poniedziałek, 8 grudnia 2014

Rozdział jedenasty: "I look forward to tomorrow. Ouch !!! Stupid headache!"

Rozdział dedykowany dla każdego, kto pozostawił koma pod poprzednim. Przez te miłe słówka, to... Do tej pory mam w oczach łzy szczęścia. Mam nadzieję, że zostaniecie ze mną na dłużej. Dziękuję, że mnie wspieracie. I specjalna odpowiedź dla Wiktoria Martin: Nie kochana. Nikt mnie nie walnął patelnią. Ale po twoim komie wnioskuję, że jakbym usunęła, to ty byś to zrobiła bez większych ogródek ;)
~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~

* Jade *
- Jeśli mi nie zrobisz kanapek, to masz tygodniowy zakaz zbliżania się do mnie, ot co! - powiedziałam stanowczo odpychając od siebie Becka.
- Ale kochanie. Nóżki mnie bolą, a skoro ty już na swoich stoisz to... - ja mu dam bolące nóżki. Popamięta mnie pacaniszcze jedno!
- Zaraz cię coś innego zaboli. - wysyczałam zła.
- Jestem cały twój. - uśmiechnął się uwodzicielsko. O nie! Ja już wiem, co chodzi po tej jego zrytej makówie. Choć, skoro tak chce się bawić...
Usiadłam na skraju kanapy i zaczęłam bawić się jego wisiorkiem.
- Skoro tak... - przejęłam inicjatywę. O tak! Kobiety górą!
- Too....
- Tooo... Masz zrobić mi kanapki. Ale to migiem! - brunet oberwał ode mnie podusią. Ach biedny Micky. Musiał przeżyć spotkanie z twarzą Becka, ach...
- Wredna jesteś, wiesz? - chłopak wstał na równe nogi i zaczął pełznąć w stronę kuchni. Od zawsze wiedziałam, że spotykam się z jaszczurką.
- I za to mnie kochasz. - rzuciłam, zanim całkowicie zniknął mi z pola widzenia.
Z triumfem rozłożyłam się na sofie i włączyłam TV. Życie jest piękne!
Moje rozmyślania na temat cudowności mego żywota zakłócił dźwięk mojego telefonu. Ach... Muszę zmienić ten dzwonek, bo jest okropny. Grrr....
- Czego? - warknęłam zła nie patrząc nawet, kto dzwoni.
- Ładnie to się tak do ojca odzywać? - ups...
- Tatuś? - mój głos w jednej sekundzie z jadowitego zmienił się w potulny. No co?! Skoro rodzice w wieku siedemnastu lat pozwalają mi mieszkać samej to muszę być dla nich miła, nie?
- Tak, skarbie,  tatuś. Mama kazała się zapytać, czy przyjdziesz dziś z Beckiem do nas na kolację. To co, przyjdziecie? - zapytał, a raczej postanowił mój starszy. Uhhh... Iść, czy nie iść?
- Nie wiem. Mieliśmy dziś iść z przyjaciółmi wieczorem na plażę. - próbowałam się wykręcić. Nie lubię chodzić do rodziców na kolację. Są wtedy jacyś tacy... Dziwni. A jak Beck jest ze mną, to temat ślubu gwarantowany. Miesiąc temu dowiedziałam się, że już mam suknię ślubną... Masakra.
- Nie szkodzi. Najwyżej przyjdziecie kiedy indziej. Pozdrowienia. - i rozłączył się.
- Pozdrowienia. - powtórzyłam odkładając telefon. Czasem trochę mi ich brakuje. Kiedyś byliśmy nierozłączni, aż mnie to nieraz denerwowało. Ale to się nazywa wkroczyć w dorosłe życie...
- Kto dzwonił? - zapytał mój przyszły ( według rodziców ) małżonek niosąc talerz z kanapkami.
- Tata. Chciał, żebyśmy dziś do nich przyszli, ale wykręciłam się jakoś. - przejęłam od chłopaka naczynie i wzięłam moje jedzonko w łapkę.
- Czemu? Aaaa.... Nie odpowiadaj. Ekhem... - brunet wyprostował swoją zgarbioną posturę i odchrząknął przez co jego głos stał się niski. A przynajmniej niższy niż zwykle. - " Kochani, to gdzie planujecie się pobrać, w Paryżu, czy Wenecji " - chłopak idealnie parodiował mojego ojca, przez co wywołał u mnie napad śmiechu, a ja - u niego. Widząc jednak, że ten się szybko opanował ja postanowiłam zrobić to samo.
