sobota, 22 listopada 2014

Rozdział ósmy: " Sure. With great gusto."

* Jade *
- Co się dzieje? - zapytałam zmartwiona stanem RyRy'a. Tarzał się po ziemi i wyrywał włosy z głowy.
- Debli się drze, że nie jadł śniadania. Masakra jakaś. Jade zabierz mnie od tych matołów! - Delly rzuciła się w moje ramiona załamana poziomem inteligencji jej braci. I w sumie, to się jej nie dziwię.
- Ross... Emmm.... Co z twoim.... - zaczęłam niepewnie widząc żyłkę pulsującą na czole chłopaka.
- Ryland mi drzwiami przyfasolił. Kretyn. Nos to największy dorobek mojego życia. - o nie. Teraz ten się jeszcze załamuję. Dlaczego ja? Nie mogli se znaleźć kogoś innego do wyżaleń. Tori jest niezłą słuchaczką.
- Siemanko ludziska! - wrzasnęła pewna blondyn podchodząc do nas. Za nią równie energicznym krokiem szedł jej brat, a za nimi - niezbyt zadowolona z czynności przyjaciółki wlokła się szatynka. Wow. No kto by pomyślał, że nas nie lubi. Niestety, a może stety Vice Versa.
- Bri, kochana. Może nie będziemy im przeszkadzać, hę? Nie myślisz, że to dobry pomysł? - uśmiechnęła się słodko do wspomnianej blondynki.
- Nie no, coś ty! Przecież my im nie przeszkadzamy. Prawda Delly? - Mendler zwróciła się do wspomnianej Lynch.
- Oczywiście, że nie kochana. - powiedziała Rydel, a jej kąciki skierowały się ku górze. Laura tylko przewróciła oczami  i oparła się o dużą brzozę rosnącą na terenie szkoły. No sorki. Mnie też nie cieszy ich towarzystwo.
- Siemka. - rzucili wszyscy chłopcy i pomachali do przybyszy. Szatynka dopiero teraz się uśmiechnęła, ale tylko na przywitanie się RyRy'a. Nawet nie zauważyłam, kiedy się opanował.
- Rydel, nie jesteś zła, że ci braciszka na noc porwałam? - zapytała z bananem na twarzy.
- Jasne, że nie. - blondyn podeszła do Laury i zaczęły prowadzić żywą rozmowę. Trochę dziwne. Laura rzadko się odzywa do Delly. I do tego jeszcze z uśmiechem.

* Rydel *
- Między tobą, a Rylandem.... - zaczęłam niepewnie. Trochę bałam się jej reakcji.
- Ej, wybaczyłam mu, ale bez przesady. Jesteśmy tylko przyjaciółmi. - wybuchnęła szczerym i niepohamowanym śmiechem. Teraz już wiem, dlaczego Ross tak lubi patrzeć, jak się śmieje.
Ryland nie zrobił jej zbyt wielkiej krzywdy, pewnie dlatego mu wybaczyła. Wywołał kłótnie w jej związku. I co? Za takie coś się głowy nie odcina.  Nie wiem, o co dokładnie poszło, ale nie wnikam.
- To dobrze. To znaczy.... Jesteś świetna.... I tak bratowa to skarb, ale..... - ugh. Głupia ja!
- Taka, jak ty też. - uśmiechnęła się do mnie znacząco. Phi! Ja i Ell to też TYLKO przyjaciele.
- Ale my.... - nie dane mi było dokończyć, bo ZBYT pewna swego szatynka mi przerwała.
- Oj tam oj tam. Ja już swoje wiem. Też byłam zakochana, choć o tym nie wiedziałam. Tylko, że  moim przypadku ta miłość okazała się niewypałem. Ale mój brat by cię nie skrzywdził. A jeśli już,to ma nad głową trzy młodsze i wścibskie siostrzyczki. - poklepała mnie po ramieniu. Ja tylko uśmiechnęłam się nieprzytomnie. Może i jestem w nim zakochana? Nie, to niemożliwe. To nie może być prawda. Jesteśmy przyjaciółmi. Tylko przyjaciółmi.
