Jest. Jest jakiś ratunek!!! Dzięki ci Panie! Wiedziałam, że wynagrodzisz mi życie z matołami!!!
- Ej, patrzcie. Idą po nas. - zawołał uratowany Rocky. Zaczął już tu nam świrować, ponieważ cierpi na brak żelków.
- Stary, a jakby to twoja siostra była. To byś miał przechlapane, nie? - zapytał przez śmiech Beck.
- No raczej. Ja mam po nią jechać i jej pomóc się wyplątać z.... No z czegoś tam, a to ona mnie wyplątuje z bagna. To by była masakra jakaś!!! W domu bym miał jakąś pogadankę, że jako najstarszy ( urodził się dwie minuty przed Van ) powinienem być odpowiedzialny i ble, ble, ble.... Już nie raz mi dziewczyny ględziły nad uchem, bo to one na mnie czekały przed kinem pół godziny, albo dlaczego niby jestem mokry? - przy ostatnim zdaniu wydusił z siebie piskliwy głos i trzepocąc rzęsami położył dłoń za piersi, przez co wyglądał przekomicznie.
- Ellingtonie Lee Ratliffie Marano!!! - uuuu.... będzie dym. - Co ty tu robisz?! Ja czekam na ciebie i mam na głowie jakiegoś psa, a ty co!!! Jaja sobie ze mnie robisz?! Jak ci się w domu oberwie, to nawet nie sobie nie wyobrażasz! - zawołała wściekła brunetka idąca w naszą stronę. Domyślcie się już, kto to? Nie? Otóż w naszą stronę szybkim krokiem zmierzała śliczna, brązowooka siostra szatyna. Tak moi drodzy. Laura Marano wpadła w furię. - Ugh!!! Ja cię zabiję!!!
Ell spojrzał na nią zdezorientowany, lecz gdy monstrum było już blisko rzucił się w bieg po bagnie. Szczęściarz trafiał akurat na w miarę znośny grunt.
( reakcja Ella, gdy zobaczył Lau )
* Ross *
* kilka minut później *
- Dobra, dobra. Ty tu się nie wymądrzaj. Mogłeś pomóc biedaczce, to ty wolałeś sobie jakieś pogaduszki z przyjaciółmi urządzać. Biedna Tori nie wiedziała gdzie ma jechać, a ty na nią później tam naskakujesz!!! - wrzasnęła oburzona Marano. Razem z świtą pomogła nam wydostać auto z bagna. Szczerze, to nawet o tym nie pomyśleliśmy przed ich przyjściem.
- Tsa... Ell, troszeczkę nie pomyślałeś. - uśmiechnąłem się słodko, a wspomniany brunet i jego siostra tego samego koloru włosów zmrozili mnie morderczym spojrzeniem. Gdyby wzrok mógł zabijać już wąchał bym kwiatki od spodu. Razy dwa.
- Zamknij mordę, Lynch. Nikt się ciebie o zdanie nie pyta. - wysyczała brąz - piękności. Tsa. Chyba po moim trupie.
- Nie denerwuj się tak. Złość piękności szkodzi. - rzuciłem w jej stronę i uśmiechnąłem się triumfalnie.
- Taaaa??? A ty mi nie wyglądasz na takiego, co się często denerwuje i popatrz. Za kim chodzi wianuszek płci przeciwnej, hę? - odwzajemniła gest i opadła na fotel, czyli ponieważ miejsca w aucie było mało i brakło siedzeń, na swoim bracie. Ten tylko syknął z bólu, a szatynka ujrzawszy pod sobą bruneta zmieniła szybko pozycję.
- I ja tam było na komisariacie? - zaśmiał się Rocky.
- W miarę znośnie. Oprócz tego, że trafił nam się nowy, to nawet fajnie się siedziało. - odparła Bri na luzie. Ja nie mogę, popełniła swego rodzaju przestępstwo i teraz sobie tak po prostu siedzi w bagażniku i z nami gada.
