środa, 4 lutego 2015

Rozdział dwudziesty pierwszy: "Nawet w jego milczeniu były błędy językowe"


Nawet w jego milczeniu były błędy językowe.
Stanisław Jerzy Lec 

Dedykacja dla Ali W. 
Twój zapłon mnie kochana strasznie powala :D


Miałam ochotę go walnąć. Miałam ochotę walnąć ich wszystkich i jedyne co mnie powstrzymywało, to to, że miałam związane ręce. Dosłownie mnie idioci związali i usadowili pod drzewem. Ale nie mogą mnie tu trzymać wieczność, więc prędzej czy później i tak ich dorwę.

Udawałam, że nie słucham, ale jednak słuchałam. Mam tu wytrzymać do środy i nie wiem, jak to zrobię. Jeśli ich nie rozszarpię, to zacznę wierzyć w cuda. Ale wracając. To, że miałam w uszach słuchawki, podczas, kiedy Riker tłumaczył co i jak nie oznacza, że leciała z nich muzyka. Wszystko słyszałam tak dobrze, jak inni. No, może nie aż tak zważywszy na fakt, że przywiązali mnie kilka metrów od ogniska, które zrobili chłopcy. Więc tak. Nie będziemy sami, ma przyjechać jeszcze druga „grupka”. Będzie ich czwórka i w naszym wieku, więc może być zabawnie. Przyjeżdżają jutro z samego rana, a jest… 22, jeśli wierzyć mojej komórce. Tak, czy inaczej już nie mogę się doczekać jutra, hurra! Czujecie ten sarkazm? Kamienie wrzynają mi się w tyłek, a mimo to nadal wiernie nasłuchuję. Te rude szuje planowały to już od dawna. Zamówili pole i w ogóle. Nawet Jas był w to zamieszany! Szczęście, że istnieje na tym odludziu coś takiego, jak toitoi. Jest ich cztery, ale w miarę duże. Ponoć mają nawet prysznic! Żyć nie umierać, jednak brat mnie kocha.

Riker skończył nawijać oklepanym „miłej zabawy”, ale ja śmiem wątpić, czy będzie tak miło. Ale na pewno się nie przekonam, jeśli się nie wyrwę z tych sznurków. Prawdę mówiąc, to wrzynają mi się w skórę i cholernie piecze. Pora użyć uroku osobistego.

- Ell! Chodź na chwilkę, braciszku! – zawołałam w stronę ogniska, przy którym inni bawili się przednio. Wspomniany brunet obrócił się zdezorientowany i w końcu podszedł do mnie.

- Czego chcesz, gryzaku? – wypalił na wstępie. Do tej pory ma na ręce ślad.

- Już cię nie ugryzę, obiecuję – jeśli te słodkie oczka nie podziałają, to się poddaję.

- Ugh, czego ode mnie chcesz, hm?

- Muszę się przebrać. Zimno mi, a poza tym nie wygodnie się siedzi na trawie w ciuchach na dyskotekę – chyba dobrze mi idzie, bo się zastanawia…

- Dobra, wypuszczę cię, ale w domu piłujesz zęby. Jak wampir jakiś, normalnie – podczas ględzenia i niedowierzania brata ja nadstawiłam nu nadgarstki, które ten sprawnie przeciął nożem. Skąd go miał sama nie wiem, ale w tym momencie się nad tym nie zastanawiałam.


Gdy w końcu odzyskałam wolność z prędkością światła pognałam w stronę mojego namiotu o mało nie zabijając się o własne nogi. Gdy otworzyłam walizkę utwierdziłam się w stwierdzeniu, że brat mnie kocha, bo wziął moje ulubione conversy. Do nich założyłam jeszcze szarawą bluzę i zwykłe dżinsy <KLIK>.Włosy postanowiłam zostawić związane. Nie chciało mi się ich od nowa rozczesywać, układać, związywać i inne takie duperele. Co prawda przeszkadzały mi nieco pojedyncze pasma, które przyklejały się do mojej spoconej twarzy, ale jakoś ujdzie. Zmazałam makijaż i ruszyłam w stronę towarzyszy niedoli. A może doli. Zależy dla kogo. Tak, czy inaczej nikt zbytnio nie przejął się moim pojawieniem, bo wszyscy z uśmiechniętymi buźkami, jak na reklamie colgate’u, śpiewali jakiś piosenki. Jak doszłam kończyli chyba Pass Me By. Ale nie dam sobie uciąć ręki. Umiejscowiłam się między Bri i Jasem i oparłam głowę na ramieniu przyjaciółki. Poczułam wibracje pod głową, ponieważ blondyna cicho nuciła, ale po chwili zaniknęły one.