- Co jest? - zapytałam przekręcając lekko głowę, dzięki czemu mogłam spojrzeć na niego pod kątem iluś tam stopni.
- A może byśmy tak już pomyśleli nad tym, co? Wiem, że jesteśmy młodzi i nie śpieszy nam się nam do ołtarza, ale jakieś wspólne plany na przyszłość moglibyśmy już układać, nie sądzisz? - nie powiem. Zdziwił mnie tym pytaniem.
- Nie wiem. Nie mam głowy do takich spraw. - przyznałam i delikatnie go pocałowałam.

* Rydel*
- Rocky! Dwie minuty i widzę tu błysk, zrozumiano?! - wrzasnęłam w stronę wspomnianego bruneta pokazując mu jego pokój, w którym panował niezły bur... Bajzel.
- Zaraz. Bo mnie zombie zjedzą, jak ich nie pozabijam. Zabijcie to zanim złoży jaja! - krzyknął swój... Nie wiem co to jest, ale zawsze tak mówi jak gra w tą głupią grą. Dobra Delly. Wdech, wydech, wdech, wydech, wdech...
- Zaraz ktoś zabije ciebie, zanim złożysz jaja! - wydarłam się wyłączając x-boxa. Niech wie, że ze starszą siostrą się nie zadziera.
- Przez ciebie robale-zombie zeżarły mi mózg. - powiedział zły mrużąc oczy.
- Najpierw trzeba go mieć. Masz dwie minuty. - przypomniałam i zamknęłam drzwi. Po co niby rodzicom były te wakacje? Aż tak mnie nienawidzą, że zostawili mnie samą z tymi bezmózgimi matołami.
- Co się tak drzesz od samego rana?! - spojrzałam w stronę, skąd dochodziły te zarzuty. Ugh... Kolejny smarkacz do ogarnięcia.
- ty też chcesz sprzątać swój pokój, Brad? - na te słowa mój najmłodszy braciszek zniknął w czeluściach piekła ( czyt. swojego pokoju ).
Ach... Za co się pytam. A mogłam poprosić o lalkę, to nie. Mi się brata zachciało. Szkoda tylko, że dostałam kilku w zapasie.
Poczłapałam do swojego różowego królestwa zła na me życzenia z przeszłości. Podeszłam do szafy i dokładnie ją zlustrowałam. Po dłuuuuugim namyśle wybrałam przewiewną sukienkę i buty na obcasie ( bez torebki ~ Diamond ). Kto wie. Może spotkam na mieście księcia na białym koniu, który mnie uwolni od tych debili. Pomarzyć zawsze można.
Po przygotowaniu przyodzienia ( sorki, musiała,. Delly - średniowieczna pisarka :) ~ Diamond ) poszłam do mej łaźni osobistej. Bo jakbym miała z tymi daktylami niedorozwiniętymi to rzeczą prostą jest to, że już bym jej nie miała. Ale wracając. Odłożyłam ubrania na bok i wskoczyłam pod prysznic. Z słuchawki poleciała cieplusia woda, a ja nawet sama nie wiem, kiedy zaczęłam śpiewać. Wzięłam drapaczkę do pleców (?) i zaczęłam się wygłupiać.
- You can change your hair fife times a week
  You can change your name, get a little bit crazy
- Zamknij się, bo cię w całym domu słychać! - wrzasnął Riker. No sory, ale jak on śpiewa pod prysznicem Selenę Gomez, to ja mu się nie wcinam, nie? Głupi bracia!
- Idź na dwór, to nie będzie! - odkrzyknęłam i wystawiłam język. Mądra ja nie pomyślała przecież, że ta farbowana blondyna tego nie widzi. Chyba zarażam się od nich głupotą. Nie, to nie jest zaraźliwe. Chyba....
