Czasami za bardzo skupiamy się na naszych marzeniach i nie doceniamy tego, co jest tu i teraz...
~ Moja przyjaciółka :)
*Laura* ( wiem, że często piszę jako ona, albo, choć rzadziej, Ross, ale zrozumcie, że to opowiadanie, choć o Raurze, ma zamiar skupiać się w szczególności na niej :) ~ Di )
Boziuniu. W co się ta moja Vanessa wpakowała. Miłość no najpiękniejsze, a zarazem najgłupsze i najpodlejsze uczucie, jakie znam. Tak. Ja, Laura Marie Marano kiedyś kochała. I to jak! Można by powiedzieć, że wpadłam jak śliwka w kompot. Jednakże nie można tego powiedzieć o moim wybranku. Po prostu zabawił się moimi uczuciami. Nie wiem do końca, czy mu na mnie tak naprawdę nie zależało, czy tylko nie pod tym stopniem, ale mnie zranił. Pogodziłam się z tym, ale nie mam najmniejszego zamiaru mu wybaczyć. Nie potrafiłabym. Przyjaźń pomiędzy kobietą, a mężczyzną jest trudna, ale zapewniam, że o wiele trudniejsza jest nienawiść.
- To... Będziemy się tak teraz rozczulać, czy bierzemy auto Ell'a i jedziemy poskakać na bungee? - zapytałam entuzjastycznie spoglądając na kołdrę, a raczej kształt twarzy mojej siostry, który się w niej odciskał.
Nakrycie to zaczęło powoli osuwać się dół, odsłaniając przy tym zapłakaną buźkę Nessie.
- Najniebezpieczniejszego w mieście? - wychrypiała.
- Najniebezpieczniejszego - uśmiechnęłam się do niej, przez co pierzyna już całkowicie odkryła ciało mojej siostry.
Tak więc ukradkiem wyszłyśmy z pokoju, by Ell nas nie złapał. Jakby się dowiedział, gdzie jedziemy to... Wohohoho. Wolę nie wiedzieć, na ile miałabym szlaban. Ale na szczęście udało nam się podkraść jego samochód bez większych przeszkód. Wsiadłyśmy do czarnego mercedesa - ja na miejscu kierowcy, Nessa - pasażera. Przekręciłam kluczyk w stacyjce, pokombinowałam z biegami i wyjechałam z garażu. Dziwny jest pewnie fakt, że wzięłyśmy auto brata, a nie Vanki. Otóż zrobiłyśmy to z prostej przyczyny. Po pierwsze - nie mam prawka, a Vanessa nie może prowadzić w takim stanie, po drugie - jadę ze stówką na liczniku jak nic, a jak mnie psy zaczną gonić, to się wykręcę, że to Ell powinien dostać mandat, bo to przecież jego auto. Ja jestem wśród glin bardzo dobrze znana i cenią sobie moją wytrwałość w dążeniu do mojej, każdorazowej, "niewinności". Jeden mi nawet powiedział, że gdym chciała, to mogę się zapisać na staż, bo złamałabym najznakomitszego bandytę.
- Za dwa metry w prawo i będziemy na miejscu. - poinstruowała czarnowłosa. Na kolanach trzymała mapkę, po której ciągle błądziła palcami w poszukiwaniu celu naszej podróży.
- Dobra. To chyba tu. - odparłam wjeżdżając na miejsce parkingowe.
Rozejrzałam się dokładnie dookoła. Znajdowałyśmy się w parku rozrywki. A raczej na jego parkingu. Miejsce to było dokładnie ogrodzone drewnianymi belkami, co dodawało mu niesamowitego uroku. Na kilku z tych belek znajdował się szyld z logo i napisem: Park rozrywki absolutnej ( wiem, zerżnęłam z Powodzenia Charlie, ale spodobała mi się ta nazwa ~ Di )
- Idziemy? - zapytała Vanessa stojąca pod wejściem.
