niedziela, 1 lutego 2015

Rozdział dziewiętnasty: "Pozbierać jest się dziesięć razy trudniej, niż rozsypać. "

"Pozbierać jest się dziesięć razy trudniej, niż rozsypać. "
~ Suzanne Collins





Przypominam, że rozdziały od tej pory przybiorą formę „pamiętnika” Laury!!!
~*~*~*~*~*~*~*~
Czy godzina 22 w nocy jest dobra na rozmyślania? Niektórzy uważają, że nie, ale ja jednak zaliczam się do tej drugiej grupy. Leżąc w i piżamach pod cieplutką pierzyną myśli przychodzą do nas same. Albo przynajmniej do mnie. Więc pasowałoby ogarnąć ostatni miesiąc. Tak, to dobry pomysł.

Zerwałam z Camem, a on się z tego powodu ucieszył. Co prawda był i „przepraszał”, ale jednak ja już ten temat zamknęłam. To chyba zapoczątkowało erę zmian w moim życiu. Później… Później dołączyłam, co prawda mimo woli, do grupy Lynchów w konkursie, którego za Chiny Ludowe nie wygramy, czyli, że staczania się ciąg dalszy.  Kolejną rzeczą jest… No tak… Śmierć rodziców. Jak to jest, że po nich nie płaczę? Czy to normalne, czy jestem po prostu wyrodną córką? A może w ogóle nie jestem ich córką? To też możliwe, zważywszy na fakt, że nigdy nikt mi nie powiedział, że ich przypominam, czy chociaż mam coś „ich”. Może poszperam w ich dokumentach? Od wypadku minął tydzień, a ja jeszcze nie wpadłam na pomysł, żeby czegokolwiek poszukać. Może zostawili nam testament? A może postanowili całą kasę przeznaczyć na wytwórnię. Właśnie, co z wytwórnią? Jak to jest możliwe, że tak się od wszystkiego odcięłam? Czasem przeszywa mnie myśl, że to ja zginęłam, a nie rodzice.

Ale wracając. Ach tak! Przecież wujostwo przyjechało! Ale od kilku dni ich nie widuję. Ciekawe, co się stało. Czy serio jestem aż tak bardzo ślepa? Laura, ogarnij się dziewczyno, bo dalej tak nie ociągniesz…

Pójdę do Van, ona jest ze wszystkim na bieżąco. Ale zaraz… Jest w pół do jedenastej, więc wątpię, czy teraz znajdzie dla mnie odrobinę czasu.

Ona śpi, więc jak ma znaleźć dla ciebie czas?! Weź z niej przykład i w kimono!

Och, podświadomości, zamknij się wreszcie i daj mi spokój! Ale racja, że ona teraz śpi, więc nie będzie ze mną rozmawiać. Czyli, że zastanawiania się ciąg dalszy.

Trochę zmienił się mój styl. Czarne rzeczy w koszu, a ja zaczęłam się ubierać bardziej kolorowo. Znaczy się z umiarem, ale kolorowo. Przyjechali chłopcy, czyli The Vamps. Chyba wiem, czego ode mnie chcą, ale nie będę się wychylać nad szereg. Poczekam, aż sami się przyznają i chyba przyjmę ich propozycję. I do tego dochodzi jeszcze Brad. Chyba mi się podoba. Czuję się przy nim taka… Doceniana? Szanowana? A może kochana?  Nie umiem tego nazwać, ale on nie jest dla mnie tylko znajomym. Czy ja… A może… Zależy mi na nim? Matko, zależy mi na nim! Laurze Marie Marano na kimś zależy! Nienormalne, Bosz, to nie jest normalne. Mi na kimś zależy. I to tak… Nie jak na przyjacielu. Tylko… Jak na kimś ważniejszym…
***
I na sam koniec zostaje Ross. Ach, Ross. Czy my się pogodziliśmy? Tak. Czy nasze relacje ulegną ociepleniu? Na pewno. Czy uda nam się odbudować dawną więź…? Na to nie ma co liczyć… Nie potrafiłabym już na niego spojrzeć tak, jak kiedyś. Dla mnie jest to już niestety niemożliwe. Coś jak gdybym miała cukierka i go zjadła. Żeby znów go zjeść musiałabym go zwrócić, co nie jest zbyt przyjemne. A później smakowałby jak… No, jak wymiociny…
Tak, czy inaczej odbudowanie więzi między nami, przynajmniej tak silnej, jak kiedyś, jest niemożliwe. Do tego nie nastąpi nigdy i trzeba się z tym pogodzić. Ja już to zrobiłam dawno. Chyba…
***
Śniąc o rycerzu w lśniącej zbroi nie myślałam, jak brutalna może okazać się moja pobudka. A powinnam, bo zapewne wtedy nie obudziłabym połowy LA.