Wychodząc spod prysznica owinęłam się w ręcznik. Stanęłam na ciepłych, podgrzewanych panelach ( są takie łazienki z panelami na podłodze. Nie świruję ~ Diamond ) i spojrzałam w lusterko. Blond włosy postanowiłam rozczesać i pozostawić rozpuszczone. Skórę na twarzy potraktowałam odrobiną pudru i różu, powieki eye-linerem, a usta błyszczykiem. Następnie wsunęłam na siebie sukienkę i gotowa wyszłam z łazienki. Spojrzawszy za zegar zorientowałam się, że jest dopiero dziesiąta, więc postanowiłam iść się przejść. Zbiegłam na dół do przedpokoju i rzuciwszy krótkie wychodzę! obrałam kierunek park.
  Lato. Jak ja kocham tą porę roku. Na dworze jest ciepło i wesoło, co odzwierciedla mój charakter. Uwielbiam przechadzać się krętymi ścieżkami parku patrząc to na młode małżeństwa, te nieco starsze przyprowadzające swoje pociechy. Na młodych nastolatków, którzy dają upust szaleństwom i wygłupiają się z przyjaciółmi. Ogólnie lubię patrzeć na ludzi, którzy zdają się przebudzać w ten piękny okres, jakim jest lato.
   Niedługo koniec roku i koniec przedostatniej klasy. Końcówka liceum i wybór studiów. Nie wiem jeszcze, czym chcę się zajmować w życiu. Niby muzyka to całe moje życie, ale nie chcę wiązać przyszłości tylko z nią. Chciałabym coś osiągnąć, postawić sobie jakiś cel, do którego mogłabym dążyć. Może zostanę nauczycielką śpiewu i tańca? To dobra myśl, ale pytanie, czy praktyczna. Jestem co prawda świecka, jeśli chodzi o niektóre rzeczy, ale do nich nie zalicza się styl życia. Wiem, ze nie będę zależna i sama na siebie potrafię zapracować, co na pewno wykorzystam w dalszym życiu. Daję radę z czwórką rodzeństwa, to czemu nie miałabym poradzić sobie sam?
- Delly! - moje rozmyślania przerwał kobiecy głos  dobiegający z ulicy. Dopiero teraz zauważyłam, że przeszłam już przez park i znajduję się w centrum miasta.
- Hej dziewczyny. Co wy tu robicie? - zapytałam widząc czerwoną Toyotę, a w niej Vankę, Lau i Bri.
- Jedziemy do Starbucks'a. Dołączysz się? - blondynka spojrzała na mnie z nadzieją.
- W sumie, to nie mam nic do roboty, więc czemu nie. - uśmiechnęłam się do nich najsłodziej, jak umiałam i z zamiarem wejścia do samochodu, który zjechał na pobocze zaczęłam iść w jego kierunku.

* Ross *
- Dajesz stary gramy w te twoje zombie. - powiedziałem uradowany siadając na kanapie w pokoju Rocky'ego.
- Super. Reszta się na mnie wypięła, więc możesz być. - uśmiechnął się do mnie pokazując rząd żółtych zębów. Dobra, białych zębów. W końcu używamy tej samej pasty.
- Mógłbym się z tobą kłócić, ale mam ochotę rozwalić parę robalów-zombie! - wrzasnąłem entuzjastycznie i zaczęliśmy grać.
*****
- Kto jest boss, kto jest boss? No jasne, że Ross.  - zaśpiewałem tańcząc mój taniec szczęścia.
( Chyba wiecie, co to :)  )
- Nie ciesz się tak stary, bo majtek nie dopierzesz. - powiedział pewien osobnik, który zazdrości mego talentu, nieodpartego uroku i jeszcze paru innych rzeczy, o których wolałbym nie wspominać, by mego brata rodzonego nie zbłaźnić. I to niby ja jestem podły. Phi!
- Oj Rocky, Rocky. Głupi, głupiutki Rocky. - westchnąłem kładąc chłopakowi rękę na ramieniu i udając smutek dodałem - Bardzo głupiutki Rocky.
- Dobra, cicho siedź i nie marudź. Albo nie. Idź mi zrobić kanapki, o! - zawołał zadowolony i rozłożył się na kanapie. No chyba go główka boli.
****
- Masz i się ciesz. - ciągle naburmuszony podałem brunetowi jego zamówienie. A co to, ja restauracja jestem?! Zanim ktokolwiek spróbuje dać odpowiedź poinformuję tego ktosia, iż było to pytanie retoryczne. Tak dla jasności.