- Janson'owi zaczęło niestety odbijać. - powiedziała Marano i wybuchnęła wraz z blondyną głośnym i szczerym śmiechem. To akurat w niej lubię. Ma śliczny śmiech.
Gdy dziewczyny już się nieco opanowały, a blondyn przestał się fochać dojechaliśmy pod nasz dom.
- Na razie. - pożegnała się Lauraaaa.... Marano i wraz z rodzeństwem wyszła z samochodu. Patrzyłem jak ciągle się śmiejąc doszła do furtki i otworzyła ją popychając biodrami.
- Tooo... Mówisz, że Laura ci się nie podoba, tak? - zapytała podejrzliwie Bri.
- Phi. Jasne, że nie.- prychnąłem i wróciłem w wpatrywanie się w dom przyjaciół.
- Taaa.... A to, to niby przed chwilką przerobiłam, nie. - podała mi komórkę. Na niej było zdjęcie, gdzie patrzyłem się na roześmianą Marano z... nie wiem z czym, a obrzydzenie to to na pewno nie było. Szlag.
( zdjęcie z telefonu Bri. Tylko, że Lau się śmieje i są w aucie :) )
- To, to.... Nie wiem w ogóle o co ci chodzi. - udałem obrażonego i w trybie natychmiastowym wyszedłem z auta. Jeszcze ktoś mi będzie wmawiał, że się w kimś bujam. Jeszcze czego. Niedoczekanie.
Z kieszeni wyjąłem telefon, który zaczął wibrować. Oho. Dostałem SMS-a. Otworzyłem wiadomość, której nadawcą okazała się być blondyna. Przesłała mi TO zdjęcie. A pod nim podpis:
" Zastanów się. Z tajnych źródeł wiem, że nie jesteś przez nią aż tak znienawidzony.
Jak przestaliście się przyjaźnić, to przez całe noce płakała. Tak chyba nie zachowywałaby się osoba, której jesteś obojętny. ;) Jej bardzo zależy na przyjaciołach. Takich prawdziwych. Nie na księciu z bajki. Więc postaraj się zdobyć znów jej zaufanie. On tylko udaje taką twardą.
Pomyśl. Bri "
Gdy przeczytałem treść wiadomości zacząłem naprawdę się zastanawiać, czy nie spróbować znów.
Może dziewczyna ma rację. Może powinienem pomyśleć i ją odzyskać. Każdy mi powtarza, że powinienem tak zrobić. Że byłem głupi przestając walczyć. Ale ja myślałem, że tak będzie najlepiej. Myślałem, że on sobie sama ułoży życie. Beze mnie. Tak, żeby była szczęśliwa. Jakim byłem szczeniakiem na tym balu! Po cholerę to robiłem? Pytam się, po cholerę?! Ugh!!! Głupi szczeniak. Było dobrze, to ja musiałem wszystko spieprzyć. Muszę pogadać z Delly. Tylko, że ta rozmowa = wyjawienie prawdy. Ach.... Life is brutal.
Wszedłem do domu i usiadłem na kanapie. Wpatrywałem się bezmyślnie w czarny ekran przede mną. Myślałem nad całą tą sytuacją. To trochę trudne. W pewnym momencie do salonu wszedł Riker. Usiadł obok mnie i włączył telewizor. Między nami zapadła dość krępująca cisza.
- Co taki smutny jesteś, hę? - po jakimś czasie przerwał ją mój brat. Przetarłem twarz ręką od brody aż po czubek głowy, aż w pewnym momencie najechałem na włosy. Westchnąłem głośno i położywszy ręce na kolanach zgarbiłem się i wlepiłem wzrok w podłogę.
- A nic. Po prostu.... Popełniłem jeden głupi błąd i teraz nie wiem, co zrobić. - powiedziałem zamykając oczy. Bardzo się bałem, że zacznie drążyć temat.
- Acha... No... Ja ci niestety nie pomogę. Jesteś już duży i musisz sobie radzić sam.
