"I kolejny raz, wstaje o piątej żeby zrobić się na bóstwo. A Ty znów witasz mnie tym zniewalającym uśmiechem i pytasz, czy mam zadanie z polskiego, bo nie miałeś czasu go odrobić, dlatego że wróciłeś późno z kina, w którym byłeś z dziewczyną" .
~ autor mi jest niestety nieznany
Kompletnie mnie zatkało. Kompletnie. Nogi proste jak druty,
plecy tak samo, szczęka na ziemi, a oczy wielkości spodków Ufo. Kompletnie…
Stanęła przede mną trójka dobrze zbudowanych, osiemnasto i
szesnasto letnich blondynów. Gitara,
bas, perkusja… Brakuje tylko wokalu…
Który wyszedł z samochodu ciągnąc z irytacją cztery walizki. Obładowany
tymi ciężarkami wyglądał jeszcze seksowniej, niż kiedykolwiek. Brązowe włosy rozwiane na wszystkie strony,
twarz lekko zmęczona, ale i tak cholernie przyciągająca. Czekoladowe oczy
złagodniały, gdy tylko wychwyciły moją obecność. Promienny uśmiech nie
mógł się równać z żadnym innym. Po
prostu cały on. Od czubka rozczochranych kudłów, aż po czubki palców w stóp
mego przystojny, słodki i w moim przypadku działający jak magnes.
- Brad… - usłyszałam. Dopiero po chwili moja głowa
przyswoiła, że to z moich ust wypłynęło
to imię.
- Laura? – Tris uśmiechnął się szeroko, co po chwili
uczyniła reszta chłopców. Boże, nie wierzę, że to oni…
Zaśmiałam się krótko.
Ten świat jest jednak na serio mały.
- No tak, to ja. Co tu robicie? – rzuciłam z bananem,
podchodząc do nich żywym krokiem. Przejęłam od Brada jedną z walizek.
Chwilę się zastanowiłam. Chciałabym pocałować go w policzek,
ale nie wiem, czy wypada. Bo przecież nie łączy nas jakaś szczególna więź…
- Miło cię widzieć, królewno – zatkało mnie, gdy poczułam na
policzku jego ciepłe, malinowe usta. On to naprawdę zrobił? Matulu…
Dopiero po chwili przyłapałam się na tym, ze trzymam się za
miejsce, które przed chwilą miało styczność z jego wargami. Głupia dziewucho,
nawet się nie waż w nim zakochiwać!
- Mi również miło…
- O! Jesteś z przyjaciółmi. Jak super! – uradował się James.
Tak…. Bardzo super…
- Czemu nie mówiłaś, że jedziesz w busz? Myślałem, że to nie
twoje klimaty – wyszczerzył się Conn, za co oberwał ode mnie kuksańca.
- Sama będę decydować o ty, gdzie są moje klimaty – to ja. –
Nie wychylaj się zbyt, młody.
- Nosz, rok tylko! – zirytował się blondyn, a ja
wykorzystałam jego bul wers i poczochrałam mu włosy. Zachichotałam.
- A wy? Co tutaj robicie? – nie usłyszałam odpowiedzi, bo
ktoś chamsko mi przerwał.
- The Vamps?! – mogłabym sobie dać rękę uciąć, że nie był to
raczej ton pełen radości, a raczej mieszanki irytacji, złości i rozczarowania.
Tak, to Riker.
- Tak? – moja ciekawska siostra wychyliła łeb zza krzaka
(nie wiem, co tam robiła) i z wielkim
uśmiechem na pyśku podeszła do nas. – Chyba mnie pamiętanie, nie? – podała każdemu
z nowoprzybyłych dłoń, a oni z lekkim zawahaniem ją uścisnęli.
- Cześć. Ja jestem Ellinghton – brat tej pięknej pani,
ochroniarz, ojciec , przyjaciel i wpierdalator chłopakom, którzy się do niej
zalecają – Ell również wyciągnął rękę do chłopców. Z początku przeważała u nich
radość, ale po ostatnim nieco się przerazili. Tym bardziej, kiedy ton bruneta
był niczym lód. Bosz… Co za… ugh!
