sobota, 8 listopada 2014

Rozdział piąty: " Nawet nie wiesz, jak "

Z dedykacją dla mojej najulubieńszej kingar5er. Cieszę się, że czytasz. Dzięki komentarzom wiem, że czytasz. Dzięki tobie wierzę w siebie i mam ochotę pisać tego bloga. Dzięki wielkie. Twoja obecność dużo dla mnie znaczy.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
* Ellington *
Wróciłem z Laurą do domu. Reszta paczki siedziała u Lynchów, a Van razem z Rikerem ciągle byli w parku. Rydel namawiała, żebyśmy przyszli, ale dobrze wiem, że Laura potrzebuje chwili wytchnienia. 
 Podszedłem do lodówki i wyciągnąłem z niej dwa serki homogenizowane, po czym wstawiłem wodę na herbatę. Z szuflady wyjąłem łyżeczki i ciągle nucąc Fallin for you czekałem, aż woda się zagotuje. Później położyłem wszystko na tacy i pomaszerowałem do pokoju Laury. Gdy zapukałem usłyszałem stłumione proszę. Wchodząc do pomieszczenia rozejrzałem się po nim dokładnie szukając brunetki, aż mój wzrok zatrzymał się na łóżku, na którym aktualnie leżała. 
- Hejka. Co tam niesiesz? - zapytała siadając po turecku.
- Herbatę i serki. A co, głodna? - uśmiechnąłem się promieniście.
- No raczej. Dawaj to. - rzuciła się na łakocie i po pięciu sekundach wepchała już w siebie pół serka. - Jak tam Kate i Morgan? 
- Pojechali z dzieciakami zapisać je do szkoły. - odparłem.
- A Megan? - z jej twarzy zniknął uśmiech, a oczy przepełniły się smutkiem.
- Ona wie od początku. To do niej zadzwonili. 
- Szkoda mi jej. Ma dopiero dwanaście lat. 
- Wiek, to tylko liczba.
- Tak. Masz rację. - uśmiechnęła się niemrawo. - Oglądamy film?
- A jaki? - zapytałem przeczuwając nędzne romansidło. Ale przecież to Laura. A ona plus romansidło równa się rozwalony telewizor, lub jak w tym przypadku laptop.
- Hotel Transylwania. - oł yea. I włączamy bajeczkę.
- Dzięki. Wiesz, jak ja kocham animowane. - podniosłem kąciki ust.
Seans zaczął się na dobre, gdy do pokoju weszła Meg, a potem dołączyła do nas Vanessa. Obejrzeliśmy pięć bajek i uśmialiśmy się po pachy. Dawno nie zrobiliśmy nic tak całą rodziną. Teraz, gdy rodzice umarli musimy się wspierać.
- Co tu tak głośno? - o pokoju weszła Jessie. Bardzo miła i sympatyczna niania.
- Oglądamy bajkę. - powiedziała Lau na luzie.
- Acha. To dobra, ja przyszłam tu tylko zawołać was na kolację. - uśmiechnęła się i wyszła. 
Pochowaliśmy sprzęcior i udaliśmy się do jadalni. Tam po raz pierwszy przy naszym ogromnym stole wszystkie krzesła były zajęte.
- Nareszcie. - wyszeptaliśmy z Lau w tym samym momencie, a następnie się do siebie uśmiechnęliśmy.
* Laura *
* Dziesięć minut później *
- Co tam u was? - zapytał wujek. Wszyscy starli się nie mówić o rodzicach i dobrze. Teraz, gdy wiem, jak powinna wyglądać rodzinna kolacja nie ubolewam nad ich stratą. Moglibyśmy mieć normalną rodzinę, to nie. My musieliśmy sami się wychować.
- W miarę dobrze. Vanessa, Rik i ty jesteście już razem? - zaśmiał się Ell.
- Zamknij się. - wysyczała czarnowłosa przez zęby.
- Ell, a jak tam u Delly, hę? - włączyłam się do rozmowy.
- Masz dziewczynę?! - zdziwione głosy Kate i Morgana wprawiły panny Marano w głośny i szczery śmiech. - Co was tak śmieszy?
- Nic, nic. - odparłam.
- Laura, a jak tam u Rossa, hę? - brat próbował parodiować mój głos, a ja obdarzyłam go tylko groźnym spojrzeniem. Gdyby wzrok mógł zabijać już wąchałby kwiatki od spodu/
- Ell, ty cioto. Lau nic z tym głąbem kapuścianym nie łączy. - wtrąciła Em.
- Ehe. Uważaj, bo ci uwierzę. 
- W co masz wierzyć? - zapytał głąb kapuściany, który właśnie wszedł do naszej jadalni. 
- W to, że ciebie i MOJĄ Laurę coś łączy. - wysyczał Luke przez zęby. On i Ell są o mnie cholernie zazdrośni, a jeśli chodzi o Rossa, to Luke jest na jego punkcie szczególnie wyczulony.
