Przyjaźń zawsze jest pożyteczna, a miłość często bywa szkodliwa
~ Seneka Młodszy
~* ~ Narrator ~ *~
- Czego? - burknęła zła blondyna widząc w drzwiach niechcianego gościa.
- Bri. Lau i ja musimy porozmawiać. - odparł ten "ktoś" nie zwracając uwagi na ton dziewczyny.
- Jeszcze tego tylko brakowało, żebyś mi tu z nią roz... - blondyna już zaczęła wszczynać kłótnię, lecz przerwał jej zdecydowany głos przyjaciółki.
- Daj spokój. Wchodź, nie przejmuj się nią. Bri... - szatynka spojrzała na dziewczynę znacząco.
- Ach.... Ale później nie chcę mieć zdemolowanego pokoju. - blondyna pogroziła palcem pozostałej dwójce znajdującej się w pokoju i zaczęła iść w stronę drzwi. Z prędkością 0,000006/min. robiła tip topowe kroczki.
- Bridgit! - wrzasnęła młoda Marano, na co wspomniana osóbka pędem wybiegła z pomieszczenia.
- To... O czym chciałeś ze mną gadać? - zwróciła się do skrępowanego chłopaka stojącego pod ścianą. Ona sama usiadła po turecku na dużym łóżku i czekała na jakąkolwiek reakcję z jego strony.
On wiedział, że musi coś powiedzieć. Że musi jakoś zareagować. Ale przed nim stało trudne zadanie, które nie wiadomo dlaczego zostało przydzielone właśnie jemu. Patrzył na nie ze strachem, skrępowaniem i niebywałym szacunkiem. Dziewczyna, którą przez tyle lat uważał za największą sukę stała przed nim jako... zwykła? Normalna? Przeciętna? Nie wiadomo, jako kto przed nim stała. Ale pewne jest, że nie jako diva, tapeciara, szmata i suka.
- Emmm... Chciałem cię... Przeprosić? - w jego głosie nie było słychać zdecydowania, jak zwykle, lecz lęk. Lęk i obawę przed reakcją ze strony rozmówcy.
- Nie masz za co. Poza tym nie potrzebuję przeprosin. A jeśli już, to nie od ciebie. - odparła oschle dziewczyna. Z założonymi rękoma i gniewnym spojrzeniem nie wyglądała tak niewinnie i bezbronnie, jak jeszcze parę minut wcześniej.
- Ach.... Ale później nie chcę mieć zdemolowanego pokoju. - blondyna pogroziła palcem pozostałej dwójce znajdującej się w pokoju i zaczęła iść w stronę drzwi. Z prędkością 0,000006/min. robiła tip topowe kroczki.
- Bridgit! - wrzasnęła młoda Marano, na co wspomniana osóbka pędem wybiegła z pomieszczenia.
- To... O czym chciałeś ze mną gadać? - zwróciła się do skrępowanego chłopaka stojącego pod ścianą. Ona sama usiadła po turecku na dużym łóżku i czekała na jakąkolwiek reakcję z jego strony.
On wiedział, że musi coś powiedzieć. Że musi jakoś zareagować. Ale przed nim stało trudne zadanie, które nie wiadomo dlaczego zostało przydzielone właśnie jemu. Patrzył na nie ze strachem, skrępowaniem i niebywałym szacunkiem. Dziewczyna, którą przez tyle lat uważał za największą sukę stała przed nim jako... zwykła? Normalna? Przeciętna? Nie wiadomo, jako kto przed nim stała. Ale pewne jest, że nie jako diva, tapeciara, szmata i suka.
- Emmm... Chciałem cię... Przeprosić? - w jego głosie nie było słychać zdecydowania, jak zwykle, lecz lęk. Lęk i obawę przed reakcją ze strony rozmówcy.
- Nie masz za co. Poza tym nie potrzebuję przeprosin. A jeśli już, to nie od ciebie. - odparła oschle dziewczyna. Z założonymi rękoma i gniewnym spojrzeniem nie wyglądała tak niewinnie i bezbronnie, jak jeszcze parę minut wcześniej.
- A-aa-aall-lle jjj-jjjaaa o-oobb- młody mężczyzna cały drżał. Jego jąkanie się było spowodowane szybszym biciem serca. Ale to nie był ten rodzaj bijącego serca, które robi salto, gdy jesteś przy ukochanej osobie. Było ono o wiele gorsze.