- Ell, weź się zatkaj, dobra? – uśmiechnęłam się słodko –
zbyt słodko – i podałam bratu jakąś szmatkę, która leżała akurat obok, po czym
popchnęłam go w stronę exitu.
- Oj, Lau, nie martw się. Jak chłopak będzie fajny, to ja
już go upilnuje – zapewniła Ryd i pomachała czwórce przyjaciół. – Miłości trzeba
pomagać – nie wiem, co to miało znaczyć, ale i tak zarobiła ode mnie z pięści w
udo. Matko, ci ludzie są jak jacyś neardeltańczycy.
- Emm… Może pomogę wam się rozłożyć. Daleko, daleko od tych
idiotów – zaakcentowałam ostatni wyraz i z uśmiechem na ustach zabrałam z ich samochodu
namioty. – Błagam, już nie wytrzymam ani chwili dłużej – dodałam bezgłośnie z
żałosną miną.
***
Nawet moje Wampirki okazały się być fatalnymi obozowiczami.
Connor wplątał się w materiał, błagam, jak to możliwe? James nic nie robi,
tylko siedzi tym swoim tłustym dupskiem na leżaku i popija lemoniadę. Ja, Tris i Brad próbujemy rozłożyć ich
tymczasowe „domki”. Ja dostałam od nich kanapkę, którą z apetytem wszamałam. Moi
towarzysze (ci sprzed przyjazdu cywilizowanych ludzi) też dostali coś do
żarcia. Upociłam się jak słoń, ale patrząc na pięknie rozłożone namioty
nabrałam przekonania, że było warto. Wszystko pięknie, miód, malinka, misie
żelki. Matko, zbyt często przebywam ostatnio z Ellem. Anyway. Zmęczona pracą rzuciłam
się na trawę z impetem i głośno westchnęłam.
- Nienawidzę obozów – mruknęłam i z płaczliwym jękiem przerzuciłam
się na bok, aby zabrać szklankę z lemoniadą. Mmm… Pycha.
- Nie marudź, królewno. Mogło być gorzej – Connor rzucił mi
szczerbatkowy uśmiech.
- Na przykład?
- Mogliśmy utkwić w lesie bez tego wszystkiego. W dziczy –
zajęczał Tris, niczym duch.
- Albo rodzony brat mógł cię wywieść na zadupie bez twojej
zgody – mruknęłam. Podniosłam się i oparłam na łokciach.
- A skąd taki... Aaaa…. Współczuję, królewno – Brad dosiadł
się do mnie i objął ramieniem z udawanym żalem.
- Powinieneś. Powiedz, czy to ci wygląda na Ambrozję?
- No, raczej nieeee… Ej! Nie chodź mi do Ambrozji! Jeszcze
ktoś mi cię sprzątnie sprzed nosaaaaa… Aaaa ja chyba za dużo mówię – zabrał zmieszany
swoje ramię z moich barków. Ja zaczerwieniona do maksymalnego stopnia spuściłam
głowę. Przygryzłam wargę.
Sprzątnie sprzed nosa? Czyli mu się podobam? Tak, czy nie?
Chyba tak. Boże, błagam, oby tak! Z czego ja się do cholery tak cieszę?!
Przecież on tylko przed chwilą przyznał , ze się we mnie durzy. Durzy się we
mnie?! Kuźde, durzy się we mnie! Mamo, on się we mnie durzy!
- Ekhem… To… Bardzo ciekawe spostrzeżenie – czemu mój głos
jest taki… normalny? Why? Ja się jaram jak głupia, ze się we mnie durzy, a tu
taki ton?! Phi! Choć w sumie, to chyba lepiej, ze taki był ten ton. Oboje się w
sobie w takim razie durzymy, a to źle wróży. Chyba, ze jemu chodziło o zwykłą
przyjaźń… Nie, to za dużo jak na mnie! Bujanie się w chłopakach jest kiczowate.