- O ile zdołam. - wyszeptałem cicho i zacząłem oglądać film. Leciało jakieś romansidło, ale i tak i tak mnie wciągnęło. Historia opowiadała o facecie, który podrywał dziewczyny na obrączkę. Pewnego razu poznał jakąś pannę, która jak się dowiedziała, że jest żonaty nie chciała go znać. Ten poprosił swoją asystentkę, żeby udawała jego żonę, z którą się rozwodzi. Sytuacja wymyka się z pod kontroli, gdy dziewczyna jego snów dowiaduje się, że jego "żona" ma dzieci. Jadą na Hawaje. I tak dalej i tak dalej. Tytuł to chyba Żona na niby ( polecam :) ~ Diamond )
- Nawet fajne. - stwierdził blondyn, gdy na ekranie pokazały się napisy końcowe.
- Tak. Spoko. - uśmiechnąłem się do niego.
- Jak na romansidło oczywiście. - dodał i wstał z kanapy, a ja poszedłem w jego ślady.
Postanowiłem pójść do Delly. Może mi pomoże.
Wszedłem na górę i zapukałem do jej pokoju.
- Proszę. - po usłyszeniu tego słowa nacisnąłem lekko na klamkę. Drzwi momentalnie się otworzyły, a moim oczom ukazała się uśmiechnięta siostra.
- Hejka. Co cię sprowadza do mojego różofego królestwa? - uśmiechnęła się do mnie promieniście, po czym zamknęła różowego laptopa.
Moja siostra uwielbia różowy. Cały jej pokój jest w tym kolorze. Ściany są w dwóch kolorach - łososiowym i purpurowym. Na jednej z nich widnieje fototapeta z fiołkami. Meble koloru biało - różowego bardzo ładnie wyglądają na tym tle. Na środku pokoju widnieje wielki, fioletowy, puchowy dywan. Przy ścianie po przekątnej do okna jest wielkie, białe łóżko z fioletową pierzyną. Na przeciwko swoje miejsce znajduje biurko, a nad nim dwie pułki. Obok jest wielki regał z książkami, świeczkami, pamiątki i inne duperele. Przy drzwiach jest ogromniasta szafa narożna. Naprawdę ogromna. Rydel m w niej chyba z dwieście sukienek, trzysta bluzek, sto par spodni, dziewięćdziesiąt torebek, butów, pasków i innych tego typu.
- Nic ważnego. Chciałem tylko z tobą pogadać. - próbowałem odwzajemnić gest, ale chyba wyszedł mi jakiś grymas.
- Siadaj. - poklepała miejsce obok siebie i znów otworzyła laptopa. Z tego, o zauważyłem oglądała czyjeś zdjęcia na facebook'u.
- Czyje to? - zapytałem wskazując na komputer.
- Bri. Dodała mnie do znajomych. To znaczy ja jej dopiero teraz wysłałam zaproszenie, ale... Och, no wiesz o co chodzi. - rzuciła we mnie poduszką i zaczęła się śmiać. Ja do niej dołączyłem, ale przypomniawszy sobie powód, dla którego tu jestem spoważniałem. Przyłączyłem się do oglądania fotek. Bri ma praktycznie tylko zdjęcia z przyjaciółmi. Miło popatrzeć na ich uśmiechnięte twarze i głupie miny. Trójca zawsze wydawała mi się poważna i denerwująca. Może dlatego, ze w szkole zawsze są, a raczej byli wobec mnie oschli. Ale okazało się, że to na serio fajne i wyluzowane nastolatki. Ale tylko w swoim towarzystwie.
Teraz Siostra najechała na jakiś filmik. Włączyła go i zaczęliśmy oglądać. Tarzaliśmy się po podłodze ze śmiechu. Było na nim pokazane, jak Janson siedzi w ciemnym pokoju i robi coś na laptopie. W pewnym momencie dziewczyny krzyczą Buuuu, a on spada z kanapy. Przyjaciółki strasznie głośno się śmiały. Ach... Może dam sobie jednak spokój. Laura mnie nie potrzebuje, bo ma ich. A teraz, jeśli wyluzuje się tak, jak przy swoich przyjaciołach, to zdobędzie przyjaźń mojego rodzeństwa, Becka, Jade, Cat, Tori oraz Anrewa. Matko!!! Ja powiedziałem o niej Laura!!! Bosz. Świat stanął na głowie.