- Nie wiem, co komu obiecałeś, ale nie wysilaj się, bo ja nie potrzebuję litości. Jedyne, co mi jest potrzebne do szczęścia, to święty spokój. - szatynka szybko wstała z miękkiego materaca i pozostając w odpowiedniej odległości od drugiego osobnika znajdującego się w pokoju ciągnęła dalej. - Nie chcę waszego wsparcia, waszych przeprosin. Tyle lat miałeś mnie gdzieś, a nagle cię olśniło, że to wszystko to nie moja wina? Przez ten cały czas miałeś mnie za podłą, bezuczuciową sukę, nieprawdaż? Więc co cię nakłoniło do tego, żeby teraz nagle uwierzyć w moją wersję? Bo ja już się w tym wszystkim gubię, Riker. - choć jej wzrok zelżał, chłopak czuł coraz większą gulę rosnącą nieubłaganie w jego gardle. Nie mógł wydobyć z siebie żadnego dźwięku, a tak bardzo chciał to teraz zrobić. Powiedzieć jej, że się mylił, że niepotrzebnie się od niej odsunął. Właśnie tego chciała uniknąć Laura. Nie chciała, aby konflikt między nią, a Rossem jakkolwiek wpłynął na relacje pozostałych Lynchów i Marano. Nie chciała, żeby wszyscy odwrócili się od blondyna. I udało jej się. Tylko, że to nieszczęście zostało skierowane na nią. Kiedyś ona i Lynch'owie bardzo się przyjaźnili. Lubiła spędzać z nimi czas. Ogółem lubiła ich. Ale odkąd ona i Ross zaczęli coraz głębiej zatracać się w swojej nienawiści zaczęła się od nich odsuwać. Choć nie. To oni zaczęli ją olewać.
- Laura, ja... - zaczął blondyn niepewnie.
- Riker. Ja wiem. Nie chciałeś źle. Ross to twój brat i... Nie ważne, czego by nie zrobił zawsze nim pozostanie. A rodzina to rodzina... Wiem, w końcu ja też mam rodzeństwo. - uśmiechnęła się krzepiąco, co dodało mu pewności siebie.
- Ale to nie zmienia faktu, że cię olałem. Przepraszam. Za nas wszystkich. - podszedł do niej bliżej i złapał za ramiona. - Naprawmy to. Spróbujmy wszystko od nowa. Znów bądźmy przyjaciółmi. Brakuje nam ciebie. - wyszeptał i przytulił ją do siebie
Why you gotta be so rude?
I'm gonna marry her anyway
Marry that girl
Marry her anyway
Marry that girl
Yeah, no matter what you say
Marry that girl
And we'll be a family
Why you gotta be so
Rude
- Nie wiem, co komu obiecałeś, ale nie wysilaj się, bo ja nie potrzebuję litości. Jedyne, co mi jest potrzebne do szczęścia, to święty spokój. - szatynka szybko wstała z miękkiego materaca i pozostając w odpowiedniej odległości od drugiego osobnika znajdującego się w pokoju ciągnęła dalej. - Nie chcę waszego wsparcia, waszych przeprosin. Tyle lat miałeś mnie gdzieś, a nagle cię olśniło, że to wszystko to nie moja wina? Przez ten cały czas miałeś mnie za podłą, bezuczuciową sukę, nieprawdaż? Więc co cię nakłoniło do tego, żeby teraz nagle uwierzyć w moją wersję? Bo ja już się w tym wszystkim gubię, Riker. - choć jej wzrok zelżał, chłopak czuł coraz większą gulę rosnącą nieubłaganie w jego gardle. Nie mógł wydobyć z siebie żadnego dźwięku, a tak bardzo chciał to teraz zrobić. Powiedzieć jej, że się mylił, że niepotrzebnie się od niej odsunął. Właśnie tego chciała uniknąć Laura. Nie chciała, aby konflikt między nią, a Rossem jakkolwiek wpłynął na relacje pozostałych Lynchów i Marano. Nie chciała, żeby wszyscy odwrócili się od blondyna. I udało jej się. Tylko, że to nieszczęście zostało skierowane na nią. Kiedyś ona i Lynch'owie bardzo się przyjaźnili. Lubiła spędzać z nimi czas. Ogółem lubiła ich. Ale odkąd ona i Ross zaczęli coraz głębiej zatracać się w swojej nienawiści zaczęła się od nich odsuwać. Choć nie. To oni zaczęli ją olewać.