- Jasne - uśmiechnęłam się do niej i udałyśmy się w stronę największego w LA centrum rozrywki.
Zaraz przy wejściu była kasa. Urokiem tego miejsca było to, że płaciło się za cały pobyt i mogło się korzystać ze wszystkich atrakcji. Tak też zrobiłyśmy. Dałyśmy kasjerowi należną kwotę i udałyśmy się w głąb parku. Przechodziłyśmy akurat obok rollercoastera , a co by była ze mnie za szajbuska, gdym nie namówiła siostry, na przejażdżkę. Oczywiście moja kochana siostrzyczka zgodziła się bez większych ogródek.
- Jeszcze chwila, a pozabijam tych wszystkich kolejkowiczy! Ile można czekać na jeden głupi przejazd?! - wrzasnęła zbulwersowana Ness gestykulując rękoma na wszystkie strony.
- Vanka, uspokój się, bo ludzie się na nas gapią - złapałam siostrę za ramię, przez co z lekka się uspokoiła.
- Lau? - zawołał ktoś z kolejki. Rozejrzałam się dokładnie ze wszystkich stron. Nie zauważyłam nikogo znajomego, więc wróciłam w wpatrywanie się przed siebie.
- Aaa! - wrzasnęłam przestraszona faktem, ze ktoś położył mi dłoń na ramieniu. Odwróciłam się niepewnie, a widok, który ujrzałam zdziwił mnie ogromnie. Ale można jeszcze dodać, że pozytywnie.
- Hej - brunet uśmiechnął się do mnie powalająco, a ja lekko zaskoczona, ale odwzajemniłam gest.
- Hej. Co tu robisz? - zapytałam nie zaprzestając ówczesnej czynności.
- Chłopaki się na mnie wypięli, więc postanowiłem tu przyjechać, a ty? - rzucił pokazując na kolejkę.
- Stoję, jak widać - zażartowałam, przez co oboje zaśmialiśmy się krótko.
- Jesteś sama?- pociągnął temat.
- Nie, z siostrą. - wyjaśniłam i wskazałam na czarnowłosą kłócącą się z siedemdziesięciolatką. Ciekawe, co taka starucha robi na rollerku.
- A obraziłaby się, gdybym cię na chwilę stąd wyciągnął? - nie powiem, zdziwiło mnie trochę jego pytanie, ale miło mi się zrobiło na samą myśl o spędzeniu czasu z tym sympatycznym osiemnastolatkiem.
- Nie wiem, Brad. Ma problemy miłosne i chciała się trochę wyrwać. - odparłam ze smutkiem.
- Ouu... Zaraz się coś załatwi. Aaa... ona ma na imię Vanessa, nie? - dopytał. Lekko zdziwiona potwierdziłam jego podejrzenie.
Simpson podszedł do mojej siostry i zamieniwszy z nią kila zdań wrócił do mnie.
- Ja bym proponował kawiarenkę nieopodal. Mają wyśmienite ciastka. - uśmiechnął się i wskazał na lokal, który znajdował się kilka metrów od nas.
- Nie wiem. To moja... - niedane mi było wyjaśnić, bo brunet szybko mi w tym przeszkodzić.
- Powiedziała, że jak cię nie namówię, to mnie dojedzie, a ja wolałbym nie doświadczać takich rzeczy - wtrącił robiąc smutna minkę.
- No... Dobra - przygryzłam delikatnie dolną i odwróciłam wzrok czując, że się rumienię. Głupia krew!
*****
- Naprawdę? I co ona na to powiedziała? - spytałam ciekawa ciągu dalszego historii, którą przedstawił mi Bradley.
- Że gdybym był o czterdzieści lat starszy, to może coś by z tego wyszło, ale tak, to nie mam na co liczyć - odparł z wielkim uśmiechem na ustach.
Pociągnęłam ostatni łyk gorącej, a raczej teraz już po prostu ciepłej, kawy i przegryzłam go sernikiem.