- Dzięki bro. Acha, Delly prosiła, żebyś po nią przyjechał, bo jest teraz jest z dziewczynami, a one jeszcze jadą do Bri mają nie po drodze i coś tam coś tam. Więc blondyno farbowana - słowa Ryd - za dziesięć minut masz być w Starbucks'u. Buziaczki, papatki LOL i smutna buźka.  - super, czyli teraz jeszcze muszę po mą siostrunię jechać. Dlaczego życie tak mnie ukarało?!
- Buziaczki, papatki, LOL i zadziorna minka. Baranie. - skwitowałem, po czym opuściłem pokój brata.

* Laura *
Matko! Delly, to mogłaby nawijać i nawijać. Masakra jakaś. Bo mnie interesuje, kto jest najlepiej ubrany w LA. Nie dziękuję. Moje życie było piękne, nawet, jeśli tego nie wiedziałam. Czekam tylko, aż Lych przyjedzie po nią i wreszcie razem z Bri pójdziemy do jakiegoś pub'u zatopić me złe samopoczucie w kufelku piwa, lub usiądziemy u mnie w pokoju i włączymy sobie jakieś nędzne romansidło opijając się winem i zapychając lodami mieszanymi z popcornem. Tak. Muszę ją na to namówić.
- Hej, Bri. Choć, my będziemy się zbierać. Głowa mnie boli. - tsa. Wykręt nie najlepszy, ale zawsze jakiś.
- No... Spoko. Chodź do ciebie. - puściła mi oczko rozumiejąc o co mi chodziło. Ach. Taka przyjaciółka, to skarb.
- Ale myślałam, że.... - zaczęła Van. Błagam niech nie drąży tematu.
- Ja też nie najlepiej się czuję. Syndrom biegacza. - blondynka uśmiechnęła się przepraszająco i wstała z krzesełka.
- Pojedziesz z Ryd, nie? - zwróciłam się do siostry i wzięłam przykład z przyjaciółki.
- Tak. - posłała mi ciepłe spojrzenie i ścisnęła mocno rękę dając mi do zrozumienia, żebym się o nią nie martwiła.
- Dzięki. - wyszeptałam przechodząc obok czarnowłosej. Do naprawdę świetna siostra.
****
- Aj Laura, Laura. Co ja z tobą mam? - zapytała sama siebie blondyna stojąc z założonymi rękoma nad mym trupem.
- Nie wiem. Możesz wybrać jakiś film,  ja mam focha na cały świat. - odparłam patrząc w sufit z dłonią teatralnie przyłożoną do czoła. Cisza. Nikt się nie odzywa. Przez nią byłam zmuszona podnieść głowę do góry. Moim oczom ukazała się blondyna zagłębiona w czytanie treść SMS'a.
- Ale ja mam głupiego brata. - powiedziała odkładając telefon na szafkę nocną.
- Co znów nawywijał?
- Podrywał zakonnice i teraz goni go zazdrosny ksiądz. Norma - wzruszyła ramionami, a ja znów pozwoliłam mojej głowie odbyć spoczynek. Kolor włosów mego przyjaciela mów sam za siebie. Idiota.

* Janson *
* Pół godziny później *
- No siemka. Nie przykrzy ci się może samej w tym zakonie? - zapytałem robiąc brewki. Przede mną stała niczego sobie zakonnica przyodziana w cudowną, czarną suknię. Z rudymi włosami związanymi w niedbałego koka i po pięćdziesiątce. Żyć nie umierać.
   Jako, że Riker postanowił mnie zaciągnąć na tak zwaną "męską wyprawę" siedzę teraz wstawiony w parku i podrywam zakonnice, a mój blond - przyjaciel flirtuje z gołębiami. A nie ma jeszcze nawet dwudziestej. Mówiłem. Żyć nie umierać.
- Jak ci idzie stary z Grażyną? - spytałem patrząc na blondyna próbującego przytulić gołębicę. Ach.... Zgrywa niedostępną.
- Opornie. A tobie z Lucy? - spojrzał w naszą stronę, po czym z lekkim niesmakiem odwrócił głowę. Mi tam nie przeszkadzają tony zmarszczek na jej twarzy.