- Aaaaa! Van, idiotko, ale ty głupia jesteś! – wyładowałam na siostrze swoje emocje, burzliwe zresztą, po zderzeniu się z taflą lodowatej wody. I jeszcze ona ma czelność stać nade mną z wiaderkiem.

- Uspokój nerwy, nerwusie. Nie chciałaś wstać po dobroci, to teraz masz – menda spojrzała na mnie wzrokiem typowej starszej siostry, czyli innymi słowy „Jestem od ciebie smarkulo starsza i mądrzejsza”. Tsa… ciekawe, w którym miejscu.

- Jak ty wracasz z imprezy i masz kaca, to ja cię nie budzę przy użyciu jakiegoś rondla!

- To nie rondel, tylko wiaderko, a ja jeszcze nigdy nie wróciłam do domu skacowana. Tutaj piję procenty litrami, ale nie poza mieszkankiem – ludzie, czy widzieliście kiedyś bardziej zarozumiałą kreaturę? Bo ja się z jedną użeram od siedemnastu lat! – To co robiłaś wczoraj w nocy, że teraz masz pod oczami wory wielkości mojej pięści? – jej ton nieco zelżał, przez co moje nerwy zostały trochę okiełznane.

- Myślałam – odrzekłam jej zgodnie z prawdą zaraz po skończeniu ziewania.

- A o czym, jeśli można wiedzieć – palce czarnowłosej czule zabrały pukiel włosów z mojej twarzy i założyły mi je za ucho. Dopiero teraz zauważyłam, że siostra siedzi obok mnie, tak samo jak ja. Nawet nie wiem, kiedy się podniosłam do tej pozycji.

- Van, wiem, że może ostatnio byłam nieobecna i to moja wina, ale powiedz mi, czy tylko ja nie zauważyłam tego, że Rossów nie ma w domu? – przypomniawszy sobie wczorajszą noc postanowiłam potwierdzić, lub obalić stwierdzenie mojej ślepoty w ostatnich dniach.

- Serio jesteś taka ślepa? Przecież wynieśli się dwa dni temu do domu obok. Laura, co się z tobą dzieje? Nie było cię też na pogrzebie rodziców. – to on już był? No tak, mogłam się domyślić. Van ubrała się na czarno, a u niej to rzadkość. Bosz, co się ze mną dzieje?

- Nie wiem, ale chyba coś złego. Ostatnio wielu rzeczy nie zauważam. Przepraszam – przytuliłam ją do siebie mocniej, jak kiedykolwiek. Dawno nie okazywałam jej czułości. Może powinnam pójść do psychologa?

- Ubieraj się skarbie. Ell zrobił śniadanie. Meg jeszcze śpi. Zaraz idę ją obudzić, a ty się przygotuj. Idziemy dziś zobaczyć nowe mieszkanie wujostwa.