*****
- Ej, na serio co roku wywijacie jakiś żart? - spytał zdumiony Rocky.
- Dokładnie, to raz na semestr. Prawie zawsze pada na biolożkę. - uśmiechnęła się Lau nieprzytomnie. Szła wpatrzona  jeden punkt przed sobą i ściskając mocno książki " rozmawiała " z nami. Choć rozmową tego nazwać nie można. Co chwilkę dorzucała tylko swoje zdanie, albo tłumaczyła coś, czego nie potrafili wytłumaczyć jej przyjaciele. Mimo to Rocky był nią oczarowany. Po raz pierwszy Trójca rozmawia z nami normalnie. Bez żadnych ogródek. Ta na luzie i spokojnie. Ani my, ani oni nie jesteśmy spięci.  Potrafimy po raz pierwszy od niepamiętnych czasów rozmawialiśmy z nimi jak z PRZYJACIÓŁMI. Jeszcze nigdy się to nie zdarzyło. Oni - śmietanka towarzyska, najwyższa liga. Choć nie należą już do elity mają swoją, własną. Każdy w szkole zna ich imiona. Każdy wie, co przy nich może, a czego nie. Każdy wie na jakim poziomie są. My - mało znani, niezbyt lubiani przez uczniów. Zazwyczaj nazywani pozerami. Nie jesteśmy kujonami. Większość z nas jedzie na trójach. Ale nie jesteśmy też rozchwytywani.
W każdej szkole znajdą się takie grupki. Te mniej i bardziej lubiane. Ale nie w każdej stają się choćby znajomymi. Choć z tego, co widzę są to niezłe zadatki na przyjaźń.

Szliśmy właśnie korytarzem na dolnym holu. Przechodziliśmy obok sali aktorskiej. Nasze  paczadły ciągle szukały sali od angielskiego. Bardzo lubię ten przedmiot ( nie mam pojęcia, jakie są w USA, ale załóżmy, że angielski, to taki nasz polski ~ Diamond ). Daje dużo miejsca na wyobraźnię. Można opisywać różne miejsca, pisać wiersze, które są jak piosenki, lub opowiadania, w których można się przenieść w całkiem inny świat. Czytając książki możemy się dowiedzieć tylu nowych i ciekawych rzeczy. Kiedyś rodzice musieli odganiać dzieci od książek, a teraz . Moi bracia w całym swoim życiu przeczytali tylko Brzydkie Kaczątko. I to jeszcze Bradowi na dobranoc. Zmieniali się co trzy linijki, bo się męczyli. Ach, te moje matołki.
- Rydel, o czym tak zżarcie myślisz? - zapytała uśmiechnięta Bri.
-  O wszystkim.... I o niczym - odwzajemniłam gest i moje oczy skierowały się na klasę numer 24.  - Sala od anglika. - pokazałam głową i wszyscy weszliśmy do pomieszczenia.
Klasa numer 24 test jedną z nowszych w naszej szkole. Wyremontowali ją rok temu. Ściany pokrywa tu pomarańczowa i zielona farba. Od razu po wejściu widnieje biurko nauczycielki. Na przeciwko niego są ławki wykonane z dębowego drewna. Każda dwuosobowa. Za ławkami jest wielki regał z książkami. Na podłodze są brązowe panele. Na parapety spływają śliskie, żółte firanki. Za nimi chowają się różne pelargonie, petunie, kaktusy i inne rośliny doniczkowe.
- Mogę się dosiąść? - zapytała nieśmiało Laura podchodząc do mojej ławki. Spojrzałam na nią zdziwiona, a następnie przeniosłam wzrok na tył klasy, gdzie zwykle siedziała. Tam był Cam ze swoją świtą, która śmiała się wniebogłosy. Zauważyłam też, że Bri i Janson siedzą z przodu. Bri - z Rylandem,  a Janson - z Rikerem.