- Głodna? – zapytała wyraźnie zatroskana Vanessa.

- Troszkę. A co macie dobrego? – znów wcieliłam się w żyrafę i wyciągając swoją szyję zajrzałam do koszyka z jedzeniem. Co prawda nie zobaczyłam w nim zbyt wiele, ale zawsze dobrze zachować pozory.

- Chcesz chałkę? – pokazała na produkt, a ja odpowiedziałam jej cichym mruknięciem i zamknęłam oczy.

Poczułam, jak obejmuje mnie delikatne ramię przyjaciółki. Nie otworzyłam paczadeł, tylko mocniej się w nią wtuliłam. Poczułam, jak moje nozdrza delikatnie łaskocze zapach jej perfum. Lubiłam ten zapach i nie raz sama się nimi psikałam. Delikatne, ale za razem subtelne. Idealnie oddające charakter Bri.

- Proszę – siostra wyciągnęła w moją stronę rękę z ukrojonym kawałkiem pieczywa (chałka to chyba pieczywo, nie? ~ Di). Zaciągnęłam się jego aromatem. Słodkawy. Wgryzłam się w ciasto. Już mniej.

- Co zrobiliście z Meg? – zagadnęłam. Zupełnie o niej zapomniałam przez te kilka godzin.

- Jest u Rossów.

- Acham…  Wiecie może, o której mają jutro przyjechać nasi współpolownicy?

- Nie. Nie mówili nam.

***

Noc minęła mi w miarę spokojnie. Przed pójściem spać pomogłam Ellowi i Rikowi z namiotem, a później w toitoiu umyłam zęby i przebrałam się w coś bardziej stosownego do spania. Gdy leżałam już w swoim namiocie okazało się, że dzielę go z siostrą i Delly. Tsa… Delly przeboleję, ale Van cholernie się rozpycha. Współczułam Bri, która musiała znosić towarzystwa brata i Rocka, a to coś okropnego. Ell, Riker i Ross spali razem, co chyba im nie przeszkadzało.

W pewnym momencie obudziło mnie głośne chrapnięcie. Sięgnęłam po telefon. Super, pierwsza w nocy. Rozejrzałam się po namiocie, a ponieważ odświecałam sobie telefonem mogłam cokolwiek zobaczyć. O dziwo moje współlokatorki leżały normalnie i spały jak zabite. Chrapnięcie znów się powtórzyło. To nie była żadna z dziewczyn, patrzyłam na obie w tym czasie. Dobra, zaczynam się bać. Wdech, wydech, wdech wydech. Poświeciłam na ściankę mieszkanka. Coś czmychnęło na ziemi. Dobra, teraz to już się na serio boję.

- Vanka, Delly, wstawajcie! – wrzasnęłam, a raczej pisnęłam przerażona. Nie wiem, co to może być, ale chyba raczej coś strasznego.

- Czego drzesz japę? – nie zauważyłam nawet goryczy w głosie siostry, bo to coś znów się poruszyło. I pisnęło! – Laura, co to było?! – pisnęła przestraszona czarnowłosa. Gdy odgłos się powtórzył poczułam, jak lepi się do mnie. I to niby ja jestem straszek?

- Rydel, do jasnej cholery, wstawaj! – na te słowa blondyna podniosła gwałtownie łeb w górę tak, ze kłaki wylądowały jej na twarzy, a niektóre nawet w buzi.

- C-co? – zaspana dziewczyna sprzątnęła swoją twarz, po czym wbiła zawistne spojrzenie w Vankę.

- Coś piszczy! – Nessie zrobiła minę rasowego Krzyka i nic nie powiedziała, tylko wskazała drżącym palcem na ściankę namiotu.

- Van, koniec z horrorami. Odbija ci już – spojrzałam na nią z dezaprobatą, ale odwróciłam głowę. Choć byłabym zadowolona, gdyby jednak została ona na swoim miejscu.