* Ryland*
Siedziałem w swoim pokoju i przeglądałem na laptopie zdjęcia z ostatniego weekendu. Janson wstawił je n Facebooka. W pewnym momencie zauważyłem, że Lau jest dostępna. Postanowiłem coś do niej napisać.
ROZMOWA Z CHATU:
Ja: Siemanko piękna.
Laura: Hejka przystojniaczku :)
J: Co tam porabiasz
L: Siedzę, nudzę się i słucham jak Meg kłóci się Luke'iem.
J: Aha. To może do ciebie wpadnę. Razem się ponudzimy.
L: Z przyjemnością. Odliczam. 10,9,8....
J: Zaraz będę.
Po skończonej rozmowie wyszedłem z pokoju i udałem się do holu. W głąb domu krzyknąłem Wychodzę!!! i szybkim krokiem pomaszerowałem pod dom Marano. Tam drzwi otworzyła mi pani Ross.
- Dobry wieczór. - przywitałem się, a kobieta od razu wpuściła mnie do środka. Również się przywitała i powiedziała, że Laura siedzi u siebie. Poszedłem do jej pokoju. Tam zastałem ją siedzącą na łóżku już w piżamie. No tak. W końcu jest już ósma.
- Hejka. - powiedziała odkładając książkę na szafkę nocną. Od zawsze Lau wolała dobrą książkę i kubek kakao od telewizora, czy laptopa.
- Siemka. - uśmiechnąłem się i usiadłem obok niej n łóżku.
- To co robimy? - zapytała, a jej kąciki ust ciągle były skierowane ku górze. Z wielkim bananem na twarzy odparłem:
- Horror.
Włączyliśmy na laptopie film i zaczęliśmy go oglądać. Z początku był trochę nudny, le później akcja zaczęła się rozkręcać. Laur kilka razy pisnęła na cały głos i chowała się za łózko. Tsa... A niby to ja jestem strachliwy. Zasnąłem u Laury. Ja spałem na podłodze, a ona na swoim mięciutkim łóżeczku. Menda. Jeszcze jej pokażę.
* Rano*
Gdy słońce leniwie wdzierało się do pokoju ja nic sobie z tego nie robiłem. Ono jednak nie dawało za wygraną i zaczęło coraz mocniej świecić. W końcu dałem mu za wygraną i otworzyłem powieki. Co prawda leniwie, ale zawsze coś. Szatynki nie było w pokoju, więc pomyślałem, że jest w kuchni. Mlasnąłem dwa razy i usiadłem po turecku. Następnie udałem się do miejsca, w którym miałem nadzieję znaleźć brunetkę. Nie myliłem się. Siedziała przy niewielkim stole i jadła kanapkę. Na mój widok szeroko się uśmiechnęła. W pomieszczeniu nie było nikogo prócz nas.
- Hej. Jak się spało? - zapytała odkładając kanapkę.
- Dobrze. - ziewnąłem. przyjrzałem się jej dokładnie. Była już ubrana. Dziś na dworze było bardzo ciepło i dziewczyna dostosowała się do tego. Nie była tylko czarna, jak to robi, gdy jest jej ciężko. Chyba tylko ja wiem, że gdy w życiu lury dzieje się coś złego ubiera się cała na czarno. Jednak, gdy jest jej dobrze i jest wesoła dodaje do czerni różne inne kolory i nie stawia tylko na rock. Bardzo ładnie wyglądała w czarnej bluzce i krótkich spodenkach ( bez podkolanówek, plecaka i gumiaków. Zamiast nich to ). Tak... Naturalnie. Jak prawdziwa, ale tak naprawdę prawdziwa ona. Do tego delikatny makijaż.
- Zmykaj do domu się przebrać. - znów się uśmiechnęła. Jak przystało na grzecznego chłopczyka wypełniłem jej rozkaz. W domciu przy stole siedziała Delly z śniadaniem dla mnie.