- Laura, ja... - zaczął blondyn niepewnie.
- Riker. Ja wiem. Nie chciałeś źle. Ross to twój brat i... Nie ważne, czego by nie zrobił zawsze nim pozostanie. A rodzina to rodzina... Wiem, w końcu ja też mam rodzeństwo. - uśmiechnęła się krzepiąco, co dodało mu pewności siebie.
- Ale to nie zmienia faktu, że cię olałem. Przepraszam. Za nas wszystkich. - podszedł do niej bliżej i złapał za ramiona. - Naprawmy to. Spróbujmy wszystko od nowa. Znów bądźmy przyjaciółmi. Brakuje nam ciebie. - wyszeptał i przytulił ją do siebie
( Tylko, że zamiast tej dziewczyny, chyba blondyny jest Rik. No, wiecie, o co chodzi )
- Nie wiem. - odparła dziewczyna odrywając się od niego. - Nie wiem, czy jest sens. - dodała ciszej.
Blondyn usłyszał cichy stukot, jakby coś kapało na podłogę. Od razu przeniósł wzrok w miejsce, skąd ów dźwięk dochodził. Na drewnianych panelach widniała niewielkich rozmiarów kałuża, której źródłem była twarz brunetki. Jej zaszklone oczy próbowały powstrzymać płacz jak tylko mogły, lecz łzy były silniejsze. Spływając po policzkach dziewczyny tworzyły szare od tuszu smugi i mieszając się z tym kolorem opadały na ziemię. Z początku niewielkie krople przybierały na sile tworząc żywy potok.
- Nie. Zaraz się ogarnę. - powiedziała Laura odtrącając niedoszłe przytulenie przyjaciela ( za Chiny Ludowe nie wiem, jak to inaczej odmienić. Przytulas źle brzmiałby w takiej sytuacji ~ Diamond ). - Muszę to jeszcze przemyśleć. Zrozum. To... jest naprawdę trudne. - dodała po czym otworzyła drzwi od pokoju. Blondyn rozumiejąc aluzję wyszedł z niego dorzucając ówcześnie " My chcemy cię tylko odzyskać". Pięć słów, a tyle myśli w głowie osoby, do której je kierowano.
- Ugh! A zapowiadał się taki piękny dzień!
*****
- Masz. Zagrzej się. - powiedziała Vanessa podając siostrze kubek ciepłego kakao.
- Dzięki Nessa. Posiedzisz chwilkę ze mną? - zapytała szatynka pełna nadziei. W odpowiedzi dostała ochocze pokiwanie głową, co wywołało u niej szczery uśmiech.
- Lau, ja wiem, że nie chcesz o tym mówić, ale... - zaczęła czarnowłosa. Martwił ją stan młodszej siostry, który w tak szybkim czasie tak diametralnie się zmienił.
- Vanka, ja... Przykro mi, ale ode mnie się tego nie dowiesz. - odrzekła stanowczo odstawiając kubek z gorącym napojem na szafkę nocą.
Laura i Vanessa znajdowały się teraz w pokoju tej młodszej Marano. Obie siedziały po turecku na dużym łóżku i zastanawiały się jak przerwać tą niezręczną ciszę między nimi. Każdy pomysł na rozpoczęcie nowej rozmowy wydawał im się nieodpowiedni do zaistniałej sytuacji.
- Dziś idziemy z Lynch'ami na do parku. Przeszłabyś się z nami? - dopiero ta starsza doznała olśnienia, jakby rozluźnić napiętą atmosferę.
- Nie wiem. Nie chcę przeszkadzać. - przyznała cicho szatynka i schowała twarz za zasłona bujnych włosów.
- Daj spokój. Delly mnie już od dawna męczy, żebym cię kiedyś ze sobą przyprowadziła. - siostra uśmiechnęła się do niej zachęcająco, co najwidoczniej podziałało na szatynkę, która przystała na propozycję czarnowłosej.
* Laura *
Do wyjścia zostało co prawda jeszcze półtorej godziny, ale zawsze lepiej być przezornym i przygotować się wcześniej.