- Aaaaaa!!!! – po namiotowisku rozległ się nasz krzyk, a później głośny plusk. Boże, za jakie grzechy, za jakie grzechy ja się pytam. Matko, to było przerażające, ja już więcej nie biorę Ella na żadne wypady i w ogóle nie wypadam na takie wypady! Co to było?!

Poczułam, jak moje ciało zalewa fala zimna. Później, jak robi mi się mokro. Chwila… Mokro?!

- Vanka, ty idiotko, do wody nas wepchałaś!!! – wydarłam się na pół okolicy. Zaraz wydłubię jej oczy, a później zrobię z nich pasztet.

Czarna czupryna wynurzyła się spod tafli stawu, do którego wepchała nas siostrzyczka i sapnęła niezrozumiale:

- Szczury boją się wody.

Ja jej coś na serio zrobię. I to zaraz.

Odrzuciłam głowę siostry z powrotem do wody z szyderczym uśmieszkiem. A niech zna moją zemstę!





Nagle z namiotów wybiegł tłum ludzi. A raczej szóstka, ale zachowywali się jak opętani, więc tłum. Wszyscy popatrzyli na nas z przerażeniem. A ja znów schowałam łeb Vanki pod wodę, bo się szczurzysko wynurzyło.

- Matko, dziewczyny, co wam się stało? – Bri jako jedyna podbiegła do brzegu i pomogła nam się wydostać.

- Ona zostaje – zaalarmowałam, kiedy blondyna wyciągnęła rękę do Vanki. Ale obie spiorunowały mnie wzrokiem, więc w obronnym geście podniosłam tylko ręce nad głowę.

- To co się stało, ze postanowiłyście zrobić sobie małą kąpiel? – czy mi się wydaje, czy Riker się śmieje. Ja mu zaraz dam powód do śmiechu.

- W naszym namiocie jest szczur – wyjaśniła Delly. Z przemoczonymi włosami wyglądała jak zmokły shih tzu.

- Szczura się tak przestraszyłyście? –Ross prychnął z kpiną. Ja mu dam…

- Ale szczury są straszne – mruknął Rocks, na co wszyscy zrobili face plama. – To takie Halki, tylko mniejsze. I zjadają skarpetki! – kolejny wstrząs i łapa na twarzy.

- No, ja dzisiaj musiałem cerować, bo jeden mi zrobił dziurę, ale ten trol mi przeszkodził – wtrącił z urazą Ell, na co po raz trzeci w ciągu kilku sekund na twarzy zagościła moja dłoń.

- Idioci mają swój własny świat. Na to nic nie poradzimy – rzuciła Vanessa patrząc z przejęciem w przestrzeń. Kurde, niczym ten… Szekspir, czy jakoś tak.

- Jeszcze trochę i zaczną się żywić się gwiezdną energią – dodałam wznosząc ręce ku niebu.

- Ale przynajmniej płaciłybyśmy mniej za jedzenie – Vanka zrobiła minę myśliciela, na co ja też się zastanowiłam.

- Ale za pogrzeb dałabyś dwa razy więcej – uświadomiłam.

- I ma mi zaśpiewać Lady Gaga w bikini – wtrącił z zapałem Ell. To będzie ciężkie kilka dni.

- Dobra, super, że już sobie pogadaliśmy, a teraz marsz spać – nakazał Riker i wszyscy jak jeden mąż ruszyli w stronę namiotów. Wszyscy, prócz mnie Delly i Van. – No idziecie, czy nie?

- Ja nie będę spała w namiocie razem ze szczurem – oświadczyłyśmy równocześnie. Bosz, ale synchron.

- Ugh, dobra, odstąpimy wam nasz.


Mimo wszystko okazało się, ze nawet chłopcy nie wytrzymali w namiocie ze szczurem. Może dla tego, że ten szczurek okazał się kotny i okocił się Rikerowi na koszulce, kiedy ten spał. Ale my nie przyjęłyśmy ich z powrotem, więc musieli spać na dworze. Szczerze? Nie współczuję im. Nawet się jutro nie tknę Rikera, bo powiedział, że on nie zdejmie tej koszulki. Matko, co za oblech. Ale wracając. Noc upłynęła dalej spokojnie. Jedynym minusem była łapa Delly na mojej twarzy, ale dało się wytrzymać. Tak czy inaczej nie narzekałam.Trochę gorzej z porankiem…

- Wstawać śpiochy, szkoda dnia! – nie dość, że pęka mi łeb, to jeszcze jakiemuś debilowi chce się wrzeszczeć od samego rana! Żyć, nie umierać!