- To dobrze, że cię zawiekowało, bo ja mam nadzieję, na
pierścionek, Brad – wtrącił James pokazując przyjacielowi serdeczny palec. Gosz…
- Jak mówią nadzieja
matką głupich – warknęłam i wstałam na równe nogi otrzepując się z
niewidzialnego kurzu.
- Sorki, zbyt boję się jej brata – przyznał brunet i
marszczył nos. – On nie jest do końca normalny.
- No wow. Myślisz, że przez siedemnaście lat tego nie
zauważyłam?
- Być może.
- Ej, Lau – zagaił Conn – Chcielibyśmy poruszyć z tobą
pewien bardzo ważny temat – Conn i poważny ton? Ciekawe, co jest.
- Emmm… No, dobra. Mówcie.
- To miało poczekać – syknął wkurzony Brad. Rzadko się
wkurzał. Dziwne…
- Chodzi nam o twoją „przynależność” do nas – ouuu shit! Oni
chcą ze mną o tym rozmawiać?! Kuźde, co ja mam im powiedzieć.
Poczułam nagle, jak krew napływa mi do policzków. Taka
zmieszana nie byłam jeszcze nigdy. Cholera, przecież mogłam się spodziewać, że
prędzej, czy późnej powrócą do tego tematu. Tak cholernie się boję, ze powiem
zaraz coś, co zniszczy mnie na wieki, że usta same mi się zaszyły. Gula, która
stanęła w moim gardle nabierała na sile, a serce dudniło, jak Big Ben.
- Nie… Nie jestem pewna… - wydusiłam niepewnie. Mój głos
drżał. Cholera! Coś zbyt często mówie cholera, cholera…
- Zależy nam na tym, abyś się zgodziła, ale nie chcemy na ciebie
naciskać. Kochamy cię jak siostrę i… Nie wyobrażamy sobie nie wiązać naszej
przyszłości z tobą – wyznał Tristan. Cały czas miał wlepione we mnie czułe
spojrzenie.
- Ale… jak ja miałabym powiedzieć o tym przyjaciołom? Przecież
to im złamie serce. Przecież wiecie, co to oznacza. Ja… Nie mogę się wiązać z
konkurencją… - ugryzłam się w język. Jaka cholerna szkoda, że nie zrobiłam tego
wcześniej.
- A więc o to chodzi, tak? Oni uważają nas za
konkurencję?! Laura, to twoje życie, a
oni nie mają prawa w nie ingerować! To twoja rodzin, przyjaciele… Oni… powinni
się cieszyć, że masz szansę się rozwinąć. Kochanie, proszę, nie marnuj tego ze
względu na to, ze jesteśmy dla nich „konkurencją”! – Brad wybuchł. Brad
wybuchł. Sz kurde, Brad wybuchł! To niemożliwe, Brad nigdy nie wybucha. On jest
opanowany, słodki, kochany. Ale nie wybucha! Patrz idiotko, do czego doprowadza twoja nagła troska o przyjaciół. Ranisz
tych drugich…
- Brad, ja nie… - przerwano mi.
- Zrobisz, jak uważasz. Nie chcemy naciskać, jak już
mówiliśmy. Daj sobie trochę czasu. Ale błagam, patrz na siebie, nie na
przyjaciół.
***
Wróciłam do swoich pogrążona w myślach. Kiedy się ściemniło?
Niebo już usłały gwiazdy, co oznaczało, że późna jest już pora. Usiadłam przy
przygaszonym ognisku i po chwili postanowiłam się położyć. Wpatrywałam się w
gwiazdy, jak zaczarowana. Od dziecka uwielbiałam to robić. To taka odskocznia,
od problemów i możliwość spojrzenia na nie z boku.
Chłopaki mieli rację.