- Siemka. - rzuciłem szybko i poszedłem na górę się przebrać. Zabrałem jakieś ciuchy ( Ross też jest tak ubrany jak na zdjęciu ) i szybko je n siebie założyłem. Wychodząc z pokoju walnąłem drzwiami Rossa w nos.
- Sorki stary. Boli? - zapytałem zmartwiony wychylając głowę zza drzwi.
- Raczej! Walnąłeś mnie w nos. - wrzasnął trzymając się za obolałe miejsce.
- Zaraz ci przyniosę troszkę lodu. - uśmiechnąłem się do niego sweetaśńie i jak wystrzelony z procy pognałem po lód dla brata. W zamrażalce były akurat tylko mrożone brokuły, których Ross nie znosi. Ja z resztą też. Ble...
Pobiegłem do pokoju brata i podałem mu opakowanie z warzywami. Ten skrzywił się lekko, ale przyłożył torebeczkę do nosa. Bo chwili blondasek znów wyglądał jak człowiek. Poszliśmy na dół, gdzie czekała na nas reszta rodzeństwa. Brad wybuchnął śmiechem widząc Rossa. Wyglądał na prawdę komicznie. Miał nos wielkości kalafiora!
- Zamknij się młody. Idziemy. - nakazał i wyszedł z mieszkania.
- Sam się zamknij stary. - odpyskował mu Brad.
Po chwili byliśmy już pod domem najmłodszego i życzyliśmy mu udanego dnia w szkole. Następnie pojechaliśmy do swojego liceum. Wyszliśmy z samochodu i dopiero teraz zorientowałem się, że przecież
- Nie jadłem śniadania!!!
- Nawet fajne. - stwierdził blondyn, gdy na ekranie pokazały się napisy końcowe.
- Tak. Spoko. - uśmiechnąłem się do niego.
- Jak na romansidło oczywiście. - dodał i wstał z kanapy, a ja poszedłem w jego ślady.
Postanowiłem pójść do Delly. Może mi pomoże.
Wszedłem na górę i zapukałem do jej pokoju.
- Proszę. - po usłyszeniu tego słowa nacisnąłem lekko na klamkę. Drzwi momentalnie się otworzyły, a moim oczom ukazała się uśmiechnięta siostra.
- Hejka. Co cię sprowadza do mojego różofego królestwa? - uśmiechnęła się do mnie promieniście, po czym zamknęła różowego laptopa.
Moja siostra uwielbia różowy. Cały jej pokój jest w tym kolorze. Ściany są w dwóch kolorach - łososiowym i purpurowym. Na jednej z nich widnieje fototapeta z fiołkami. Meble koloru biało - różowego bardzo ładnie wyglądają na tym tle. Na środku pokoju widnieje wielki, fioletowy, puchowy dywan. Przy ścianie po przekątnej do okna jest wielkie, białe łóżko z fioletową pierzyną. Na przeciwko swoje miejsce znajduje biurko, a nad nim dwie pułki. Obok jest wielki regał z książkami, świeczkami, pamiątki i inne duperele. Przy drzwiach jest ogromniasta szafa narożna. Naprawdę ogromna. Rydel m w niej chyba z dwieście sukienek, trzysta bluzek, sto par spodni, dziewięćdziesiąt torebek, butów, pasków i innych tego typu.
- Nic ważnego. Chciałem tylko z tobą pogadać. - próbowałem odwzajemnić gest, ale chyba wyszedł mi jakiś grymas.
- Siadaj. - poklepała miejsce obok siebie i znów otworzyła laptopa. Z tego, o zauważyłem oglądała czyjeś zdjęcia na facebook'u.
- Czyje to? - zapytałem wskazując na komputer.