- Czego chcesz, Porodówka? – dźwignęłam się tak, że podpierałam się na łokciach wystawiając głowę przez to takie okienko w namiocie.

- Panie Janie, rano wstań – Riker podszedł do mnie i najzwyczajniej w świecie pipnął w nos. Jak mu zaraz pipnę…!

Odepchnęłam go do tyłu, po czym wytarłam ręce o trawę. On serio nie zdjął tej koszulki, błe…

- Dziewczyny, wstajemy – oświadczyłam budząc przy tym moje współlokatorki.

- Pieprzony szczur –syknęła Vanka i położyła sobie poduchę na głowie. Wcale jej Noe współczuję. Mogła nas menda nie pchać do tego basenu.

- Kuźwa, Laura, ty wiesz, która jest godzina ?– Rydel wpiła spojrzenie najpierw w ekran komórki, a później przeniosła je na mnie, tylko, że tym razem zwyrzutem.

- Skargi do Porodówki – wyszczerzyłam się w jej stronę i zabrałam z walizki krótkie spodenki, koszulkę z myszką Miki, oraz stojące obokconversy. Na nos wsunęłam okulary przeciwsłoneczne i podreptałam z kosmetyczką w ręku w stronę toitoia.

Podreptałam w stronę niebieskiej kabiny z fochem na cały świat. W szczególności na Porodówkę, ale świat też zalazł mi za skórę. Wzięłam szybki prysznic, umyłam zęby, ubrałam się, później uczesałam włosy i bla, bla, bla, inne takie. Kudły związałam w kitkę, bo nie wiadomo, gdzie te łachudry nas wyprowadzą. Nie malowałam się jakoś specjalnie, ale zrobiłam kreskę eyelinerem, bo nie lubię mieć „gołych” powiek. Później wyszłam szybko z kabiny, aby odstąpić miejsca Vance.

- Co na śniadanie – rzuciłam przez ramię przechodząc obok chłopaków.

- Właśnie, mamy mały problem….

***

- Jak to nie ma?! – wrzasnęłam po raz kolejny cała wpieniona. Jakim głupkiem trzeba być, żeby… Ugh!

- Ja zakładam, że wessał szczur – rzucił na luzie Rik.

- Oj, ty już w to szczura nie mieszaj! – wtrąciła Delly grożąc palcem.

- Dobra, ludzie, spokój. Później się skoczy do sklepu – wszyscy spojrzeliśmy na Ella jak na Ufo. On nie jest moim bratem.

- Jak chcesz, żebyśmy to z głodu sfiksowali, to możesz sobie PÓŹNIEJ jechać do sklepu – Vanka już miała się na niego rzucić i wydrapać oczy, ale powstrzymał ją Rik. Choć mnie nikt nie trzyma… Nie, lepiej nie…

- Dobra, dobra. Czekamy, aż przyjadą ci nasi sąsiedzi, może nas czymś poczęstują…

- Tak, pójdziemy i powiemy: Dzień dobry, wybraliśmy się na namiotowisko i ktoś nam ukradł jedzenie na zupełnym odludziu. Może mają państwo odrobinę, żeby nam pożyczyć? Oddamy, jak tylko złodziej zwróci nam prowiant – przerwałam Rossowi. Ciekawe, czy mój głos był aż tak ironiczny, jak ja słyszałam.

- Dobra, nie spinaj się tak. Może ja i Lau pójdziemy poszukać czegoś w lesie… - i znów mu chamsko przerwano. Tym razem przez Vankę.

- Ryby!!! – chyba jednak ona i Ell są na serio bliźniakami. Myślałam, że tylko on wypadł mamie z wózka.  – Jak wczoraj wylądowałyśmy w tym jeziorze, to widziałam ryby – wyjaśniła, na co wszyscy zrobili „aaaa”.

- Dobry pomysł, siostra. Ale mamy mały problem. Nie mamy wędki!!!

- Riker złapie w ręcz, nie?