- Smacznie tu gotują. - przyznałam delektując się ciastem.
- Wiem. Dlatego cię tu zabrałem - odpowiedział z wielkim bananem na twarzy. - A co u ciebie?
- Stara bieda. Meg się ostatnio pierwszy raz całowała, Vanka płacze, bo zakochała się w przyjacielu, a nie chce mu tego powiedzieć, żeby niczego nie spieprzyć, a Ell ma na mnie focha, bo mu nie powiedziałam o pierwszym całusie. - rzuciłam od niechcenia i znów zanurzyłam zęby w przepysznym deserze. Muszę poprosić Nessie, żeby mi taki zrobiła.
- Wow, jest już siedemnasta. Pewnie twoje rodzeństwo się niepokoi. - spojrzał na zegarek i szybko wstał z krzesła. Następnie wyciągnął z portfela pieniądz i położył je na stole.
- Nie trzeba, ja zapłacę - zaproponowałam i sięgnęłam do torebki, aby wyjąć należną kwotę, ale zatrzymał mnie przed tym głos bruneta.
- Nie musisz, ja cię wyciągnąłem, więc to ja zapłacę - uśmiechnął się do mnie promieniście i podał mi rękę.
Szliśmy wolnym krokiem nie zwracając uwagi na nieubłaganie płynący czas. W pewnym momencie poczułam, jak chłopak łapie mnie za rękę. Nie zabrałam jej. Nie wiem dlaczego, ale nie przeszkadzało mi to, a wręcz przeciwnie. Podczas naszej pracy nad teledyskiem ja i Brad często spacerowaliśmy wzdłuż plaży i nie raz trzymaliśmy się w trakcie tego za ręce. Z całego The Vamps to z nim miałam najlepszy kontakt. Ten brunet zawsze wywoływał na mojej twarzy uśmiech, a w środku szybciej bijące serce. Nie wiem, czy mi się podoba, ale muszę przyznać, że jest przystojny. Jego powalający uśmiech sprawia, że cała pewność siebie ulatuje ze mnie w jednym momencie, ale najdziwniejsze, że równie szybko powraca. Mam tylko nadzieję, ze nie zakocham się po raz drugi.
- To już tutaj - pokazałam na dom, przed którym się znajdowaliśmy.
- Taaa... Laura... Bo... Chciałabyś... - mówiłam już, że jest słodki, kiedy się jąka? Nie? To teraz mówię.
* Narrator *
Podczas, gdy Laura, jak zahipnotyzowana wpatrywała się w rumiane policzki chłopaka, ten próbował sklecić jakiekolwiek sensowne zdanie.
- Bo... no... Tak sobie pomyślałem, że... - brunet czuł, jak pętla, coraz mocniej, zaciska mu się szyi. Z każdym wypowiedzianym słowem miał wrażenie, jakby się jeszcze bardziej pogrążał.
- Juto, o trzeciej, Starbucks. - rzuciła szatynka i pocałowała go delikatnie w policzek, po czym szybko pobiegła do mieszkania.
Zaszokowany chłopak stał na ulicy i, gdy już podniósł oczy z podłogi, uśmiechnął się od ucha do ucha.
- Jest! - wrzasnął uradowany i cały w skowronkach podreptał w stronę domu.
Nawet nie zauważył, że w oknie jednego z domów stała uśmiechnięta szatynka, która przyglądała się jemu z rozbawieniem.
- Och, Brad. Ja też nie mogę się doczekać - powiedziała i zasłoniła zasłonkę.