Vanessa wyszła z pokoju zamykając za sobą drzwi, a ja wraz z utkwieniem ich we framudze poczułam się opuszczona. Jak małe dziecko, które rodzice zostawiają w pokoju same. Przytuliłam się nawet do poduszki, ale nie dala mi ona żadnego ciepła. No, może poza zewnętrznym…

Postanowiłam pójść za radą siostry i ogarnąć się nieco. Żałoba, no tak. Czarne ubrania i tak dalej… Dobrze, że postanowiłam zostawić parę ulubionych ciemnych rzeczy, bo inaczej musiałabym założyć coś szarego, czy brązowego. Zlustrowałam dokładnie szafę. Okazało się, że tych rzeczy jest więcej, niż myślałam. Pomijając fakt, że mebel dało się już zamknąć ruszyłam w stronę łazienki. Zdjęłam piżamę i weszłam do kabiny prysznicowej. Odkręciłam czerwoną gałkę, a moje ciało znalazło się pod naparciem ze strony ciepłej wody. Ciecz przybierała na temperaturze, więc przekręciłam lekko również niebieski korek. Czułam, jak całe napięcie ostatnich dni ze mnie ulatuje, jak robię się lżejsza. Jakbym mogła latać zapewne sięgnęłabym samego nieba. Moje ramiona opadły pod wpływem rozkoszy, jaką dawał prysznic, a kolana miękły. Zupełnie, jak gdybym patrzyła na jakieś ciacho, a nie brała prysznic.

Niestety chwila relaksu szybko dobiegła końca. Woda stygła, a ja nie miałam ochoty na doznania typu szok termiczny.  Więc chcąc, nie chcąc, owinięta w ręcznik, stanęłam przed lustrem w łazience.

Przydałoby  się kupić większe.

Spojrzałam na ubrania z westchnieniem i odłożyłam je na wieko kosza na brudy. Wyjęłam z szafki kosmetyczkę po brzegi wypełnioną kosmetykami i wzięłam do ręki eyeliner, leżący na samym brzegu. Maznęłam nim dwie kreski typu „kukułka”, a moje oczy już wyglądały znacznie lepiej. Powieki pomalowałam delikatnie czarnym cieniem, a na usta nałożyłam pomadkę. W końcu wzięłam do ręki ubrania, które po chwili okrywały moje ciało.

Włosy związałam w wysokiego kucyka, co nie przeszkadzało jednak pojedynczym kosmykom swobodnie leżeć na mojej twarzy. Okulary przewiesiłam przez bluzkę i zdecydowanym krokiem wyszłam z pokoju czystości. 

Podążając w stronę kuchni rozkoszowałam się zapachami naleśników, które zapewne wyszły spod ręki Ella. Pysznie gotuje, to mu trzeba przyznać.

- Cześć – wysiliłam się na uśmiech, choć wydaje mi się, że wyszedł mi grymas.

- Hejka. Jak się spało, księżniczko? – Ell uśmiechnął się do mnie promieniście, jakby chciał mi przekazać, że nie będzie mnie dręczył.

- Źle. Doznałam porannego szoku termicznego – zaśmiałam się krótko, co najwidoczniej udzieliło się mojemu starszemu bratu, bo uśmiech na jego twarzy rozszerzył się do jakichkolwiek granic możliwości. Pod warunkiem, że ma on takie.

- Godziny nocne są najlepszymi na rozmyślania – brunet postawił mi na wyspie talerz z pięcioma, jeszcze ciepłymi, naleśnikami, a po chwili również nutellę.

- Czyli, że nie jestem jedyną, która tak uważa.

- No nie. Myślisz, że po kim odziedziczyłaś te wszystkie mądrości? Bo raczej nie po Van – zaśmialiśmy się oboje, z małą różnicą tego, że on robił to, aby mnie rozśmieszyć, a ja dlatego, aby sprawić mu satysfakcję.


Ell starał się, żeby było nam dobrze, a szczerze mówiąc nasza wdzięczność do niego nie była nawet połową winnej mu.

Po paru minutach w pomieszczeniu znalazły się również nasze siostry. Megan radośnie zajadała się pysznym śniadaniem, a Vanka usiadła na stołku barowym i w milczeniu popijała kakao. W końcu postanowiłam zareagować jakoś na tą grobową i dodatkowo nieznośną ciszę.