- Pewnie. - uśmiechnęłam się do niej najmilej, jak umiałam.
- Jak nie, to nie ma sprawy. Usiądę gdzie indziej. - odparła nerwowo. Ach. Szkoda mi jej.
- Nie. Siadaj i nie marudź. - posadziłam zdezorientowaną brunetkę na krześle w tym samym czasie, w którym do klasy weszła nauczycielka.
Pani Torres to dwudziesto pięcio letnia blondynka o wysokim wzroście i szczupłej sylwetce. Zawsze chodzi w dżinsach i eleganckich bluzkach, na które zarzuca kolorowe marynarki. Włosy ma zawsze rozpuszczone, a na ramieniu nosi czarną, dużą, skórzaną torebkę. Jej ciemną karnację, przynajmniej na twarzy zdobi kilka piegów. Mimo młodego wieku nauczycielka jest stanowcza i wymagająca. Choć to przemiła i chyba moja ulubiona pedagog.
- Witam. - uśmiechnęła się do nas ciepło i wyprostowała plecy. - Więc chciałam wam powiedzieć, choć nie jesteście moimi wychowankami, że do waszej klasy dołącza nowa uczennica. Przywitajcie ją ciepło. - podniosła kąciku ust wyżej, a do sali weszła średniego wzrostu szatynka. Podeszła pod biurko pani Torres i jak na zawołanie wyprostowała swoją, jak dotąd lekko zgarbioną posturę. Dopiero teraz mogłam się jej lepiej przyjrzeć. Wysoka, szczupła szatynka. W dwóch słowach: niczego sobie. Ciemna karnacja dodawała jej uroku. Choć fachowym okiem dało się zauważyć, że puder też poszedł w ruch. Duże, brązowe oczy patrzyły się z lękiem na nas - uczniów klasy 8c. Leciutko zadarty nos i kremowe usta osadzone na twarzy pasowały mi pod obraz miłej i grzecznej dziewczynki. Ręce luźno opadające i dłonie mnące rąbek amarantowej sukienki. Twarz zwrócona ku nowym 'kolegom'. Nogi, które co chwile odmawiały jej posłuszeństwa, sprawiając, że dziewczyna delikatnie się gibała. To wszystko pokazywało na to, że szatynka się boi. Może miała złe doświadczenia. Może miała złamane serce. Może była wyśmiewana i pomiatana. Nie wiem. Ale postaram się tego dowiedzieć.
- Hej. Jestem Maia Mitchell. - z jej gardła wydobył się cichy i stłumiony głos.  W całej klasie było cicho. Każdy, tak jak ja próbował rozszyfrować 'nową'. Patrzeliśmy na nią z wielkim zaciekawieniem. Chłopcy pożerali ją wzrokiem, bo trzeba przyznać, że do najbrzydszych nie należała. Dziewczyny natomiast z zazdrością. Jednak i tak i tak, każdy był ciekawy, co w sobie skrywa taka niewinna, na pierwszy rzut oka osóbka.
- Hmmm... Posadziłabym Cię z Laurą, bo to ona zazwyczaj jest najbardziej tolerancyjna i WYROZUMIAŁA, ale ona siedzi z Rydel. - na dźwięk mojego imienia od razu odwróciłam się w stronę nauczycielki.
- Ale, proszę pani. Laura może usiąść z Maią, a ja dosiądę się do Rossa. - uśmiechnęłam się w stronę szatynek. Najpierw do Lau, później do Mai. Lepiej, żeby usiadła z nią, bo chłopcy by ją zamęczyli krępującymi pytaniami, a dziewczyny mnożyły swoje zazdrosne i nienawistne spojrzenia.
- Jasne. - uśmiechnęła się delikatnie moja sąsiadka dodając otuchy dziewczynie siedzącej przy biurku.
- Więc, Rydel, usiądź z Rossem, a ty Maia dosiądź się do Laury. - Torres popchnęła lekko szatynkę w stronę Lau. Ta przesunęła się w prawo, aby Maia usiadła po lewej stronie ławki.
