sobota, 6 grudnia 2014

Rozdział dziesiąty: 'Sure"

Rozdział dedykowany Tinsley, Wiktoria Martin, KingaR5er, Anabell i Patce Cher.
Dzięki Ci wielkie Ann ( nie wiem, czy czytasz, ale mam nadzieję, że tak ) za nasze wieczorne rozmowy ;)



* Narrator *
-  Ale to nie koniec moja kochana. - uśmiechnął się Rik zadziornie.
- Menda. - skwitowała przyszła wykonawczyni zdania.
- Najpierw posłuchaj. Później komentuj. A uwierz mi, że komentarze będą o wiele gorsze jak dowiesz się wszystkiego. - blondyn zatarł ręce i uśmiechnął się, niczym grinch.
( uśmieszek Rika )

- Mów już lepiej, co tam jeszcze żeś wymyślił. - ponagliła Laura, na co Riker z lekka ogarnął swoją twarz.
- Masz popływać sobie w twoich ślicznych ubrankach w basenie sąsiadów śpiewając przy tym Pass me by. - odparł na luzie, po czym podrapał się po głowie na znak, że o czymś zapomniał. - Aaaa!!!! I na koniec masz wrzasnąć, że zakochałaś się w którymś z nas. Powiedziałbym ci w którym, ale jako, że jest to twój pierwszy raz pozwolę tobie dokonać wyboru. - szarmanckim ruchem pokazał dziewczynie męską część swojego, jakże zdziwionego w tym momencie rodzeństwa.
- Eeee..... A może miałabym tu coś do powiedzenia, hę? - zapytała skołowana szatynka.
- Nie, kochanie. Nie miałabyś. - blondyn poklepał wpienioną dziewczynę po ramieniu.
Szatynka rozejrzała się po chłopcach i każdego dokładnie zlustrowała. Jej wzrok zatrzymał się jednak na pewnym blondynie, który patrzył na nią z triumfem. Jednak, gdy zorientował się, co rodzi się w główce tej mściwej nastolatki jego uśmiech zamienił się w podkówkę. Hmmm.... W końcu, czemu nie. Skoro ja mam cierpieć, to czemu on nie? pomyślała i obdarował chłopaka zwycięskim spojrzeniem.
- To... Którego z nas wybierasz? - zapytał zmartwiony Rocky.
- Lynch'a. 
- Emmm... Którego?
- Ccoo? Aaaa... No tak! Głupia ja!
*****
- Why?! Why I?! Laurusia, Lauruniuniunia, Lari. Kochana moja, najukochańsza. Dlaczego ja?! - blondyn złapał szatynkę za ramiona i solidnie nią potrząsnął.
- Bo. Mnie. Denerwujesz!!!!! - wspomniana dziewczyna dała chłopakowi porządnego plaskacza. Aż się chłopina zachwiała na tych swoich wątłych nóżkach. Dobrze mu tak! Niech cierpi!!! Brązowooka usprawiedliwiała się w myślach. 
- Kochanie, moje najdroższe. Oszczędź. Błagam. Przecież.... No dobra, nie mam nic na swoje usprawiedliwienie. - przyznał się po części sam przed sobą.
- Z lekka szkoda mi Van, ale myśl, że aż tak się tym przejmujesz podtrzymuje mnie na duchu. Ach... Wredna ja. - podczas gdy dziewczyna rozprawiała nad swoim charakterkiem jej ofiara klęczała przed nią na kolanach i wpatrywała się ślepo w pewną czarnowłosą, która przyglądała się wywodom blondyna z rozbawieniem. 
- Zrób coś. - chłopak wskazał ruchem ręki sytuację w jakiej się znalazł.
- Trzeba było nie zadzierać z moją siostrą. - Ness założyła ręce na klatce piersiowej, po czym przywróciła Laurę do rzeczywistości.
- O czym my... A no tak! - szatyna pstryknęła palcami i próbując uwolnić nogę z uścisku chłopaka powiedziała:
- Ach Riker, Riker. A myślałam, że jesteś najrozsądniejszy z tego twojego świrniętego rodzeństwa. 
- No bo jestem. Laura. Ja nie chcę się później mamie tłumaczyć, dlaczego cię uwodzę. Ja nie chcę!!!! - zacisnął ręce jeszcze mocniej na drobnej nodze dziewczyny i zaczął płakać jak małe dziecko.
- Trudno. Life is brutal.
****
- Zimna ta woda. - przyznała dziewczyna wchodząc do basenu.
- Wow. Nie pomyślałbym, że w nocy woda w basenie może być zimna. 
- Zamknij się farbowana blondynko! 
- Menda.
- Słyszałam.
- I dobrze. 
- Ugh!
- Ugh!
Po tej, jakże pasjonującej wymianie zdań Laury i Rikera szatynka zanurzyła się w basenie po sam czubek głowy. Gdy się wynurzyła trzęsła się jakby była porażona prądem. Blondyn poruszony widokiem zmarzniętej dziewczyny postanowił pobawić się w dżentelmena. 
- Chcesz bluzę? - zapytał podchodząc do dziewczyny.
- Nnn-nnnii-niiiieeeee. - trzęsąca się szczęka z każdą sekundą coraz bardziej przeszkadzała jej w wymowie jakiegokolwiek zdania, mimo to dziewczyna próbowała być twarda i nie pokazywać, że nie daje rady wykonać zadania. - Rrrr-eeeemmmmeeemmm-bbbbeeeerrrr ttttthhh-aaaatttt ttt-rrrriiippp www-eeee tttt-oooo-kkk PSIK! - po kilku, ledwo zaśpiewanych, a raczej wydukanych słowach szatynkę postanowił nawiedzić katar, który stawał się coraz bardziej uporczywy.
Blondyn przez chwilkę bił się z myślami. 
- Wyłaź. - powiedział oschłym tonem.
- Ccc-ooo?