******
Poranki w domu Lynch'ów zawsze wyglądają tak samo. Rydel wstaje pierwsza i budzi braci, którzy wyglądają, jakby mieli ją zaraz udusić. W takim razie nie wiadomo, czy ten poranek można zaliczać do Lynch'owych poranków. Nie było rutynowej pobudki, ani krzyków, przez które można by wywnioskować, że w owym domu kogoś zabijają. Zamiast tego jedyne, co można było złowić uchem na pustych korytarzach, to głośne chrapanie Rockiego i Rylanda, ciche kroki Ryd, stukot klawiatury komputerowej, dobiegający z pokoju Rossa i dźwięk rzutek lądujących w tarczy z Rikera. I to właśnie przez tego najstarszego ten poranek był inny niż wszystkie Lynch'owe poranki. Rodzice nastolatków już od dawna byli w pracy, jak i święcie przekonani o obecności swoich pociech w szkole. Ale tylko jedno dziecko niemylnie się tam znajdowało. Dokładnie to najmłodsze. Reszta członków rodu Lynch siedziała w domu. Nie mieli zamiaru wagarować drugi dzień z rzędu, ale każdy bał się zostawić Rikera samego w domu, więc w ten sposób wszyscy stali się chętni do zaopiekowania się nim, a co się za tym ciągnie, byciem nieobecnym na zajęciach.
Blondyn siedział w swoim pokoju i monotonnie celował rzutkami do tarczy. Wyćwiczył to tak dobrze, że za każdym razem trafiał w dziesiątkę. Drzwi zamknięte na klucz, metalowa muzyka lecąca z mp4, ciało bezwładnie leżące na łóżku, głowa niedbale oparta o poduszkę, która natomiast wspierała się na ścianie. To wszystko miało uspokoić chłopaka, ale niestety przynosiło odwrotny skutek od zamierzonego. Irytacja rosła w nim z każdą chwilą. W jego głowie ciągle tkwiły słowa czarnowłosej, jakby ktoś ciągle wciskał play again. Taka jest najgorsza, Taka jest najgorsza, Taka jest najgorsza... Te trzy słowa nie chciały opuścić jego, zmęczonej tym wszystkim, głowy.
Dlaczego tak powiedziała?
Dlaczego tak zareagowała?
Dlaczego?
Właśnie, dlaczego? Dlaczego człowiek zawsze ma tyle pytań, na które tak trudno uzyskać jakąkolwiek odpowiedź? Proste. Bo najczęściej nie chce jej znać.
Milion trzysta. Tyle punktów uzyskał Riker dopóki, dopóty ktoś nie zapukał do jego drzwi. Wiedział, ze to nikt z jego rodzeństwa, ponieważ nikt by się nie odważył. Zostało jeszcze kilka innych opcji, ale chłopak pchnięty tą, że to właśnie Vanessa stoi przed jego pokojem i niecierpliwi się tupiąc nogą o drewniane panele, pobiegł jak oparzony w stronę drzwi i szybko je otworzył, o mało nie lądując pyśkiem na dywanie. Jednak mylnie ocenił sytuację, ponieważ do pokoju wparowała jej wściekła, młodsza siostra.
- Ty idioto! Jak mogłeś ją tak z równowagi wyprowadzić?! Debilu jeden, idioto, kretynie!!! Bezmózgowcu!!!! - wydarła się na całe mieszkanie podchodząc do chłopaka i sprawiając tym samym, że on się cofał do momentu, kiedy jego plecy zetknęły się ze ścianą. Blondyn przeklną w myślach swoje, fatalne położenie i uśmiechnął się niewinnie do rozjuszonej szatynki.
- Lauruś?- pisnął unikając gniewnego spojrzenia z jej strony.
- Lauruś?! Lauruś?! Ty se ze mnie jaja robisz?! Co tu tak jeszcze stoisz?! Marsz do Nessy i powiedz jej wreszcie, że ją kochasz i skonstruuj mi happy end!!! Idioto! - krzyknęła z uśmiechem i popchnęła chłopaka w stronę drzwi.
- Ale... Ale... Ale... - jąkał się blondyn.
- Och! Głupia ja! Przecież logiczne, że musisz wymyślić coś mega, bo inaczej się nie zgodzi! - podczas, gdy młoda Marano układała w głowie plan podejścia jej siostry, reszta osobników znajdująca się w domu patrzyła zaszokowana na dwójkę znajdującą się, po części w pokoju Rika, po części w przedpokoju.