- Bri. Dodała mnie do znajomych. To znaczy ja jej dopiero teraz wysłałam zaproszenie, ale... Och, no wiesz o co chodzi. - rzuciła we mnie poduszką i zaczęła się śmiać. Ja do niej dołączyłem, ale przypomniawszy sobie powód, dla którego tu jestem spoważniałem. Przyłączyłem się do oglądania fotek. Bri ma praktycznie tylko zdjęcia z przyjaciółmi. Miło popatrzeć na ich uśmiechnięte twarze i głupie miny. Trójca zawsze wydawała mi się poważna i denerwująca. Może dlatego, ze w szkole zawsze są, a raczej byli wobec mnie oschli. Ale okazało się, że to na serio fajne i wyluzowane nastolatki. Ale tylko w swoim towarzystwie.
Teraz Siostra najechała na jakiś filmik. Włączyła go i zaczęliśmy oglądać. Tarzaliśmy się po podłodze ze śmiechu. Było na nim pokazane, jak Janson siedzi w ciemnym pokoju i robi coś na laptopie. W pewnym momencie dziewczyny krzyczą Buuuu, a on spada z kanapy. Przyjaciółki strasznie głośno się śmiały. Ach... Może dam sobie jednak spokój. Laura mnie nie potrzebuje, bo ma ich. A teraz, jeśli wyluzuje się tak, jak przy swoich przyjaciołach, to zdobędzie przyjaźń mojego rodzeństwa, Becka, Jade, Cat, Tori oraz Anrewa. Matko!!! Ja powiedziałem o niej Laura!!! Bosz. Świat stanął na głowie.
* Ryland*
Siedziałem w swoim pokoju i przeglądałem na laptopie zdjęcia z ostatniego weekendu. Janson wstawił je n Facebooka. W pewnym momencie zauważyłem, że Lau jest dostępna. Postanowiłem coś do niej napisać.
ROZMOWA Z CHATU:
Ja: Siemanko piękna.
Laura: Hejka przystojniaczku :)
J: Co tam porabiasz
L: Siedzę, nudzę się i słucham jak Meg kłóci się Luke'iem.
J: Aha. To może do ciebie wpadnę. Razem się ponudzimy.
L: Z przyjemnością. Odliczam. 10,9,8....
J: Zaraz będę.
Po skończonej rozmowie wyszedłem z pokoju i udałem się do holu. W głąb domu krzyknąłem Wychodzę!!! i szybkim krokiem pomaszerowałem pod dom Marano. Tam drzwi otworzyła mi pani Ross.
- Dobry wieczór. - przywitałem się, a kobieta od razu wpuściła mnie do środka. Również się przywitała i powiedziała, że Laura siedzi u siebie. Poszedłem do jej pokoju. Tam zastałem ją siedzącą na łóżku już w piżamie. No tak. W końcu jest już ósma.
- Hejka. - powiedziała odkładając książkę na szafkę nocną. Od zawsze Lau wolała dobrą książkę i kubek kakao od telewizora, czy laptopa.
- Siemka. - uśmiechnąłem się i usiadłem obok niej n łóżku.
- To co robimy? - zapytała, a jej kąciki ust ciągle były skierowane ku górze. Z wielkim bananem na twarzy odparłem:
- Horror.
Włączyliśmy na laptopie film i zaczęliśmy go oglądać. Z początku był trochę nudny, le później akcja zaczęła się rozkręcać. Laur kilka razy pisnęła na cały głos i chowała się za łózko. Tsa... A niby to ja jestem strachliwy. Zasnąłem u Laury. Ja spałem na podłodze, a ona na swoim mięciutkim łóżeczku. Menda. Jeszcze jej pokażę.
* Rano*
Gdy słońce leniwie wdzierało się do pokoju ja nic sobie z tego nie robiłem. Ono jednak nie dawało za wygraną i zaczęło coraz mocniej świecić. W końcu dałem mu za wygraną i otworzyłem powieki. Co prawda leniwie, ale zawsze coś. Szatynki nie było w pokoju, więc pomyślałem, że jest w kuchni. Mlasnąłem dwa razy i usiadłem po turecku. Następnie udałem się do miejsca, w którym miałem nadzieję znaleźć brunetkę. Nie myliłem się. Siedziała przy niewielkim stole i jadła kanapkę. Na mój widok szeroko się uśmiechnęła. W pomieszczeniu nie było nikogo prócz nas.