Podeszłam więc do szafy i dokładnie ją przeczesując wybrałam odpowiedni strój ( bez podkolanówek ~ Diamond ). Tsa... Znów mam doła, więc nie zamierzam się jakoś kolorowo stroić.
Z tym zestawem udałam się do łazienki. Postanowiłam jednak wziąć prysznic. Mimo godziny dwunastej musiałam się jakoś orzeźwić.
Zdjęłam z siebie ubrania przyjaciółki i rozebrana weszłam do kabiny prysznicowej. Przekręciłam w prawo gałkę w czerwonym kolorze i z słuchawki zaczęła lecieć ciepła woda.
Tego mi było trzeba. Ciepłej wody, która rozlewała się po całym moim ciele. Gorąca ciecz przyprawiała mnie o niespotykaną radość i spokój. Czułam, jak moje ciało samo się rozluźnia. Sama się nie spostrzegłam, kiedy z moich ust zaczęły wypływać słowa jakiejś piosenki.
- Why you gotta be so rude?
Don't you know I'm human too?Why you gotta be so rude?
I'm gonna marry her anyway
Marry that girl
Marry her anyway
Marry that girl
Yeah, no matter what you say
Marry that girl
And we'll be a family
Why you gotta be so
Rude
Teraz mojemu głosowi towarzyszył taniec. Niestety wszystko co dobre kiedyś się kończy. Z wielką niechęcią przekręciłam gałkę w lewo i wyszłam spod prysznica. Owinęłam się w ręcznik i spojrzałam jeszcze raz na swoje ubrania. Kobieto ogarnij się i nie ubieraj się jak goth! Jesteś przecież szczęśliwa i wesoła. Zobacz o jaki nastrój przyprawił cię jeden głupi prysznic! - wrzasnęła moja podświadomość. Po raz pierwszy byłam z nią w stu procentach zgodna. Po co mam się ubierać jak jakaś goth'ka. Jestem kobietą, która cieszy się z życia i koniec! Nie jestem jakąś ofiarą losu. Nie wygrywam zawsze, ale to nie znaczy, że przegrywam. Nie jestem w Wielkiej Otchłani Rozpaczy, żeby się na czarno stroić. To postaw wreszcie na kolor! - zawołała krzepiąco moja podświadomość. Tak! Pora coś zmienić w tym moim szarym życiu!
Żwawym krokiem, ciągle owinięta w ręcznik podeszłam do szafy. Zacisnęłam dłoń na gałce, po czym szybko ją przekręciłam i... Nic. Ponowiłam czynność i... Znowu nic. Co jest do jasnej cholery. Ach no tak! Kluczyk. Moja szafa jest zamykana przeze mnie na klucz, bo mój młodszy klon zbyt często podkrada mi ciuchy.
Ruszyłam w stronę biurka. Tak w niewielkiej szufladzie schowałam mój klucz. Otworzyłam ją jednym, zwinnym ruchem. Przeczesałam dokładnie całą jej zawartość i z przerażeniem uznałam, że nie ma tak tego, czego szukam. Co jest... Megan!
Jeszcze bardziej zdenerwowana obrałam kierunek łazienka. Tam były ubrania od Bri i te, które sobie przygotowałam wcześniej. Otworzyłam drzwi i znów nie znalazłam mojego skarbu. Ugh... Ktoś musi jej pomagać. Ell...
- W łachudry rude oddawać ubrania! - wrzasnęłam na całe mieszkanie i chwytając szybko za szlafrok i majtki wybiegłam z łazienki. Wróć! Najpierw mi załóż to co masz w łapce, kochanieńka - tsa. Nie ma to jak przemądrzała podświadomość. No ale co począć, kiedy ma rację?
Tak więc szybko założyłam na siebie czarny dół od bielizny i szlafrok, po czym pędem wybiegłam z pokoju.
- Oddawajcie mi moje ciuchy wy nieogarnięte ogry! - znów się wydarłam zamaszyściepukając waląc pięścią w drzwi do królestwa brata.
- Ale tu nikogo nie ma. - w odzewie usłyszałam śmiechy mojego, nienormalnego rodzeństwa.
- I gucio mnie to obchodzi, otwierać powiedziałam! - przez tych debili głos stracę!
- Tego szukasz? - zapytała z przesłodzonym uśmieszkiem Meg wychodząca z mojego pokoju, pokazując mi złoty kluczyk.
