Tori, po czym podała butelkę przyjacielowi.
- Ha! Laura! Wyzwanie, czy pytanie? Wyzwanie? Super - blondyn nie pozwolił swojej " wybrance " odpowiedzieć, iż zrobił to przed nią wystrzelając słowa niczym karabin maszynowy swoje pociski.
- Tak Rik. Wyzwanie. - Lau przewróciła teatralnie paczadłami i czekała na przedstawienie planu blondaska. miał on co przedstawiać.
- Więc, Lauro Marie Marano. Urodzona 29 listopada 1995 roku. Brązowooka szatynko.
- Riker!!! Ogar dupę i mów o co c'mon. - wspomnianym blondi potrząsnęła jego siostrzyczka siedząca obok.
- Dobra, dobra... Więc musisz.....
*****
- No chyba nie! Nie zrobię tego! - wrzasnęła Laura oburzona.
- Albo zrobisz, albo czeka cię kara. moja kara jest straszna. - zaśmiał się Rik złowieszczo.
- Ugh. Czyli, że muszę wskoczyć do tego basenu, tak? - upewniała się szatyna.
- Tak.
- I to w ciuchach?
- Tak.
- Mogło być gorzej.
*******
Aloha! Koniec rozdziału 9. Mam nadzieję, że fajny.
Ja nie mam żadnych info, więc skończę tym któtkim.... Czymś.
Buziaki ~ Dimond
PS.: Sorki za błędy!!!
I gif:
Super tylko troche krotki ale wiem, ze ci przeszkadzalam hehe wredna ja. Qiec jeszcze raz super i czekaj na kolejna czesc 20. Jutro papatki - Kinga:-):-*:-*:-*:-*:-*<3<3<3<3<3
OdpowiedzUsuńOj tam zaraz przeszkadzałaś. Przynajmniej mi czas umiliłaś. PS. Mama już myśli, że jestem uzależniona od kompa i fona, bo z Tobą na czacie siedzę. A rozdział krótki, bo się dowiedziałam, że piszę z dziewczyną, która pisze z TĄ Anabell, skupić się nie mogłam. Do napisania ;)
UsuńDo napisania :-)
Usuń