- Aaaa!!!! Rikessa, Rikessa!!! - jako pierwsza obudziła się Rydel, która teraz latała po całym domu ogłaszając dobrą nowinę.
- Stary, wiedziałem, że kiedyś się przełamiesz i jej powiesz. - jako drugi ocknął się Ross i pogratulował bratu.
- C-co się tu stało? - zapytał jeszcze nie obecny RyRy, a Rock po prostu zemdlał.
- Twój głupi braciszek musi wymyślić coś meeega dla mojej siostrzyczki, bo inaczej dostanie w zęby. Ryd, która jest godzina? - odparła Lau całkiem normalnie i do tego z niespotykanym, stoickim spokojem.
- Dziewiąta! - wrzasnęła, już uspokojona blondynka, znajdująca się w kuchni.
- O matko! Spóźnię się. Ross trzymaj go, ja już muszę lecieććć.... Chwila... Powiedziałam do ciebie Ross?! - siedemnastolatka zatrzymała się wpół kroku i wróciła do zdezorientowanego blondyna.
- Emm... No? Chyba tak... - odpowiedział zmieszany i zdezorientowany jednocześnie.
Dziewczyna jeszcze chwilę nic nie mówiła, próbując poukładać tysiące myśli, krążących jej w głowie.
- Chrzanić to. Zaraz się spóźnię!!! - wydarła się i pędem wybiegła z posesji Lynch'ów.
- Ale na co? - zapytała w tym samym czasie ta przytomna część jej posiadaczy, a Ross pojąwszy, że trzyma starszego brata pod pachami, tak, że jego nogi bezwładnie leżą na podłodze po prostu go puścił.
- Ona idzie na randkę!!! - krzyknęła podekscytowana Delly, przez co Rik zaprzestał masowania swojego, obolałego, tyłka.
Laura stałą przed otworzoną szafą i lustrowała ją dokładnie. Na jej łóżku znajdowała się już połowa jej zawartości, która dla sztynki byłą nieodpowiednia.
- Idziesz tylko do Starbucks'a. Po co się pindrzyć? - zapytała jej siostra opierająca się o framugę.
- Ty lepiej siedź cicho i idź do Lynch'ów się z Rikiem pogodzić. - odparła jej nastolatka.
- Oj Lau, Lau... Jak ty jeszcze mało wiesz o życiu... - rzuciła Vanka z udawanym przejęciem i załamaniem równocześnie.
- Zaraz ci coś zrobię... - wycedziła rozjuszona szatynka i rzuciła w siostrę butem.
- Dobra, dobra, nie spinaj się tak. Gościa masz, tyle ci chciałam tylko powiedzieć - ogłosiła już normalnym tonem czarnowłosa i wyszła.
- Super - powiedziała sarkastycznie Laura sama do siebie.
- Hej - przywitał się 'gość'
- Czego chcesz? - rzuciła niezadowolona szatynka i wróciła do oglądania kolejnego zestawu.
- Delly mnie do ciebie przysłała, żebym, jak to ona ładnie ujęła: "W łagodny sposób wybił ci z głowy randkowanie z chłopakami, którzy nie sprawią, ze będziesz jej siostrą" - chłopak przeczytał zawartość kartki, którą wcisnęła mu Ryd, aby na pewno nie zapomniał, co ma zrobić.
- Nie idę na randkę, tylko na przyjacielskie spotkanie - odparła uśmiechnięta szatynka odwracając się stronę blondyna. - A niby czemu padło akurat na ciebie, Ross? - zapytała z podejrzeniem.
- Bo zazwyczaj robisz mi na przekór, więc miałem ci powiedzieć, żebyś szła na ta randkę... przyjacielskie spotkanie - poprawił się widząc wzrok zdenerwowanej dziewczyny - a ty byś nie poszła. Wiem, skomplikowane, ale Ryd wymyślała.