- Że niby co?! - ugh. Jak ja go nie nienawidzę ( heh. Czaicie nie nienawidzę ~ Diamond)
- Gucio. Nie mówi się co, tyko słucham, głąbie. - uśmiechnęłam się jego stronę. I co ja w nim niby widziałam?
- Ha ha ha. - zaśmiał się sarkastycznie. - Powiedziała. Ja przynajmniej wiem, co to posłuszeństwo.
- Jestem posłuszna. Jak mam ochotę. - powiedziałam i puściłam mu oczko. Blondyn tylko przewrócił oczami podszedł do stołu, aby się przywitać.
- Hej, Ross. - powiedziała Zuri jako ostatnia.
- Jak tam brzdącu? - brązowooki poczochrał jej włosy, a ciemnoskóra słodko się zaśmiała.
Ja natomiast siedziałam rozłożona na krześle i popijając sok z mojego kubka i pisząc SMS-a do Bri, żeby przyszli, bo mi się nudzi. Po chwilce dostałam odpowiedź:
" Szanowne Bliźniaki zgadzają się odwiedzić Laurę Marie Marano, której nie chce się ruszyć tyłeczka i pofatygować do przyjaciół"
Automatycznie uśmiechnęłam się do ekranu, co nie uszło uwadze Morganowi.
- Z kim piszesz? - zapytał uśmiechając się.
- Z przyjaciółką. - rzuciłam szybko i pokazałam mu język. Po chwili w całym domu rozległ się dźwięk dzwonka. - Ja otworzę! - zawołałam i jak oparzona wyskoczyłam pobiegłam w stronę drzwi. Za nimi stał ktoś, kogo bym się nie spodziewała.
- Cam?! - chłopak stał oparty o framugę i podniósł na mnie wzrok dopiero po trzech sekundach.
- Hej piękna. - ja mu dam piękną. Co ten bałwan to robi?!
- Cam, po co przyszedłeś? - zapytałam z lekka wkurzona.
- Pogadać. Mogę wejść? - mimo, że nie uzyskał odpowiedzi przygotował się do wejścia. Jednak nie wszedł, bo zagrodziłam mu przejście ręką. 
- Nie. - rzuciłam sucho i zamknęłam mu drzwi przed nosem. Odeszłam nie więcej niż parę kroków, gdy drzwi znów się otworzyły. Nie no, znowu?!
- Czego? - burknęłam zła.
- Laura do jasnej cholery nawet pogadać nie możemy? - podszedł do mnie, tak, że nasze ciała się stykały. Dziwne, że kiedyś mi to nie przeszkadzało. Teraz czuję obrzydzenie.
- Odsuń się.
- Kiedyś ci to nie przeszkadzało.
- Właśnie, kiedyś.
- Laura, naprawdę nie wierzę, że ci na mnie mimo wszystko nie zależy. Właśnie ci na mnie cholernie zależy.
- Słucham?! - wydarłam się na całe mieszkanie. Jakby mi ktoś teraz termometr włożył do buzi, to by penie pękł. Krew zagotowała się w moich żyłach do tego stopnia, że moja skóra naprawdę robiła się czerwona. - Mi na tobie idioto nie zależy! Mam cię dość! Byłam głupia jak but, że nie zauważyłam jakiego kretyna mam przy sobie! Jak można w ogóle być tak tępym jak ty?! I masz czelność tu jeszcze przyłazić?! - nie zauważyłam nawet, gdy weszliśmy do jadalni i wszyscy domownicy plus Ross słyszeli i widzieli wszystko.
- Ja cie kocham, ty tego nie rozumiesz?! - teraz to Cam wrzasnął na cały dom. Złapał mnie za nadgarstek i przyciągnął w swoją stronę.
- Nie, nie rozumiem. - wycedziłam zapłakana i uwolniłam rękę. - Wyjdź.
- Nie mam najmniejszego zamiaru. - przygwoździł mnie znów do ściany i ani mu się śniło mnie puszczać.
- Nie słyszałeś, masz wyjść. - odezwał się... Chwileczka, przecież to Lynch się odezwał. Po jakiego ciorta niby mi pomaga, hę?
- Słyszałem. - no, ale przynajmniej Cam mnie puścił. I wyszedł. Wreszcie.
- Dzięki. - chciałam moją " wdzięczność " okazać mu przy użyciu oschłego tonu, ale chyba coś mi się nie udało.
- Nie ma za co. W końcu mm u ciebie dług, nie? - ugh. Jaki on tępy. Co on sobie niby myślał? Że pomoże mi spławić byłego i od razu rzucę mu się w ramiona. To źle myślał palant jeden.
- Co wy macie w tej pustej główce, co? - zapytałam całkiem spokojnie.