- Również. Ale mogę to łatwo zmienić. - wyszeptałem mojemu Pingwinkowi prosto do ucha muskając je przy tym delikatnie moimi wargami. Smakuje jak... Woda święcona.
- O nie, nie, nie! Żadnego całowania chłopcze. Idź lepiej do spowiedzi. - mruknęła niezadowolona. Mrau... Lubie takie niedostępne.
- Lucy! Lucy, gdzie jesteś?! - wrzasnął jakiś facet błądząc wzrokiem po parku. Ciekawe o kogo mu... - Co ty robisz z moją Lucy?! To siostra zakonna, a nie jakaś.... Boże przepraszam za me myśli nieczyste. - nie wiem o co c'mon, ale nie podoba mi się, jak ten facio wznosi ku niebu swoje wielkie łąpska. Pewnie chciałby nimi pomacać moją Lucy. Jeszcze czego! Ja mam pierwszeństwo!
- Emmm.... Ja nic z nią nie robię. JESZCZE. - uśmiechnąłem się do Pingwinka znacząco. Ta tylko wzdrygnęła. Przechodzą ją dreszcze, jak o mnie pomyśli, ja to wiem...
- Boże przepraszam, ale muszę. - znów ten facio i jego wielkie łapska. Pędzące prosto na mnie. Z prędkością ok. 20km na minutę. Chwila. Przewiń. Co?!
Zacząłem uciekać drąc się jak opętany. Już teraz wiem, czemu Lucy chciała, żebym poszedł do spowiedzi. kochana tak dobrze o mnie dba. Ach... Będziemy mieć bliźniaki. Jeszcze zobaczycie.
Ale wracając. Biegłem przez park. Gonił mnie jakiś stary facio, który lubi trzymać łapy w górze. Przebiegam obok budki z frytkami. Ooooo! Budka z frytkami. Dobra, Janson ogar tyłek i biegniemy dalej. Podsumowują: moje położenie jest fatalne. Nie ma co tu kryć.
- Janson? - zapytała jakaś szatynka, obok której przed chwilą przebiegałem. Chwila... To Laura!
- Laura! Moje ty kochanie najdroższe, najmilsze, najukochańsze. Ratuj! - schowałem się za zdezorientowaną dziewczyną unikając przy tym gniewu Wielkorękiego. Ha. Sam wymyśliłem tą nazwę.
- Co to było?! - zapytała wściekła po tym, jak Wielkoręki zniknął mi z pola widzenia i wyszedłem zza "kryjówki".
- No bo ten facet mnie gonił! - wrzasnąłem i załamując ręce zrobiłem minkę "pociesz".
- Acha. Chuchnij. - rozkazała. Lekko zawstydzony wykonałem zadanie. Laura nie lubi, jak piję, ale.... No mężczyzna ma swoje potrzeby. - Piłeś.
- Tylko troszkę. - uśmiechnąłem się do niej wskazując na Rikera. Ha. Przynajmniej temu się udało i ma teraz swoją ptaszynę na ramieniu.
- Schlałeś go! - wrzasnęła zła. Uuuu.... Będzie dym.
- O! Lauritta. Witaj skarbie. Poznaj proszę Grażynę. - jaki kulturalny. Myślałby kto.
- Schlałeś go! - powtórzyła zbulwersowana dziewczyna. Rik, strzeż się.
- Oj tam zaraz schlałeś. To był po prostu taki męski wypad. - uśmiechnął się do niej niczym niewinne dziecko.
- Schlałeś go i mi się tu nie wykręcaj! - uuuuu.... Będzie ślad po tym plaskaczu.
- Ugh... Masz mnie. Schlałem go. Zadowolona?
- Bardzo.

*****
- Oglądasz za karę z nami romansidło. Koniec tematu. - powiedziała ostro moja siostra. I na co są one ludziom?!
- Żona na niby. - Lau uśmiechnęła się do mnie. Dobrze wie, że ten film akurat lubię.
- Taka kara to nie ka.... - Oj to straszna kara, straszna kara. - skłamałem pod obciążeniem zawistnych wzroków blondyny.