- Sorki, ale Delly będzie musiała się przygotować na porażkę, bo ja nie mam zamiaru odwoływać rand... spotkania - oznajmiła i wyciągnęła, ostatni już w szafie, zestaw. - Ha! Wiedziałam, że najlepsze jest zawsze na końcu! - rzuciła entuzjastycznie spoglądając na strój.
- Nie, załóż sukienkę. Ładniej ci w nich - przyznał blondyn podchodząc do dziewczyny.
- Albo mi się wydaje, albo mnie skomplementowałeś - gdybała młoda Marano nie zauważywszy, że chłopak stoi tuż za nią.
- Nie przyzwyczajaj się. Masz, załóż tą. - podał jej zwiewną, niebieskozieloną sukienkę ( bez czapki ~ Di )
- Serio? - dopytywała niepewnie.
- Serio - chłopak uśmiechnął się sam do siebie i odszedł na parę kroków, aby usiąść na łóżku.
Sprzątnął z niej szybko wszystkie ubrania, które wylądowały z powrotem w drewnianym meblu.
- Dobra, ja idę się przygotować, a ty zostań... to znaczy idź... To znaczy, rób co chcesz - gdy szatynka wreszcie się zdecydowała, co Ross ma zrobić zniknęła z zestawem w łazience.
Dziewczyna spojrzała w lustro, aby ocenić efekt swojej pracy, po czym stwierdziła, że jest gotowa na spotkanie z Bradem i wyszła z pomieszczenia. Gdy już to uczyniła jej oczom ukazał się blondyn leżący plackiem na jej łożu i czytający "Szukając Alaski" ( polecam. Jest w niej kilka scen erotycznych, ale ogółem książka jest bardzo życiowa. Przed dziesięcioma minutami skończyłam ją czytać ~ Di ). Lektura tak go wciągnęła, że nie reagował na wołania Laury. W pewnym momencie Marano się zdenerwowała i trzepnęła chłopaka poduszką.
- Co? Ja nie czytałem wcale tej książki - powiedział nerwowo blondas wstając.
- Nie mam ci za złe, bo jest świetna. Ale musisz już iść, zaraz wychodzę - dziewczyna grzecznie wyprosiła chłopaka wypychając go przy tym za drzwi.
- Zaraz, zaraz. Pomogłem ci się ładnie ubrać? To chyba mi się coś należy, nie? - uśmiechnął się do niej zadziornie wystawiając otwartą dłoń, jak pokojowy w hotelu proszący o napiwek.
- Pieprzony materialista - syknęła szatynka.
- Hmm... Muszę coś wymyślić, bo taka okazja nie zdarza się często. - zadymał "mężczyzna".
- Nie powiem Ryd, że pomogłeś mi się przygotować na randkę - zaproponowała.
- Ha! Wiedziałem, że to jednak randka! - wrzasnął ucieszony blondas.
- Super, że się skapnąłeś, ja lecę - odparła dziewczyna i wymijając go poszła w stronę drzwi frontowych.
- Chwila... To jest randka!!! - młody Lynch zdał sobie sprawę z powagi sytuacji i jak wystrzelony z procy pobiegł za dziewczyną.
Chłopak wrócił do domu unikając Rydel, która pewnie by go zabiła, jakby się dowiedziała o niepowodzeniu misji. Niestety nie udało mu się to, bo w jego pokoju czkała na niego zniecierpliwiona blondyna.
- I co? Nie idzie? - wypytywała brata chodząc w kółko po pokoju i obgryzając paznokcie.
- Idzie - odparł blondyn i padł zmęczony na fotel.
- Jak to idzie?! Miałeś jej to idioto wybić z głowy! Nawet tak prostego zadania nie umiesz zrobić! Co z ciecie za brat?! - wydarła się zdenerwowana blondyna.