   Tymczasem ich przyjaciele przyglądali się całej sytuacji z odpowiedniej odległości. Nie zapominajmy, że basen, do którego weszła Laura znajdował się na posiadłości sąsiadów, do tego nowych. Nastolatkowie postanowili nie ryzykować i uznali, że najlepiej będzie, gdy na działkę wejdą tylko Rik i Lau.
- I co tam widzisz? - zapytał Ell próbując wepchnąć głowę w żywopłot, który znajdował się przy płocie owej działki.
- Może, jakbyś mnie nie pchał, to miałabym szansę coś zobaczyć, ale teraz szanse są na to marne. - odparła Delly sarkastycznie.
- Soreczka. - Ratliff uśmiechnął się do blondynki ze skruchą, na którą ta zareagowała przewróceniem oczami.
- Idiota. - mruknęła sama do siebie, po czym wróciła do wpatrywania się w lornetkę. - TY!!! Laura wychodzi z wody! O ja pierdziele. I Rik jej pomaga?! OMG!!! Co to będzie, co to będzie?!?!?!?!?! - wydarła się ujrzawszy swojego brata, który pomagał młodej Marano wyjść z basenu.

- Rik, zimno mi. - przyznała szatynka siadając na trawie.
- Bo masz przemoczone ubrania. - odpowiedział, jakby to było oczywiste.
- Chodź do domu. Jeszcze się przeziębię. - dziewczyna już chciała wstać z zimnego podłoża, gdy nagle światło w jednym z okien się zapaliło. - O cholera. 

- Ell!!! ON. JEJ. POZWOLIŁ. WYJŚĆ!!!! Będzie rzeźnia, zobaczysz! - panikowała Rydel biegając w kółko po ulicy i co jakiś czas podchodząc podbiegając do swojego brązowowłosego przyjaciela i potrząsając nim.
- Opanuj się kobieto! Wyluzuj. Riker nie jest głupi. Pewnie było jej zimno, więc pozwolił jej wyjść. - na te słowa blondyna automatycznie zatrzymała się na środku drogi.
- A no tak. - przyznała zmieszana.
- Widać, że wasza siostra. - powiedział Beck, za co dostał kuksańca w bok. 
- Cham. - skwitowali jednocześnie bracia blondyny.
- Diabły wcielone = istni Lynch'owie. Ty, rymło mnie się. - podczas, gdy brunet rozmyślał nad swoim talentem do wymyślania rymów, Lynch'owie dalej wpatrywali się w gąszcz kujących tui, zza których prześwitywał obraz z podwórka.