- Co u ciebie i Rika? – wbiłam w nią ciekawskie spojrzenie, choć wcale nie byłam aż tak tego ciekawa.

- Emmm… No… Sama nie wiem… Niby powiedział, że mu na mnie zależy, ale nie wiem na czym stoję… To… Ach, szkoda gadać – podniosła kubek na wysokość ust i wypiła całą resztę napoju, która walała się po naczyniu.

- Faceci… Nigdy ich nie zrozumiesz – burknęłam cicho nie zważając nawet na to, że przy kuchence stoi mój brat. Choć wydawał się nie zwracać na to nawet uwagi. Jak widać moja kwestia była słuszna.

- Daj spokój, denerwuje mnie to już. Nie wiem nawet, jak mam zareagować, jak go zobaczę. Przytulić? Podać rękę? Ugh! Lau, ratuj – czarnowłosa walnęła, bo inaczej tego nazwać nie można, swoją głowę na blat wysepki i zaczęła cicho jęczeć. Zauważyłam, jak Ell kręci głową, a mimo to nie zareagowałam.

- Vanka, nie desperuj mi tutaj. Zaraz jedziemy na zakupy, może poprawią ci z deka humorek – znów próbowałam wymusić uśmiech, choć nie miałam najmniejszej ochoty się uśmiechać. Ogólnie, to nie miałam ochoty na  n i c .

-Okey. Może masz rację – dziwne, że jej uśmieszek wydawał się naturalny….

- A! Chciałam was zapytać, ile trzymamy żałobę. Niby to byli nasi rodzice, ale…

- Ale przynajmniej teraz zachowajmy się jak prawdziwe dzieci  - przerwał mi brunet, na co ja przewróciłam oczami.

- Ale ja nie będę nosiła czarnych rzeczy tak długo. Mogli być rodzicami, to mieliby dzieci. Tydzień chyba wystarczy – wtrąciła Meg… Chwila… Meg? Ona powiedziała coś takiego? Nie wierzę.

- Emm… Megan, może nie odzywaj się w tej kwestii, co? Jesteś…

- Wystarczająco dojrzała, aby zrozumieć niektóre rzeczy. A ja nie mam zamiaru ich opłakiwać pół roku. Tydzień starczy. Oni nawet tyle nie zachowywali się jak rodzice – burknęła niezadowolona i podeszła do zmywarki, aby wstawić do niej brudny talerz.

Nasza trójka spojrzała na nią jak na Ufo. Nawet ja, choć żywiłam do nich wielką urazę, nie pomyślałam, żeby teraz tak ich ukarać za nierodzicielstwo.

- Meg, co ty mówisz? – jako pierwsza odezwała się Vanessa wyraźnie zawiedziona.

- Ona ma rację. Nigdy nie traktowali nas, jak ich dzieci. Nie zasługują na naszą żałobę – ogłosiłam pełna jadu. Ciekawe, czy mój głos był tak gorzki, jak gorycz, która mnie wypełniała.

- Ale mimo to…
- Nie Ell. Nie ma żadnego „mimo to”. Nigdy nie byli mamą i tatą. A my córkami i synem.
***

Dopiero, kiedy wybiła godzina jedenasta zorientowałam się, jaki mamy dziś dzień tygodnia. Sobota. Leżąc na kanapie przerzucałam od niechcenia kanały na przeciwległym telewizorze i sączyłam sok pomarańczowy.  Obiad u wujostwa był umówiony na trzecią, a do tej pory nie miałam jakiś szczególnych planów. Choć spójrzmy prawdzie w oczy: nie miałam żadnych planów.
Po kilku minutach bezsensownego gapienia się w telewizor postawiłam po prostu go wyłączyć. Szklankę postawiłam na ławie, a z kieszeni spodenek wyjęłam telefon. Przejechałam palcem po niedługiej rysie, dzięki czemu sprzęt się odblokował. Stukając chwilkę kciukiem po ekranie napisałam w końcu SMS-a do Bri. Nuda osiągnęła u mnie poziom powyższy niż przeciętny, a lekarstwem na to była tylko moja przyjaciółka.  Czekałam na odpowiedź kilka minut, choć i tak krótko, jak na nią. Napisała, że u niej też sztywno i zaraz do mnie przyjedzie. Z Jasem oczywiście. Czyli, że będzie ciekawie…