* Laura*
- Hej. Jestem Laura Marano. Miło mi poznać. - uśmiechnęłam się do swojej nowej sąsiadki. Co prawda wolałabym usiąść z Delly, bo zaczynają mi się robić humorki, a ona jest W MIARĘ wyrozumiała.
- Maia Mithell. Mi również. - uścisnęłyśmy sobie dłoń i każda z nas zajęła się lekcją. To znaczy, próbowała. Ja byłam bardzo ciekawa, jaka jest, co lubi, czego nie. Z jej spojrzenia dało się natomiast wywnioskować, że była zdziwiona moim "niezainteresowaniem " jej osobą. Tylko pytanie, czy dlatego, że lubi zwracać na siebie uwagę, czy dziwi ją fakt, że jako nowa w klasie nie jest obsypywana milionem pytań typu: Skąd jesteś? Czemu się przeniosłaś? Jakie są twoje talenty?. Ja jednak wolałam nie zadawać zbędnych pytań i pozwolić jej się poczuć swobodniej.
- Co tam jest napisane? - szepnęła mi na ucho szatynka. Spojrzałam na tablicę, na której był napisany temat dzisiejszej lekcji. Pani Torres ma specyficzny charakter pisma i czasem trudno ją odczytać.
- Usatysfakcjonowany. - odszeptałam wolno i wyraźnie, żeby dziewczyna dobrze zrozumiała. Następnie spojrzałam w jej zeszyt. Muszę przyznać, że ładnie pisze.
- Dzięki. - uśmiechnęła się do mnie delikatnie.
W końcu po klasie rozległ się dźwięk upragnionego dzwonka. Wreszcie przerwa obiadowa.  Uff... Jeszcze tylko matma i do domciu. Przedtem pójdę jeszcze chyba do Raini. Dawno się nie widziałyśmy, bo w tym roku Kevin pozwolił nam w czerwcu zrobić sobie urlop. Ach... Stęskniłam się jednak za tą pracą. Uwielbiam grać. Wtedy mogę pokazać całkiem inną osobę. Przedstawić ją tak, jak ja to sobie wyobrażam. Aktorstwo jest piękną rzeczą.
- Hej, Maia. Idziesz z nami? - zapytałam widząc, ze dziewczyna zmierza ku wyjściu.
- Z wami? - nie rozumiała. No tak. Nie mówiłam jej o reszcie.
- No, ze mną i z moimi... znajomymi. - zwątpiłam, czy mogę ich tak nazwać. Bo przecież nie znamy się na tyle dobrze, aby nazywać się przyjaciółmi. Jednak w ich towarzystwie czuję się... Potrzebna i szanowana. To uczucie towarzyszy mi tylko przy Bliźniakach, a teraz poczułam je przy obcych sobie osobach. Nasze rozmowy, do tej pory tak rzadko, a jak już to oschłe prowadzone przerodziły się w luźne i swobodne pogawędki. Ale nadal nie wiem, czy to zgodne z prawdą nazwać ich przyjaciółmi. Jednak tak samo fałszem jest przedstawienie ich jako znajomych. Czuję, że łączy nas coś niezwykłego, ale to nie jest przyjaźń. To.... Ach.... Może to jej zarodek? Sama nie wiem.
- Jasne. Z wielką chęcią.

~~~~~~~~
Hejka kochani!
Rozdział spóźniony, wiem, ale na prawdę nie miałam czasu.
Wg. Mnie nijaki i nudny. Mogłam się bardziej postarać.
Jednakże chciałam go wstawić jak najszybciej.
Pojawiła się Maia. Nie chcę jej wstawiać jako czarny charakter, więc możemy się spodziewać nowego członka paczki. 
Ja się biorę za pisanie nexta, a wy piszcie komy. 
Pozdrowionka ~ Diamond


I na koniec mały gif:
YOLO!!!!!

1 komentarz:

Jeśli masz ochotę skomentować danego posta, śmiało. Wasze opinie się liczą