Laura poszła do kuchni przygotować popcorn, Bri przygotowywała seans w swoim pokoju, a ja przemyciłem wino z sypialni rodziców. Po chwili cała nasza trójka znajdowała się w kinie i sącząc czerwone procenty oglądaliśmy Adama Sandlera w akcji. Ach. Ten facet mnie rozwala. Film dobiegał już ku końcowi, a ja poczułem, że na moich kolanach znajduje się coś ciężkiego. Spojrzałem na nie, a moim paczadłom ukazał się widok śpiących dziewczyn. Ach, moje kochane księżniczki. Nie zastanawiając się długo położyłem je na łóżku Bri, a sam udałem się do swojego pokoju. Po wykonaniu wieczornej toalety poszedłem spać. Nie mogę się doczekać jutra. Ała!!! Głupi ból głowy!

~~~~~~~~~~~~
Hejka ptysie! Rozdział wcześniej, mam nadzieję, że miło was zaskoczyłam. Dziś nie miałam lekcji i jakiś nagły napad weny. Poza tym czekam, aż Wiktoria spełni swoją obietnicę. Jestem przygotowana na czytanie. Bardzo dziękuję osobom, które pozostawiły komentarz pod poprzednim rozdziałem. Wiecie, że to dużo dla mnie znaczy. 
Pomyślałam sobie, że jakby ktoś chciał, to mogę mu wymyślić jakieś, życzenia, bo jedno zamówienie już miałam. 
Pytam się was, czy chcecie nad rozdziałem cytaty. Chcecie? Napiszcie w komentarzu.
I jeszcze jedna sprawa. Jak chcecie się mnie o coś zapytać, lub skontaktować zajrzyjcie w zakładki :) Możecie tam w formie komentarza pozostawiać różne, wręcz wszelakie rzeczy, o które chcecie się mnie spytać, lub dowiedzieć się, jak możecie się ze mną skontaktować. 
Buziaczki i zostawiam was z niepewnością i gifem.
Ale zanim to nastąpi jeszcze jedno pytanie: Wolicie jak kończę wątki, czy jakbym pozostawiała dreszczyk emocji?
I gify:




Jak to oglądałam to mi się sikać chciało ze śmiechu :)

3 komentarze:

  1. Super kochana
    Czekam na next
    Buziaczki
    Do napisania
    Papatki
    Kinga
    :-*
    <3

    OdpowiedzUsuń
  2. CUDO! Ekstra! Niesamowitość i epickość tego rozdziału powala na kolana! Obietnicę spełnię pod majnymi rozdziałam i jak je udostępnię. Jeszcze moje kochane współblogerki mi pomogą. Co do twojej odpowiedzi... Tak wiem jestem boska i niezastąpiona! Dziękuję za komplementy! Aż się rumienię! Co do twojego wywnioskowania to dobrze główkowałaś. Moja ulubiona broń = patelnia. Łzy szczęścia? Uwielbiam sprawiać ludziom radość. A krótki i małym komem no to jeszcze przyjemniej, bo dla mnie to tylko chwila, a dla ciebie wielki SMILE na buźce. Chcesz bym umierała czekając na rozdział w którym zakończysz akcję? NO OK! Taki czas... Co tam będzie? No co ona wykombinuje? Uwielbiam to! Cytaty? Fajny pomysł. MOJE PYTANIE! UWAGA,UWAGA! Kiedy Masz Urodzinki?^^
    A teraz powrót do tej cudowności wyżej. Jest długi i zajebisty. Świetny. Rozwaliłaś mnie niektórymi fragmentami. Riker i Jason po prostu... Very fun! Jeszcze Rocky oraz Ross. Dziewczyno powodujesz, że śmieję sie do laptopa, a rodzice zastanawiają sie czy jestem zdrowa czy moze chora na główkę. Kto jest BOSS?! Really?! Skąd ty czerpiesz te pomysły?! Są niepowtarzalne! I takie. takie... Takie TWOJE! Uwilbiam te rozdziały
    A teraz cóż. Uwierz też mi przykro, ale muszę zakończyć koma. Także weny życzę, pozdrawiam, czekam na nexta i mam nadzieję że rozdział wyszedł odrobvinę długi. Pisz kochana rozdział! <33

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ajajaj. Twe słowa sprawiają, że twarz ma połowicznie jest zajęta przez SMILE. I UWAGA UWAGA: 27 lipca kochanieńka ;)

      Usuń

Jeśli masz ochotę skomentować danego posta, śmiało. Wasze opinie się liczą