- Co cholerujeszzzzzz..... O cholera. - blondyn spojrzał na drzwi frontowe, które powoli się otwierały.
Dwójka nastolatków ( Rik nie fizycznie, lecz psychicznie :) ~ Diamond ) stała jak wryta w ziemię i nie mogła wykonać najmniejszego ruchu. Wdałoby się, że czekają na wyrok śmierci, który nadchodzi, z każdym przesuniętym milimetrem. Stali, jakby czekali na osąd sędziego, po zabójstwie, lub kradzieży. 
- Brad. Złodzieje chyba. Idź sprawdź. - usłyszeli szept, który na pewno dochodził z męskich ust.
- Czemu? Niech J ( przypominam, iż czyta się Dżej ~ Diamond ) idzie. On jest brzydszy i nikt nie będzie po nim płakać.  - znów dało się złowić uchem ściszony, męski głos.
- Chyba cię coś boli! - po raz kolejny zza otwieranych drzwi słychać było dźwięk, który był tworzony poprzez struny głosowe chłopaka. Tym razem jednak nie był to szept, a pisk. 
- James. - szept. Inny, niż pozostałe. Kobiecy. Wyrażający niedowierzanie, a zarazem zrozumienie dla sytuacji. Szept Laury. - James! Chłopaki to ja! Laura! - dziewczyna rzuciła się w bieg, który zmierzał ku drzwiom frontowym.
- Laura?! - zza celu dziewczyny wyłoniły się cztery, dobrze znane jej czupryny. - Marano?! 
- Tak!!! To ja! Chłopaki, ale się za wami stęskniłam! - podczas, gdy szatynka ściskała czwórkę chłopców, którzy w tym momencie przybrali pozę nieruchomych posągów z ustami w kształcie litery O, blondyn znajdujący się nad basenem powoli zaczął się wycofywać.
- Riker! Ani mi się waż! - wrzasnęła, gdy otwierana furtka zaczęła skrzypieć. - Przepraszam was za to zamieszanie. Butelka. - wyjaśniła, na co męska część grona stojącego na werandzie przytaknęła ze zrozumieniem.
- Może wejdziecie. - zaproponował James wskazując na przemoczoną dziewczynę.
- Z wielką chęcią. Rik! Zawołaj resztę!
- Resztę? Myślałem, że chodzisz solo, albo w Trio.
- Bo chodzę. Ale czasem warto coś zmienić.

******
- Kocham The Vamsp. Laura grała w waszym teledysku, nie? - zapytała Jade z buzią wypełnioną popcornem.
- Tak. W ten sposób się poznaliśmy. - uśmiechnął się Tris łapiąc jednocześnie ostatnie ziarnko przetworzonej kukurydzy ( Nie wiem, czy dobrze to ujęłam, ale jakby co, to chodzi o popcorn ~ Diamond ).
- Młoda dużo nam o was opowiadała. - Ell postanowił nie być gorszy i również wdać się w rozmowę, choć niezbyt go ona interesowała.
- Dzięki za bluzkę, Con. - wspomniana szatynka wyłoniła się z ciemnego korytarza. Miła na sobie czarną, męską bokserkę, którą pożyczył jej Connor.
- Nie ma za.... Co. Wow. - wówczas, gdy chłopak odwrócił głowę jego oczom ukazała się zgrabna sylwetka młodej, pięknej i bardzo pociągającej kobiety. Ciemna koszulka kończyła się jej na połowie uda, a włosy opadające luźno na lewe, ledwo zasłonięte ramię podkreślały jej atuty. Trzeba było przyznać, że nawet ci chłopcy,którzy nigdy nie pomyśleliby o niej, jako o atrakcyjnej nastolatce siedzieli teraz osłupieni. 

* Ross *
Ale ona ma... Stary OGAR!!! Co się ze mną dzieje?! Przecież ja jej nienawidzę, NIENAWIDZĘ. To czemu nie przestaniesz się na nią gapić idioto, hm?! Głupia podświadomość. Zamknij się. Nie będzie mnie rozum od idiotów przezywał.
- Wolne? - z moich myśli mających na celu ogarnięcie swojej durnej, męskiej natury przerwał aksamitny, kobiecy głos. Spojrzałem w górę, w miejsce, skąd się wydobywał, a moim oczom ukazał się powód moich idiotycznych myśli. Dopiero po chwili dotarło do mnie, o co owa dama mnie pytała. Przeniosłem więc wzrok na dwuosobowy fotel, na którym aktualnie się znajdowałem. Wolne. Jestem na nim sam.
- Ttt-aaakkk. - odparłem niepewnie. 
Dziewczyna obdarowała mnie szczerym uśmiechem, po czym zajęła miejsce obok mnie. Przesunąłem się nieco dając jej więcej swobody ruchów.  

