Notka kochani!!!
* Ross *Szedłem właśnie do szkoły, gdy usłyszałem, że ktoś natarczywie trąbi. Z niechęcią odwróciłem głowę w stronę ulicy. Myślałem, że zobaczę tam kogoś, kogo znam, kto na mnie przed chwilą trąbił. I miałem niestety rację. Z czarnego mercedesa wyszedł nie kto inny, jak Cam. Pewnie doczepi się teraz mnie, bo wczoraj pomogłem Lau... Marano. Po co ja się w ogóle w to pakowałem. Każdy siedział cicho i nic nie mówił, to ja oczywiście musiałem się odezwać. A teraz ten kretyn się mnie doczepi i do końca szkoły mam za przeproszeniem przesrane ( sorki za zwrot, ale nie wiedziałam, co by innego tu użyć ~ Diamond ).
- Hej, Ross. Zaczekaj chwilkę. - zawołał blondyn.
- Czego? - wycedziłem zły.
- Odpierwiastkuj się od Laury, dobra? - wow. No szybki jest. Ale żeby tak od razu prosto z mostu.
- A niby czemu? - zapytałem z przesłodzonym uśmiechem.
- Bo nie jesteś jej wart. - odpłacił mi się tym samym.
- Nie martw się. Nie zarywam do niej. Jest ładna i w ogóle, ale to zdecydowanie nie mój typ. Twój chyba też nie, skoro na siłę robiłeś z niej lukrowaną laleczkę, hę? - uśmiechnąłem się i wyminąłem go jednym zwinnym ruchem .
- Taka Lau jest jak najbardziej w moim typie. Czasem po prostu docenia się coś, dopiero, gdy się to straci. Powiedz jej, że... Mi na niej nadal zależy. - krzyknął w moją stronę i wrócił do auta. Bosz... Jaki on natrętny. Współczuję Lau... Marano. Ugh... Ross!!! Ogarnij się!!!
- Siemka stary. - podbiegł do mnie Beck, który tulił do siebie Jade.
- Hej. - odparłem.
- Czego chciał ten pajac? - zapytała czarnowłosa.
- Niczego. Myślał, że startuję do Lauryyy..... Marano. - poprawiłem. No co ze mną jest?!
- No to ma facet nosa. - zaśmiał się Beck.
- Ha ha ha. Sorki, ale buntowniczki zostawię tobie, bo o wiele lepiej wyglądają u twojego boku. - wskazałem na Jade. Czarne włosy, granatowe pasemka, czerwona koszula w kratkę, czarne rurki i glany z ćwiekami - to cała ona.
- Właśnie. - uśmiechnęła się w stronę swojego chłopaka i delikatnie go pocałowała. Ja odwróciłem głowę i odchrząknąłem głośno. Odskoczyli od siebie zawstydzeni i nerwowo zaczęli grzebać butami w ziemi.
- Simanko!!! - kogo jeszcze niesie?
- Hejk....aaaa - przeciągnąłem widząc przed sobą Cat. Zmieniła kolor włosów!!! Miała ładne, brązowe, a teraz jakieś ognisto - czerwone!!! Nie, to różowy jest!!! - Cat, coś ty zrobiła z włosami?!
- Przefarbowałam. Ładnie, nie? - uśmiechnęła się rozbrajająco. Jade już otworzyła usta, aby coś powiedzieć, ale westchnęła cicho. Aj ta nasza głupiutka Cat. Ale gdyby tak się przyjżeć, to nawet ładnie jej w tym kolorze.
Weszliśmy do klasy. Mieliśmy teraz aktorstwo z Sikowitz'em. Uwielbiam tego gościa. Jest niesamowity. Szalony, jak mało kto. Też bym tak czasem chciał, ale zdaję sobie sprawę z tego, że ja jestem nudny, tak samo jak całe moje życie.
Usiedliśmy na krzesłach i czekaliśmy na rozpoczęcie lekcji. Do klasy po kolei wchodziła reszta naszej paczki. Najpierw przyszła Tori, później Andrew, Ell, Van i moje rodzeństwo. Pokłóciliśmy się dziś i każdy poszedł do szkoły sam. Poszło o to, co robimy na śniadanie. Masakra.
Gdy zadzwonił dzwonek w klasie brakowało tylko Trójcy ( czyt. Bridgit, Jansona i Lau... Marano ). Nauczyciel wszedł do klasy specjalnym wejściem i zaczął ględzić coś o improwizacji. W pewnym momencie telefon Ell'a zaczął wibrować, co nie uszło uwadze nauczycielowi.