- Hej. Jak się spało? - zapytała odkładając kanapkę.
- Dobrze. - ziewnąłem. przyjrzałem się jej dokładnie. Była już ubrana. Dziś na dworze było bardzo ciepło i dziewczyna dostosowała się do tego. Nie była tylko czarna, jak to robi, gdy jest jej ciężko. Chyba tylko ja wiem, że gdy w życiu lury dzieje się coś złego ubiera się cała na czarno. Jednak, gdy jest jej dobrze i jest wesoła dodaje do czerni różne inne kolory i nie stawia tylko na rock. Bardzo ładnie wyglądała w czarnej bluzce i krótkich spodenkach ( bez podkolanówek, plecaka i gumiaków. Zamiast nich to ). Tak... Naturalnie. Jak prawdziwa, ale tak naprawdę prawdziwa ona. Do tego delikatny makijaż.
- Zmykaj do domu się przebrać. - znów się uśmiechnęła. Jak przystało na grzecznego chłopczyka wypełniłem jej rozkaz. W domciu przy stole siedziała Delly z śniadaniem dla mnie.
- Siemka. - rzuciłem szybko i poszedłem na górę się przebrać. Zabrałem jakieś ciuchy ( Ross też jest tak ubrany jak na zdjęciu ) i szybko je n siebie założyłem. Wychodząc z pokoju walnąłem drzwiami Rossa w nos.
- Sorki stary. Boli? - zapytałem zmartwiony wychylając głowę zza drzwi.
- Raczej! Walnąłeś mnie w nos. - wrzasnął trzymając się za obolałe miejsce.
- Zaraz ci przyniosę troszkę lodu. - uśmiechnąłem się do niego sweetaśńie i jak wystrzelony z procy pognałem po lód dla brata. W zamrażalce były akurat tylko mrożone brokuły, których Ross nie znosi. Ja z resztą też. Ble...
Pobiegłem do pokoju brata i podałem mu opakowanie z warzywami. Ten skrzywił się lekko, ale przyłożył torebeczkę do nosa. Bo chwili blondasek znów wyglądał jak człowiek. Poszliśmy na dół, gdzie czekała na nas reszta rodzeństwa. Brad wybuchnął śmiechem widząc Rossa. Wyglądał na prawdę komicznie. Miał nos wielkości kalafiora!
- Zamknij się młody. Idziemy. - nakazał i wyszedł z mieszkania.
- Sam się zamknij stary. - odpyskował mu Brad.
Po chwili byliśmy już pod domem najmłodszego i życzyliśmy mu udanego dnia w szkole. Następnie pojechaliśmy do swojego liceum. Wyszliśmy z samochodu i dopiero teraz zorientowałem się, że przecież
- Nie jadłem śniadania!!!
~~~~~~~~
Aloha!!!
Witajcie moi drodzy. Oto i rozdział siódmy.
Jako, że to JUŻ rozdział siódmy alarmuję:
KOMENTUJCIE!!!
Jeśli czytacie notki, to wiecie, że mam fiołka na tym punkcie, bo widzę, że bloga odwiedzacie.
Ale zostawiajcie o sobie ślad. Jak na razie komy zostawia tylko KINGAR5ER ( nie to, że nie doceniam. Ty kochana dobrze wiesz, że cię po prostu kocham ) i HELSA KISS, ale ona się nie liczy, bo to moja sześcioletnia siostra ;)
Więc proszę was. Komentujcie.
KOMENTUJESZ=MOTYWUJESZ=SZYBSZY NEXT
na to ostanie znalazłabym czas, gdybyście komentowali.
I zastanawiam się, czy nie użyć metody NEXT = TRZY KOMY.
Ale na razie to tylko gdybanie, więc rozdziały będą tak jak teraz.
Buziaczki ~ Diamond
I mały gif na koniec. Tym razem z nasz Laurusią :)
Boskie.
Suuupcio <3<3<3<3<3 gif awwwwww....slodki <3<3<3<3<3
OdpowiedzUsuń