- Emmm… No… Mogę spróbować….

- Uwierz, że przeceniasz umiejętności swojego kochasia.

- Oj tam, Riker, do wody, już. A z tobą się rozprawię później za tego „kochasia”.

Riker na serio poszedł do tego stawu i „łowi” już z pół godziny. Ja natomiast chodzę po polu i szukam jakiś jeżyn, czy czegokolwiek. Znalazłam tylko dwa maślaki i nic więcej.

- Pomóc? – usłyszałam dobrze mi znany głos za plecami. Szlag.

- Nie, nie trzeba – siliłam się na miły ton, choć chyba niezbyt dobrze mi się to udało.

- Nie rozumiem cię. Sama mówisz, że trzeba ryzykować, a nie chcesz spróbować mi wybaczyć. – odwróciłam głowę, żeby móc spojrzeć chłopakowi w oczy i szybko tego pożałowałam.

- Nikt mnie nie rozumie, Ross. A taka „próba” za wiele by mnie kosztowała – poczułam jak moje policzki się rumienią, kiedy chłopak położył na nich swoją dłoń. – Przepraszam – i odwróciłam głowę z powrotem.

- Może kiedyś znów mi zaufasz – wyszeptał blondyn i począł szukać w trawie czegoś zdalnego do jedzenia.

Może…

Nagle koło naszego auta pojawiło się kolejne. Zaraz, zaraz… ja znam ten samochód, przecież to są…


- Chłopaki?!

~*~*~*~
Alocha!
Witam się z wami i znów zasypuję rozdziałem. Powiem szczerze, nie chciało mi się sprawdzać, a końcówka pisana na siłę, więc się nie złośćcie.
Ja już jutro jadę do babci, więc nie wiem, kiedy będzie kolejny rozdział.
Proszę, żebyście brali udział w ankiecie!

Sajonara,kochaneczki
~ Di




Zarówno Pascal, jak i ta patelnia rządzą :D

Czy tylko mi ta piosenka kojarzy się z tym opowiadaniem???

5 komentarzy:

  1. A ja wiem kto przyjechał !!!!! Ciekawe wydaje mi się że będzie zabawnie !!
    Rozdział Boski , Lau mnie rozwaliła ze swą ironią nie no dziewczyno skąd ty to wymyśliłaś !!! Zrobisz kiedyś konkurs na one shota nie lepiej sama go napiszesz ?! Miłego dnia !!! A dięki żę tak szybko dodałaś next ;) Czekam na next

    OdpowiedzUsuń
  2. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  3. Napisałam powyżej komentarz ale pózniej postanowiłam, że jesli ktoś kto się nie domyśla kto przyjechał(o ile dobrze myśle) mógłby miec zepsuta niespodziankę usunęłam go ;) rozdział oczywiscie super i czekam na next ;)

    OdpowiedzUsuń
  4. Cudo Di. Ja. Chce. NEXTA!!! Kochana, ja kkocham ta piosenke i tak troche mi sie kojarzy z tym opowiadaniem. Nsver mind. Ja po prost kocham Zaplatanych hahaha. Oczywiscie nie tak jak ciebie XD. Boskie sa Yours rozdzialy. Czytalabym je nez konca.... Nie zanudzam.
    Do napisania
    Kinga

    OdpowiedzUsuń
  5. Szczerze? Nie pomyślałabym nawet, żeby posłuchać tej piosenki i w tym czasie skojarzyć ją z tym opowiadaniem :D Za to będę już je ze sobą kojarzyła XD Dzięki, teraz nigdy o tym nie zapomnę XD
    No i... wow. Zabiłabym takie mendy, no. Wywieźć do lasu?! Jak tak można?! :D
    Hmm... Ich sąsiadami będą czworo ludzi, są w tym samym wieku, co nasi obozowicze i Laura ich zna... Nie, nie mam pojęcia, kim oni są -.-'' Dla mnie ta zagadka za trudna, bo kto byłby takim medium, żeby domyślić się, kto przyjechał? :D Chyba jacyś czarownicy czy Harry'owie Potterowie XD
    Wspaniały rozdział, aż nie mogę się doczekać kolejnego ^^
    Do następnego ;3

    OdpowiedzUsuń

Jeśli masz ochotę skomentować danego posta, śmiało. Wasze opinie się liczą