- Ell, wyłącz telefon, jak przychodzisz na moje lekcje. - ostrzegł z powagą.
- Przepraszam, ale to Laura dzwoni. Martwię się, nie przyszła na lekcje. - odparł załamany szatyn.
- Dobrze. Odbierz. Tylko wyjdź na korytarz. - poinstruował mężczyzna, po czym osiemnastolatek zniknął za drzwiami. Nie było go... pięć, może dziesięć minut.
- Zwolni mnie pan?! - zawołał zadyszany Ratliff.
- Czemu? Co się stało? - zapytał zdezorientowany nauczyciel.
* W tym samym czasie u Bridgit, Jansona i Laury *
* Narrator *
- No, ale przecież mówię, że ja nic nie zrobiłam! - Laura po raz setny próbowała utwierdzić funkcjonariusza w swojej niewinności.
Trójka przyjaciół siedziała teraz na komisariacie i kłamała ile się da, żeby nie dostać się za kratki. Niektóre rzeczy były oczywiście prawdą, albo zostały zatajone.
- Jak to nic pani nie zrobiła?! Przecież w zgłoszeniu mamy czarno na białym, że wdała się pani w bójkę ze staruszką!!! - wrzasnął policjant zmęczony już ciągłym przesłuchiwaniem nieugiętych do tej pory dzieciaków.
- Ale ona nic nie zrobiła!!! No niech nas pan puści wolno. - żaliła się Bri.
Nastolatkowie wdali się w bójkę ze starszą panią, która nie chciała ich podwieźć do szkoły. Grupka była już spóźniona i chcąc uniknąć kary ze strony dyrektora, który nie lubił spóźnialskich, zaczepili na drodze starszą panią jadącą wózkiem dla emerytów. Gdy ta odmówiła małolaty, bo inaczej tego nazwać nie można rzuciły się na nią. A mówiąc małolaty mam namyśli, że Laura rzuciła się na nią, a przyjaciele próbowali ją odciągnąć od staruszki, ale wyszedł z tego jakiś galimatias. W końcu ktoś zawiadomił policję i tak oto teraz "przestępcy" siedzą na posterunku i oczyszczają się z zarzutów. Bo co jak co, ale gadanę to oni mają.
- Nie puszczę was, dopóki się nie przyznacie. - powiedział stanowczo stróż prawa.
- Ale my nie mamy do czego! Jesteśmy niewinni, rozumie pan?! - teraz Janson był już na serio na skraju wytrwałości. Co innego dziewczyny. Je ta cała sytuacja śmieszyła.
- To może niby ta staruszka się na was rzuciła, hę? - odrzekł znudzony policjant.
- No, więc skoro pan już zaczaił to my się będziemy zmywać. - uśmiechnęła się słodko szatynka i założyła na siebie ramoneskę.
- Proszę nie odwracać kota ogonem. - gliniarz w jednej chwili złapał ją z nadgarstek i dziewczyna znów siedziała na krześle.
W tym czasie jej rodzeństwo i ich przyjaciele siedzieli w małym, ciasnym samochodzie Andrew'a i jechali po naszych 'przestępców'.
- Nie no, to już trzynasty raz w tym roku. - żaliła się Van.
- Czternasty. Raz cię nie było w domu. - odparł lekko nieobecny Ell.
- No to jeszcze lepiej. - podczas, gdy Nessa załamywała ręce Tori próbowała znaleźć dobrą drogę na komisariat. Jako, że ona siedziała za kółkiem odpowiadała za bezpieczeństwo, a że na policję jechała po raz pierwszy w życiu ( mamy tu przykład grzecznej dziewczynki ), to zakończenie tej historii było proste.
- Ej, nie chcę was martwić, ale chyba się zgubiliśmy. - powiedziała zażenowana.
- Co?!
* Ellinghton *
Jakie zgubiliśmy?! Jakie nie chcę was martwić?! Ugh Tori zabiję cię!!!
- No normalnie. Drogę zgubiłam. - ciągnęła dalej brunetka. A myślałem, że Cat jet z nas najgłupsza. Jak można nie znać drogi na komisariat?!
- Jak można drogę zgubić, kobieto?! - wydarł się Beck. Oho. Komuś tu nerwy puszczają.
- Nijak. Jechałam sobie prostą drogą, aż tu nagle patrze i co widzę? Jakieś zadupie, bo inaczej tego nazwać nie można! - opadła naburmuszona na siedzisko i z nadętymi polikami oraz założonymi rękoma zrobiła " focha na pięć minut".