Nie wiem, co innego mogłabym zrobić czekając na Bliźniaków, jak nie pogłębić się w nowych odcinkach Top Model na mojej wiecznotrwałej komórce. Podczas, gdy na wybieg wychodziła Amber – jedna z uczestniczek programu po mieszkaniu rozległ się dźwięk dzwonka. Nie zdążyłam się jeszcze dźwignąć z kanapy, a już przed oczami śmignęła mi sylwetka Vanessy, która jak szalona pobiegła otworzyć drzwi. Gdybym codziennie widziała jej rozczarowaną minę, kiedy wchodziła powrotem do salonu życie za pewne byłoby o wiele zabawniejsze.

- Ktoś, a raczej dwa ktosie do ciebie – oświadczyła. Jej wygląd można by określić jako piłka plażowa, której niewiele brakuje, aby pęknąć.

- Hej – przywitałam się z przyjaciółmi kompletnie olewając siostrę i stanęłam na równe nogi. Jak dobrze rozprostować kości…

- Heyo, kochana. Przyszliśmy zwalczać nudę – blondyna uśmiechnęła się szelmowsko i wyciągnęła zza pleców reklamówkę. Nie musiałam nawet zaglądać do środka, żeby wiedzieć, co go wypełnia.

- Ach, jakże miło mi jest was gościć – rzuciłam z udawanym zachwytem – Proszę, czym chata bogata – dostojnym gestem pokazałam im wnętrze mieszkania, na co oni się zaśmiali.

- Ja lecę do siebie, a wy nie spalcie domu – po tym oświadczeniu siostra zniknęła na schodach, a później zapewne schowała się w pokoju.

- To był jednorazowy incydent – ryknął Jas w głąb budowli, na co ja z Bri zaśmiałyśmy się krótko.

- Zaraz może być kilkorazowy – dorzuciła ciszej blondyna, po czym uwaliła się na sofie.

- To, co oglądamy? Horror, komedia, romans? – zrobiłam tak zwane brewki dosiadając się do niej.

- Fajnie by było. Niestety mój tępy brat był podczas procesu wypożyczania, więc nie mam ze sobą romansu.

- Bardzo śmieszne, flądro.

- Jas, to jest śmieszne.

W reklamówce znajdowały  się dwie komedie. Nie był to szczyt w randze najbardziej śmiesznych, aczkolwiek idealnie się sprawdzały jako poprawa humoru. Kolejnym powodem do radości okazało się to, że w obu ekranizacjach grał Sandler, którego wręcz ubóstwiam.

- Macie coś jeszcze? – zapytałam pełna nadziei, kiedy drugi film dobiegł końca.

- Niestety. To wszystko, czym dysponujemy na chwilę obecną – zaśmialiśmy się usłyszawszy dostojny żargon ze strony Bri, ale nie trwało to długo.

- Idziemy wieczorem do klubu – zagaił Jas.

- W sumie, czemu nie? – popatrzyłam na nich z uśmiechem, który zaraz zrzedł. – Ale nie mogę. Mam żałobę do końca tygodnia.

- To pójdziemy za tydzień. Klub poczeka, a widomo, że żałoba ważna rzecz – Bri objęła mnie ramieniem, jak gdyby chciała dodać mi otuchy i zakładam, że właśnie to było jej celem.

- Spoczysko. Chodźcie, zrobimy pizzę. Zgłodniałam nieco.