- Mogłabyś jaśniej. Moja pusta główka nie nadąża za twoją. - uśmiechnął się pokazując rząd białych ząbków. Jak będziemy na planie, to obiecuję, że z Raini wsypiemy mu do pasty jakiś proszek barwiący.
- Na serio wszyscy faceci myślą, że nie to znaczy tak, a zostaw to bierz mnie jestem twoja ( tekst z disney'owskiego Herkulesa )? Bo jeśli tak, to sobie wyobraź, że nie to nie, a zostaw, to zostaw. Więc... Wal się. - powiedziałam z baaardzo przesłodzonym uśmiechem.
- Hej, ja wcale tak nie myślę. - odrzekł zmierzając za mną do MOJEGO pokoju. Mam go serdecznie dość.
- Taaa. Od zawsze wiedziałam, że ty to baba, nie facet. - oł yeach. Dawaj Lau. Musisz częściej chodzić z Bri do klubu, to podłapiesz więcej tych gadanek.
- Mhm... To czemu niby zachowuję się jak facet? - Bosz facet nie pogrążaj się.
- Proszę cię. Ja mam więcej testosteronu od ciebie.
- Ta, jasne. Bo ci uwierzę.

* Emma *
- Ta jasne. Bo ci uwierzę. - to były ostatnie słowa nieszczęsnego blondaska, zanim zarobił kopniaka i plaskacza. Jedno po drugim.
- Stary, jak chcesz poderwać Laurę, to do mnie się zgłoś. Myślisz, że kto tu wszystkich swata, hę? - odezwała się Zuri, gdy Ross znowu usiadł przy stole.
- Nie chcę nikogo podrywać, a w szczególności Laury. - odparł z przekonaniem. Ale, czy aby na pewno?
- Mhm... - odezwaliśmy się wszyscy równocześnie. To się nazywa synchro.
- Dobra, ja spadam. Rydel pisała, że im się chipsy skończyły i trzeba skoczyć do sklepu. Nara. - pożegnał się brązowooki i wyszedł.
- Ach. Mój BFF i moją siostra. Kto by pomyślał. - powiedziała cicho Van.
- Niech mi ją tknie, a nogi z tyłka powyrywam. - znów synchro. Tym razem w wykonaniu Luke'a i Ell' a.
* Następny dzień*
Wstałam jak zwykle o siódmej. Lekcje zaczynam dopiero za tydzień, bo rodzice powiedzieli, że trzeba jeszcze wszystko pozałatwiać. Rozejrzałam się po pokoju. Jest naprawdę ładny. Różowy i biały idealnie się ze sobą zgrały. Laura ma na prawdę świetny gust, bo to ona mi go urządzała.
  Wstałam i zrobiłam tak zwaną poranną gimnastykę, po czym podeszłam do szafy, aby wyjąć z niej ubrania. Usiadłam przed otworzonym meblem i lustrowałam go solidnie. W końcu wybrałam wygodny i stylowy zestaw. Następnie zeszłam na dół, gdzie, co dziwne nikogo nie było.
- Ugh. Sama muszę sobie zrobić śniadanie. - westchnęłam i ruszyłam w stronę kuchni. Jednak się pomyliłam, bo tam przy kuchence stała Lau, która robiła jajecznicę.
- Hejka młoda. - uśmiechnęła się promieniście i zamknęła nogą z deka popsutą szfkę, która co jakiś czas sama się otwierała.
 Zawsze lubiłam styl brunetki. Choć przeważała w nim czerń, a ja sama preferuję jasne kolory, to bardzo mi się podobał.Purpurowe dżinsy, beżowa bluzka, glany i ramoneska idealnie ze sobą współgrały. Włosy związane w wysokiego kucyka z niesfornymi, pojedynczymi likami opadającymi na jej twarz dodawały jej uroku, a delikatny, ale subtelny makijaż był idealnym podkreśleniem jej kobiecości.
- Siemka. - odwzajemniłam gest i usiadłam do stołu. - Idziesz dziś do szkoły?
- Nie każdy ma niestety tak dobrze, jak ty. Poza tym później mam próbę. Wiesz, ten przeklęty konkurs. - podała jedzenie i przysiadła się do mnie.
- Czyli zapowiada się ciężki dzień?
- Nawet nie wiesz jak.
~~~~~~~~~
Hejka ptysie.
Oto rozdział number 5. 
Wydaje mi się, że trochę krótki i nudny, ale chciałam go już dziś wstawić.
Dziś bez cytatu, a to dlatego, że nie wiem, czy wam się to podoba.
Byście napisali w komentarzu, to bym wiedziała.
Ale dobra. Ja sie biorę za 6. 
Buziaki ~ Diamond


Kocham ten gif.

3 komentarze:

Jeśli masz ochotę skomentować danego posta, śmiało. Wasze opinie się liczą