- Dobra, dawaj mi kierownice i nie marudź. Kobieta z kółkiem. - prychnąłem cicho, za co dostałem w łeb od Rydel.
- Właśnie, że czasem kobieta prowadzi lepiej niż facet. - znów dostałem torebką od groźnej blondyny.
- Marzenie. - szepnąłem. Tym razem tego nie usłyszała. Otworzyłem drzwiczki samochodu i postawiłem nogę n ziemi. Jeśli to w ogóle można było nazwać ziemią.
- Tori, ty głąbie w bagno nas wpakowałaś!!! - wydarłem się tak głośno, że było mnie słychać w promieniu dwóch km.
- No wiem, wiem. Ale nie musisz tego od razu do bagna porównywać. - odburknęła z przymrużonymi oczkami. Ślepymi, przymrużonymi oczkami.
- Nie!!! My jesteśmy w bagnie!!! - warknąłem pokazując na bagnisty teren rozpościerający się przed nami.
- O cholera.
* Bridgit *
No ile można ciągnąć jedno przesłuchanie?! Ile się pytam?!
- Dzisiejszą noc spędzicie chyba za kratkami.- uśmiechnął się gliniarz triumfująco. Głupi pies.
- Mhm... Uważaj pan, bo jeszcze uwierzę. - Laura uśmiechnęła się pod nosem i zakładając nogę na nogę rozłożyła się na krześle zamykając przy tym oczy. - Ile już ty pracujesz, hę?
- Dwa tygodnie. - odparł zdziwiony pytaniem.
- Widać. - wtrąciłam.
- Czemu niby? - Bosz... Co za idiota.
- Jakby pan pracował tu dłużej, to by pan już nas dawno puścił. Ale, że pan początkujący, to nie wyciągniemy konsekwencji. - Janson podniósł kąciki ust w geście zwycięstwa.
Pies tylko zmarszczył brwi zdziwiony. Ach... To będzie ciężka noc.
- Kartoteka. - wyjaśniłam.
Mężczyzna wyjął to, o czym mówiłam i zaczął szukać naszych nazwisk. Gdy je znalazł o mało nie spadł z krzesła.
- Dlatego mamy ulgę. Jak pan chce możemy siedzieć tu caaałą noc. - szatyna przeciągnęła samogłoskę by jej zastraszenie było jeszcze bardziej skuteczne.
Facet przełknął głośno ślinę i z trzęsącymi rękoma zakreślił coś w kartotece.
* Pół godziny później *
- Ja nie mogę! To nasz rekord! Dwanaście godzin nas przesłuchiwali! - wrzasnął uradowany Janson.
- Mnie kiedyś trzymali dwa dni. - jego zapał zgasiła nasza Laurusia.
- Hej, a Ell nie mówił, że po nas przyjedzie? - zapytałam lekko zaniepokojona.
Wracaliśmy oczywiście z komisariatu. Gliniarz puścił nas zaraz po dokładnych oględzinach kartoteki. Szliśmy jakimiś krętymi ścieżkami, aż natrafiliśmy się na bagno. Na jego środku widniało coś... Nie wiem co.
- Ej, też widzicie tam coś? - zapytała przestraszona Laura.
- Mhm.... - odparliśmy tym samym tonem.
- Pomocy!!! Ratunku!!! - wołał ktoś właśnie z tego... Czegoś?!
- Teraz chyba jest dobry moment, żeby... - Lau nie dokończyła, bo ktoś jej chamsko przerwał.
- Wiać!!! - a tym kimś był Janson.
- Im pomóc. Chciałam powiedzieć, że to dobry moment, żeby im pomóc, Janson.
~~~~~
Siemanko ptysie!
Wstawiłam rozdział dziś, bo ma wolne od szkoły, więc mogłam sobie na to pozwolić. ;)
Wg. mnie rozdział nudny i trochę bez sensu. Przeciągam te próby do konkursu, a chyba nie powinnam. Ale cóż. Nie wiem c tam jeszcze wykombinuję. Z góry przepraszam za błędy.
Mam pytanko.
Czemu nie komentujecie?
Naprawdę mi na tym zależy i może nexty byłyby szybciej, gdybyście komentowali.
Troszkę mi z tego powodu przykro, bo wasze opinie wiele dla mnie znaczą.
No cóż. Ja wracam do pisania, a wy mnie uszczęśliwcie i napiszcie koma ;)
Buziaczki ~ Dimond
I mały gif na koniec:
Rossdzial supcio jak i jego autorka PS. uwielbiam tego gifa<3<3<3<3<3 PS2. czekam na supciowego nexta<3
OdpowiedzUsuń