~*~*~*~*~
Heihei miśki!
Tutaj z powrotem wasza Diamond. Rozdział miał się pojawić jutro, ale naszła mnie wena + czas, więc macie go już dziś. Podoba się? Ja szczerze jestem z niego zadowolona. Uważam, że w każdym opowiadaniu przyda się taki rozdział niewiele wnoszący i ten się do takich zalicza.
Uważam, że ten pomysł na pisanie jest o wiele fajniejszy, niż ten z podziałem. Jako narrator piszę już Love Grow Slowly, a teraz spróbuję sił jako postać na stałe. Piszcie, czy wam też się podoba.
I jeszcze sprawa ankiety. Pojawiła się nowa z pytaniem: JAKĄ PIOSENKĘ MOGŁABY ZAŚPIEWAĆ LAURA NA KONCERCIE (POZYCJE Z PLAYLISTY). Chodzi o to, że Lau będzie śpiewała na takim prawdziwym koncercie, który będzie ważny i chyba kończący I sezon, ale jeszcze nie jestem pewna. I teraz chcę was prosić o radę, abyście mi wskazali, jaka piosenka jest – według was – najlepsza na tą okazję.
To ja już kończę i pozdrawiam was. Trzymajcie się miśki.

Komu już spadł śnieg? U mnie jest bielutko!





5 komentarzy:

  1. Super rozdział, cieszę sie, ze wróciłaś i czekam na nexta ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ocieka zajebistoscia! Albowiem ja tak mówię! :*

      Usuń
  2. Hej. To znow ja. Ciesze sie ze wrocilas:-) moja kochana Di. Tesknilam kochanie:-* rozdzialik cud miod malinka i sok XD nie moglam sie doczekac your powrotu do zywych i jakos wytrzymalam te meczarnie. Sniegu u mnie baaaaaaarrrrrdddddddzzzzzooooooo malo, az dwa centymetry nwm jak u cb. W gorach to sniegu po kolana a u mnie bardzo malo. Nawet do kostek snieg nie siega :-( ale coz. Zyjemy dalej cn? Zaraz skoncze ci tu zanudzac, bo jeszcze umrzesz z nudow i z kim ja bd gadac na gg, talk'u, gmailu i bloggerze? Nie mozesz mi tu pasc z nudow bo ja pisze koma... Na to never nie pozwole. Moja Di ma dalej tak cudownie pisac. Jeszcze bym prosila nexta tu i na LGS :-) jak sie uda to wroce w piatek a jak nie to w sobote sie pojawi next :-) mam nadzieje ze jakos dotrwasz do konca mua koma. Na gg ci wysle cos :-) nie powiem co bo i tak sie niedlugo dowiesz XD Mam mala sprawe jak ty to robisz ze ci same cuda wychodza co. Ja sie pytam i licze ze mi na to pytanie odpowiesz zgodnie z prawda :-)
    Kochana Di wrocila do nas i NAPEWNO do konca lutego na tak dlugo juz nas nie zostawi...
    Konczac moje wywody o sobie... Chce ci powiedziec ze czekam na nexta :-)
    Do napisania
    Kinga <3<3<3<3<3
    PS. Kocham cie Di- Kinga <3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja też tęskniłam, misu, :*
      A co, na wycieczce jesteś??? Ja za rok jadę na białą szkołę. U mnie jest tak około... 5cm? Chyba tak, nie chodzę z linijką po chodniku :D
      Kiedy ty mnie niby zanudzałaś, he? Już mi tu nie pisz czarnych scenariuszy, bo w łepetynę dostaniesz!
      Czy ja wiem, czy takie cudeńka. Tak, czy inaczej bardzo miło mi to się czyta :) A rozdziały coraz lepsze (moim zdaniem bardzo o się poprawiłam) bo wy mnie wspieracie.
      To na gg muszę jeszcze na kompie luknąć.
      Next nie wiem kiedy, ale postaram się dodać szybko.
      ~ Di, która cię uwielbia zgrywusie :D

      Usuń
  3. Hej cieszę się że wróciłaś. Rozdział jest świetny! Czekam na next;)

    OdpowiedzUsuń

Jeśli masz ochotę skomentować danego posta, śmiało. Wasze opinie się liczą