- Nie tylko tobie nie podoba się, ze kręci się wokół niej inny facet! - chłopak odwdzięczył się jej tym samym, jednak, gdy zrozumiał, co właśnie wyleciało z jego ust zakrył je dłonią.
- C-co? - Delly spojrzała na niego zdziwiona, jednak po chwili na jej twarz znów zawitał uśmiech. - Ona ci się podoba... - powiedziała uradowana i przytuliła brata.
- Co? Nie... Nie o to mi... - młody Lynch próbował się jakoś wykręcić z zaistniałej sytuacji, jednak opornie mu to szło.
- Ona ci się podoba! - zawołała ucieszona Ryd nie zwracając uwagi na przeczenia brata.
- Nie, nie podoba - odparł stanowczo Ross i tupnął nogą.
- Ugh... Ja o tym wiem i ty nic na to nie poradzisz. No, może tylko to, że będę teraz chodziła niespokojna - rzuciła blondyna i szybko wyszła z pokoju.
- A jak ci powie, że mi się podoba, to będziesz chodziła spokojna? - wyszeptał blondyn, kiedy wiedział, ze nikt tego nie usłyszy i rzucił się na łóżko, tłumiąc głośny krzyk w poduszce.
~*~*~*~*~*~*~
Hejka pyśki!
Mikołaj podarował mi wenę i napisałam rozdział już dziś. Ale bardziej podarowaliście mi ją wy. Nawet nie wiecie, jak się cieszyłam, gdy zobaczyłam, ze pod ostatnim rozdziałem było dziewięć komów. Łącznie, wszystkich komentarzy do tej pory (licząc mnie) uzyskałam 64 i jestem wam niezmiernie wdzięczna. Do tego dwóch obserwatorów... Płaczę po prostu. Nie mogę z tego, jacy jesteście kochani.
Wiki, dałaś koleżance kopa, czy jeszcze nie? Bo jak nie, to daj. Do tego poleciłam kolejną książkę Greena, bo, jak pewnie wiecie, jestem zakochana w jego dziełach.
Zastanawiam się, czy nie zrobić strony z 50 faktami o mnie.
Ale wracając do stron. Zaglądajcie na PYTANIA, jak chcecie o coś zapytać, a myślę, że niektórzy mają o co :)
Dobra, żegnam się z wami i pozdrawiam cieplutko.
:*
I standardowo:
Pierwsza!!!
OdpowiedzUsuńDi. Rossdzialik suuuuuuuper. Mam nadzieje ze mnie nie zabijesz za brak 1 u mnie ale jakos to nadrobie. Ja tu o sobie a nawet do konca rozdzialu nie ocenilam! Super boskie cudowne magiczne ( przez to z ta sukienka i Ryd ) po prostu....diehdubfkdhgeidygriduevsuhdisjhdkdibdksj O! Takie innego okreslenia nie mam aby wyrazic teraz co czuje po przeczytaniu tego dziela w wykonaniu O.. A tak to standardowo
UsuńDo napisania Di
Kinga
Boski rozdizał a już miałam nadzieję że będę pierwsza ale nie lepiej jak cię koleżanka zapisze dobra no way! Rozdział aż mowe odejmuje taki boski i szczerze nie mogę się doczekać nexta
OdpowiedzUsuńO matko! Nie pomyślałabym nigdy, że ktoś mógłby mieć nadzieję, ze jako pierwszy wstawi koma na moim blogu :) Ale nie martw się. Ali już się raz udało Kingę wyprzedzić, więc tobie też może się udać :D
UsuńDobra. Byłam dwa rozdziały w plecy. Ale nie sądziłam, że tak szybko dodasz. Dzisiaj właśnie przeczytałam obydwa i muszę powiedzieć, ze mnie zaskoczyłaś. Z tym pocałunkiem i randką. I Van i kompletowaniem i innymi tego typu scenkami.
OdpowiedzUsuńLau jest po prostu mistrzowska.