Ja nie mogę oglądać się za przyjaciółmi. Współpraca z nimi da mi nowe
możliwości. Zaproponowali mi dołączenie do The Vamps. Półroczna trasa
koncertowa po Europie, jak inni się na mnie wypną, to zapewnili, że wykupimy
mieszkanie w drugiej części miasta. Nie wiem, co mam zrobić. To cholernie
trudne. Życie to jeden wielki bajzel, którego ja nie umiem posprzątać. Wszystko
jest do d. Wszystko. Nagle zaczęłam się interesować bliskimi. Dobre sobie. Oni
nawet by nie zauważyli, że mnie nie ma. A może by zauważyli. Na pewno
trzymaliby do mnie żal za to, ze ich zostawiłam. Chce spełniać marzenia, ale
nie ich kosztem.
Cholerne życie.
Cholernie marzenia.
Cholerni bliscy.
Cholerne przywiązanie.
Cholerna ja.
~*~*~*~
Przepraszam, że takie
krótkie, ale dawno nie wstawiałam.
Jak się podoba? Jakie
wrazenia? Myślicie, że Lau się zgodzi, czy jednak przywiązane jej na to nie
pozwoli?
Wiem, zero Raury, ale…
Ale było trochę Brada plus Lau. Mam nadzieję, ze go lubicie, bo ja nawet
bardzo.
To ja się żegnam z
Wami
Papatki
~ Di
"A tak to się zaczęło", chciało by się rzec :D
Nie mogę się zadziwić jaki ty masz talent pisarski O.o
OdpowiedzUsuńGdzieś ty była? No, gdzie? Wiesz, że nie ładnie jest się ukrywać przede mną?
Będę tu wpadać częściej ;)
Twoja nowa czytelniczka :d
Cudo<3
OdpowiedzUsuńBoski ale ciekawe co wybierze
OdpowiedzUsuńCzy ty zaprosiłaś mnie na rozdział bez Raury? No wiesz ty co heheh Oby Lau z nimi nie pojechała. Nie bardzo wiem o co w tym blogu chodzi no bo jak się czyta od 22 rozdziału a nie pierwszego to mogą być kłopoty xD Nie mam nic do The Vamps ( ale wielbić ich nie wielbię) ale Lau powinna nie słuchać Brada, powinna być z przyjaciółmi, bo tylko to się w życiu liczy a nie kasa i sława. No dobra, liczę na Raurę w kolejnym rozdziale.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam.
Delly
P.S Sorry za chamską reklamę, ale zapraszam do siebie justlovemeraura.blogspot.com
Nie no, nie wyrabiam z tobą. Od 22 rozdziału... No, trudno jest się skapnąć :D
UsuńNo tak, ale jej nie chodzi o kasę i sławę, tylko o spełnianie marzeń. Ona ogólnie jest... dbająca o własny interes. A Raura będzie w następnym specjalnie dla ciebie, kochana :) Acha, no i jeszcze ja też nie wielbię The Vamps, ale w tym opowiadaniu bardzo ich lubię. No bo spójrz - czy jakby twoja przyjaciółka miała szansę się rozwijać i robić to, co kocha, nie namawiałabyś jej, żeby to zrobiła?
Nie mam nic do tego, bo oczywiście masz rację, ale wiesz... Zam cią dalszy i wolę go usprawiedliwić :)
PS>: Nie szkodzi :)
Dobra, dobra ja tam swoje wiem hhehe
UsuńGenialny rozdział :)
OdpowiedzUsuńWcześniej czytałam wszystkie twoje oraz innych bloggerek blogi, ale miałam wtedy gmaila :)
Mój pierwszy komentarz na Twoim blogu ^^
Wbijaj do mnie
lau-and-ross-love.blogspot.com
No nie wiem, nie wiem... Trasa? Chyba nie zostawi przyjaciół, prawda? Prawda?! Ugh.... Mam mętlik w głowie. Nie ma pojęcia, co wybierze. Wiedziałam, że razem z The Vamps przyjadą kłopoty -.-'
OdpowiedzUsuńRozdział wspaniały, co z tego, że krótki :D Trzymaj tak dalej ^^
Do następnego ;3
Kiedy next?
OdpowiedzUsuńPostaram się dodać do końca tygodnia :)
Usuń