****
Po co są ludziom starsze siostry? Po co się pytam?! Ja obiecuję, że moja kiedyś zginie z ręki mej niemiłosiernej. Dobra Ross, ogarnij się, bo już zaczynasz bredzić.
Z tą myślą usiadłem na swoim łóżku rzucając przy tym w Ryd poduszką w łeb. Gdyby nie to, że jestem cholernie śpiący, to zatańczył bym teraz swój triumfalny taniec, ponieważ po raz pierwszy nie spudłowałem.
      Ja zawsze pudłuję. W nożnej, koszykówce, rzutach, kopach i innych tego typu. Nawet w uczuciach muszę zawsze pudłować. Zawsze zrobię coś, czego nie powinienem . Zakocham się w nieodpowiedniej osobie, nieodpowiednią znienawidzę. Jeszcze innej dam niepotrzebnie nadzieję na jakiekolwiek uczucia, które mogłyby się pomiędzy nami narodzić. Czasem wolałbym być ciągle tylko osobą trzecią. Nie lubię, gdy ludzie obgadują mnie za plecami, ale wolę już to, niż gdy zwracają się do mnie bezpośrednio. Zazdroszczę osobom, które mają innych gdzieś i to ich zdanie jest zawsze decydujące. Potrafią się przeciwstawić nie patrząc na to, co by było gdyby. Poczucie własnej wartości to nie pycha, lecz coś dzięki czemu jesteśmy w stanie zrobić więcej, niż mogłoby się nam zdawać. Nie wszyscy ją mają. Ludzie przechodzą ze skrajności w skrajność. Przez to sami sobie skracamy życie.

* Vanessa *
- Ugh! Zamknij się i daj mi spać. ! - krzyknęłam do poduszki. 
- Wstawaj! Miałaś ze mną i Bri biegać w weekendy. - jeszcze jedno słowo, a coś zrobię tej smarkuli.
- Zmieniłam zdanie.
- Wstawaj stara krowo i nie marudź. - poczułam na stopie ciepły uścisk dłoni, po czym wybuchnęłam niepohamowanym śmiechem. Ta menda mnie łaskotała!
- Chamica. - skwitowałam, a moja siostrusia wzruszyła tylko ramionami i wyszła z pokoju. 
- Ugh! - wrzasnęłam po raz ostatni w moją niezastąpioną podusię. 
Pasowałoby się ubrać. Ale mi się nic nie chce!
 Podeszłam więc do szafy i otworzyłam ją zwinnym ruchem. Po krótkim namyśle wyjęłam z niej sportowy zestaw i razem z nim udałam się do mojej małej łazienki. Na lusterku mam poprzyczepiane różne zdjęcia z przyjaciółmi. Zawsze, gdy wstaję rano zła wystarczy, że na nie spojrzę i wszystkie negatywne emocje ulatują ze mnie jak za sprawą zaklęcia.
 Stojąc pod prysznicem przekręciłam gałkę, dzięki czemu z słuchawki poleciała ciepła woda. Wszystkie 'brudy' psychiczne z tego tygodnia spływały po moim ciele wraz z kroplami wody. Ciepła ciecz otulała moje ciało niczym matczyna spódnica, za którą zawsze tak bardzo chciałam się chować w złych momentach.
    Rodzice nie zawsze byli tacy oschli. Meg i Lura tego nie pamiętają, ale gdy mieszkaliśmy w Florencji, w pięknym kraju, jakimi są Włochy byli opiekuńczy i troskliwi. Zależało im na nas. Było to widać. Gdy jako pięciolatka opuszczałam Italię nie pomyślałam, że zmienią się w sztywnych i oschłych ludzi. Miałam nadzieję do samego końca, że kiedyś wrócą dawni oni, lecz nie doczekałam tego dnia. Wiele bym oddała, aby mieć mamę, z którą można porozmawiać o babskich sprawach i tatę, który będzie robił niekończące się przesłuchania moim chłopakom. Zamiast tego mam jednak niezastąpione rodzeństwo, którego nie oddałbym za żadne skarby. Narzekam na brak rodziców, ale praktycznie mogę to robić tylko fizycznie, bo moimi mentalnymi rodzicami są właśnie oni.