"- Lauruś?! Lauruś?! Ty se ze mnie jaja robisz?! Co tu tak jeszcze stoisz?! Marsz do Nessy i powiedz jej wreszcie, że ją kochasz i skonstruuj mi happy end!!! Idioto!"
Ten tekst mnie rozwalił. Radość opanowała mój umysł i teraz się czuję taka pusta. Yyyyy...ja tego ie napisałam.
No cóż. Nie wiem, jak się tutaj za bardzo rozpisać, bo zaraz zacznę nawijać o swoim życiu, a to nie jest zbyt interesujący temat. Także kończę.
Do następnego. Tym razem postaram się nie przegapić premiery ;)
Rozdział powalił na kolana! Po prostu razi w oczy epickością! Jejku Delly mnie powaliła z tą siostrą! A potem jeszcze Ross. Ratunku! Mam głupawkę! Jeszcze Lau i ten brunet. Wparowanie młodszej Marano do posiadłości Lynch i to całe zajście. Ty chyba serio chcesz mnie uśmiercić! Normalnie umierałam ze śmiechu czytając ten rozdział. Cieszę się, że skomentowałaś mój rozdział i nie wpisałaś w niej jakiejś kolejnej śmiercionośnej broni na mnie, za notkę jaką napisałam. Bo na liście rzeczy którymi zostanę ukatrupiona są już: patelnia, siekiera i łopata. No co poradzę, że uważam iż rozdział mi nie wyszedł i jest koszmarny?! Co prawda słodkie kłamstewka miło się czyta... Dobrze, a teraz powiedz mi jakie jeszcze książki polecasz, bo mam zamiar zrobić bibliteczkę, a nie wiem jakie dobre książki kupić... Na mailu napisałabyś mi parę fajnych i ich opisy, a byłabym bardzo wdzięczna! Dobra, bo rozpisuje się o tym co nie trzeba. Ogólnie w tym rozdziale rządzi LAURA MARIE MARANO. I tylko ślepy tego nie zauważy. Brunetka tutaj wymiata i wywołuje u mnie ogromnego SMILE. Dałam kopa, bo jej kop zabolał :P Nie no, ale ona też musi mi rozdział napisać, bo ja Wiktoria Martin jestem niecierpliwą osóbką. Uwielbiam piosenkę I love Christmas! Może dlatego, że jej tytuł w moim przypadku jest 100% prawdą... Ale nie o tym w tym komentarzu! Ciebie Mikołaj spotkał i wenę ci podarował! Szczęściara! Podaruj mi chociaż 1/4 tej weny ;) Mnie nawet Mikołaj nie spotkał :/ A byłam grzeczna przez caaaaaały rok! No może raz na jakiś czas... Raz na pół roku... Dobra sama sobie coś kupię, ale wenę mógłby mi podarować za względu na czytelników :D
OdpowiedzUsuńA teraz bardzo grzeczna wigilijna gwiazdka oznajmia ci, że musi zakończyć komentarz. Pozdrawiam, przesyłam posytywną energię, mam nadzieję, że wywołałam u cb SMILE i czekam na next! Czekaj o czymś zapomniałam...Już mam! Wena! Jeszcze masz ode mnie wene! O!
Świetny rozdział :) Nie umiem się wysłowić, ale te twoje teksty mnie zabijają;)
OdpowiedzUsuńCzekam na kolejny rozdział i życzę Ci kochana Diamond bardzo wesołych i udanych świąt^^
Zapraszam na nowy rozdział u siebie:
mydilemma-raura.blogspot.com
Wzajemnie. Jak znajdę czas to wpadnę. Sorki, ale chyba wiesz, co to znaczy " świąteczne szaleństwo"
UsuńWięc dziękuję za życzenia i miłe słowa ❤ 16 po świętach, w najgorszym wypadku po Sylwestrze :)
Kiedy next tak bardzo chce :* kocham twój bloggggg chce bo umreeeeeeeeee!!!! :D kocham cię normalnie
OdpowiedzUsuń