Po wyjściu spod prysznica poczułam się jak nowo narodzona. Podeszłam do lusterka i owinięta w ręcznik zaczęłam czesać włosy. Następnie związałam je w kucyka i przerzuciłam się na twarz. Potraktowałam ją odrobiną pudru, a rzęsy pomalowałam tuszem. Delikatnie musnęłam błyszczykiem usta i zajęłam się wkładaniem ubrań. Gotowa już zeszłam po schodach na dół, gdzie w kuchni przy małym stoliku czekał na mnie mój dzisiejszy budzik. Przyjrzałam się jej dokładnie. Włosy tak samo jak ja były  związane w wysokiego kucyka, a jej sylwetkę opinały sportowe ubrania. Ta jak zawsze na ciemno. Mogłaby czasem postawić na coś kolorowego. Ale najbardziej dziw mnie fakt, że jest ona osobą szaloną i nieobliczalną, zawsze stawiającą na swoim, a jej stroje są wytonowane.
- Gotowa? - zapytała przełykając kęs kanapki. Pokiwałam głową na tak i usiadłam naprzeciwko niej. Szatynka przesunęła w moją stronę talerz z tostami i jogurt owocowy.
- Herbata będzie za pięć minut. - oznajmiła, po czym znów wgryzła się w kanapkę. - Wyspana?
- Nie. - stwierdziłam, a raczej mruknęłam i zakrywając głowę bluzą położyłam się na stole.
( Vanessa [ zdanie u góry ] )

- Trudno. Jedz szybciej, za chwilkę przyjdzie po nas Bri. - ponagliła i odeszła od stołu, aby wstawić talerz do zmywarki. 
- Yyyyyy. - jęknęłam podnosząc powoli głowę ze stołu.
- Nie miaucz mi tu. - skarciła szatynka i podała kubek z gorącą cieczą. 
- Dzięki. - uśmiechnęłam się do niej nieprzytomnie i upiłam łyk. - Z cytryną?
- Tak. 
- Lubię taką.
- Wiem. Od tego są przecież siostry. 
Uśmiechnęłam się w duchu popchnięta do tego czynu myślą, że moja małą siostrzyczka jest już tak duża i samodzielna. Zanim się obejrzę, a już wyjedzie na studia, wyprowadzi się, przyjdzie prosić na ślub, żebym została chrzestną jej dzieci... Ach.... Seri Van, jak wrócisz to musisz się przespać.

***
- Ufff. Koniec! - zawołałam uradowana padając na ławkę w parku. Moje dwugodzinne męki zostały zakończone. 
- Nie marudź tak. Zazwyczaj biegamy po pięć godzin. - n słowa mojej siostry mina mi zrzedła. Pięć godzin?!
- Biegamy od pięciu lat. - dodała Bri widząc moją niezadowoloną minę.
- Nienawidzę cię - mruknęłam w stronę siostry.
- W Lynch'a się zamieniasz? - zapytała podnosząc jedną brew do góry. Ugh! Jaka z niej straszna smarkula!
- Nie. 
- Dziewczyny, co wy na to, żeby pójść do Starbuck'a na gorącą kawę, hm? - uśmiechnęła się blondyna.
- Z wielką chęcią. Van, ty prowadzisz. - Laura rzuciła w moją stronę kluczyki od samochodu, po czym ruszyłyśmy w jego stronę. Wsiadając do czerwonej Toyoty ja zajęłam miejsce kierowcy, siostra pasażera, a Bri z tyłu. 
- A może najpierw się przebierzemy, co? - zaproponowałam na co dziewczęta mi przytaknęły.

Podjechałyśmy pod dom blondynki. Ona do niego weszła, a ja z siostrą zostałyśmy w aucie. 
- Co tam słychać? - zapytałam próbując przerwać ciszę panującą między nami.
- Nic. Stara bieda, bo na nową mnie nie stać. - uśmiechnęła się niemrawo podpierając głowę ręką, którą trzymała na 'parapecie'. 
Stukałam nerwowo paznokciami o kierownicę czekając na blondynę. Nieświeże i przepocone ubrania bardzo mnie krępowały. Nie mogę się doczekać, aż się przebiorę.
- Jestem. - wreszcie. Blondynka weszła do samochodu i ruszyłyśmy w stronę naszego mieszkania. 
Dopiero po chwili mogłam się jej lepiej przyjrzeć. Lekki makijaż, rozpuszczone włosy i beżowy strój. Mogłam się tego spodziewać.
W końcu w domu. Poszłam szybko do swojego pokoju. Tam otworzyłam szafę i przekopując ją dokładnie wyjęłam białą bluzkę z napisem, krótkie spodenki z flagą USA i różowe trampki. Podkręciłam szybko włosy, poprawiłam makijaż i zbiegłam szybko na werandę. Tam zastałam Laurę i Bri rozmawiające. Ta z rodu Marano była była przyodziana w czarną bluzkę, dżinsowe, krótkie spodenki i czarne buty na obcasie
- Idziemy? 
- Jasne.


~~~~~~~
Hejka ptysie!
Co tam u was? Przygotowani na święta?
Wszystkiego najlepszego z okazji mikołajek. Fajne prezenciki pod poduchą?
Ja dostałam czekoladę ;P
Rozdział dziesiąty już jest. Nie wierzę, że to już dziesiątka. Pamiętam jak pisałam pierwszy rozdział... Ach... Chyba jestem jedyną bloggerką, która nie napisała prologu. Jak chcecie, to mogę to naprawić. Napiszcie.
Jak podoba się wam to, co nabazgroliłam? Sama nie do końca jestem z tego zadowolona. Nie jest najgorzej, bo sama widzę, że się (chyba ) poprawiłam jeśli chodzi o pisanie przez ten czas, ale jeszcze wiele muszę się nauczyć.
Mm dwa życzenia. Jedne dla Lau, tak jak obiecałam, a drugie dla was. Przeczytajcie.

Panna Marano, w USA mieszkająca
Kobieta z LA - miasta słońca i gorąca.
Dziś ma swoje urodziny dziewiętnaste
ostatnie z magiczną końcówką 'naste'.
Więc dziś Ci kochana życzenia najszczersze składam
i wielkie nadzieje w Tobie pokładam.
Aktorka, piosenkarka, lecz przede wszystkim dziewczyna 
Dla której każda godzina powinna być szczęśliwa.
Bądź dla nas zawsze przykładem kobiety,
która potrafi żyć i nie mówić " przepraszam, niestety"
Niech uśmiech z twarzy nigdy Ci nie schodzi
I radość w sercu każdego człowieka rodzi

Wszystkiego najlepszego kochana, 
Zawsze kochająca 
~ Diamond


Wszystkiego, co najlepsze w okresie tak wspaniałym
Magicznej atmosfery w śniegu białym
Gwiazdki, która będzie tylko dla Was świecić
A w przyszłości dźwięku kolend śpiewanych przez Wasze dzieci.
By wam Smile codziennie rano grało
Jingle Bells Rock każde z Was śpiewało.

Życzę Wam, abyście poczuli tą magię, którą niosą ze sobą święta.
Wszytkiego, co najlepsze ~ Diamond


6 komentarzy:

  1. Super !!!!!!!!!!!!!!! Dziekuje za dedyk Diamond.
    Kocham cie :-) :-* ;-) :-P :-D <3
    Czekam na next <3 :-) ;-) :-P :-* :O :-D B-) :-*:-*:-*:-*:-*:-*:-*:-*:-*:-*:-*:-*:-*:-*:-*

    OdpowiedzUsuń
  2. AWWW!!! Dziękuję za dedyk! Piszesz cudowniutkie życzenia. Po prostu dar! Mam pytanko uderzyła cie może patelnia w łebek? Bo chyba tak! Usunąć tak genialnego bloga?! Jak możesz?! Powodujesz, że płaczę!! REALLY!? Nie rób tego! Pliss!! Błagam! Polecę twojego bloga u mnie na czterech blogach - tylko nie usuwaj! Jak tylko dodam rozdziały to polece! A tak z innej beczki. Rozdział jest zajebisty jak zwykle! Genialniutko piszesz kochanieńka! Mam prośbę... Bo wiesz za parę miesięcy moje koleżanki mają urodzinki i mogłabym cię prosić o życzenia dla nich? Wiem takie troche chamskie, ale bardzo mi zależy. Jakby ci się kiedyś nudziło, a chciałabyś popisać to wbijaj na pocztę i pisz do mnie wiki2412@interia.eu
    Mam nadzieję, że wzięłaś sobie moje słówka do serduszka. Długie komy powiadasz? No ok. Pod twoim kolejnym rozdziałem szykuj sie na czytanie. Weny życzę, pozdrawiam serdecznie i czekam na next!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie no, boska jesteś. Ja też teraz przez cb placzę, tyko, że ze szczęścia. Usunąć bloga. ANYWAY. Nie z taką czytelniczką. Postaram się napisać :)

      Usuń
  3. Piękny rozdział! Masz nową czytelniczkę! Życzenia też są ekstra! Nie mogę doczekać się nexta <333
    ~Charlie~

    OdpowiedzUsuń
  4. boski rozdział czekam na nexta

    OdpowiedzUsuń
  5. Dobra, macie mnie. Szczerze, to nie myślałam, źe jednak te cztery komy, a jednak ;) Dzięki i rozdział w piąteczek pyśki!

    OdpowiedzUsuń

Jeśli masz ochotę skomentować danego posta, śmiało. Wasze opinie się liczą