- Jak ty... Nieważne. Oddawaj mi to natychmiast! - wrzasnęłam i pobiegłam za rozbawioną brunetką.
Gdy dobiegłyśmy do jadalni znalazła się w pułapce. Ona po jednej stronie stołu, a ja po drugiej. Nie ważne, w którą stronę by pobiegł, ja nie miałam zbytnich przeszkód, żeby ją złapać.
- Entliczek, pętliczek, nie ma gdzie uciec mój króliczek. - uśmiechnęłam się do niej triumfalnie. Jednak nie trwało to zbyt długo, bo mała wykorzystała wolną chwilę, żeby zwiać. Zauważyłam, że pobiegła w stronę salonu i schowała się za kimś. Nie widząc dokładnie, za kim pobiegłam za nią.
- Chowaj mnie. - usłyszałam cichy szept, który wydobywał się z ust ściganej.
- Tu cię mam! - krzyknęłam wesoło wpadając do pokoju dziennego. Ale gdy zobaczyłam, kto się w nim znajduje zrzedła mi mina.
* Ross *
Matko, dlaczego?! Nie mogłem oczywiście zostać w domu, bo przecież czemu niby Rydel miałaby mi pozwolić siedzieć w nim samemu. To ci dobrze zrobi. Tsa. Na pewno nie teraz.
- Mógłbyś? - uśmiechnęła się do mnie szatynka pokazując na osóbkę, która znajduje się za moją nogą. Powiedz coś. Co stoisz jak jakaś mamałyga?! Odpyskuj jej! Facet jesteś, czy baba?! Nawet cię babą nie można nazwać, bo ta przed którą stoisz to ci potrafi taką gadaną przywalić, ze się chłopie ie pozbierasz. Pokaż jej, że to ty masz więcej testosteronu niż ona! No tak. Nie ma to jak ochrzan własnej podświadomości. Tym bardziej, kiedy ona ma rację.
- A niby czemu? - zapytałem uśmiechając się do niej z przesłodzeniem. Chyba podziałało, bo dziewczynie aż szczęka opadła.
- Emmm.... Wiesz... Nie będę szła do parku w szlafroku, a ta mała gnida - pokazała na rozbawioną brunetkę znajdującą się za moją nogą - zabrała mi kluczyk od szafy.
- Wiesz.... - przeciągnąłem - Hmmm.... Nie wiem, czy opłaca mi się ją wkopać. Zależy od tego, co z tego dostanę. - uśmiechnąłem się do niej zadziornie. Nie wytknie mi, że zachowuję się jak gówniarz. Nie po dzisiejszym poranku.
- Przepraszam, że co?! - wrzasnęła z niedowierzaniem.
- No wiesz... Lubię Meg. Nie wiem, dlaczego miałbym ją wkopać na twoją PROŚBĘ. - zrobiłem nacisk na ostatnie słowo. Spojrzałem po reszcie osobników znajdujących się w salonie. Wszyscy patrzyli na mnie z niedowierzaniem. No tak. Zazwyczaj jestem cichy i spokojny, a teraz idę w mały szantażyk. Ale trudno. Nie odpuszczę. Nie po tym, co dziś usłyszałem.
- Megan, jak nie wyjdziesz samodzielnie, to ja ci obiecuję, że nie przeżyjesz do jutra. Ten idiota nie będzie tu stał cały dzień. - wycedziła szatynka. Zauważyłem, że jej pięści były zaciśnięte, a choć słowa kierowała do siostry, to jej wzrok dosłownie mnie pożerał. I tu nie chodzi o pożeranie typu: "Aleś ty ładniutki" tylko "Jak bym mogła, to bym cię żywcem zakopała, odkopała, udusiła, poćwiartowała, posklejała, rzuciła z mostu, wyłowiła, zastrzeliła i znów zakopała ". Szczerze, to sprawiło, że zacząłem się jej bać. Ale za daleko się posunąłem, żeby teraz tak po prostu odpuścić. Gdy się powiedziało A trzeba powiedzieć B.
Przełknąłem cicho ślinę i odwróciłem wzrok. Spojrzałem za siebie mając nadzieje, że zobaczę tam Meg, ale o dziwo jej tam nie było. Znów spojrzałem przed siebie i moim oczom ukazał się widok Megan podającej mały, złoty kluczyk starszej siostrze. I całe moje starania poszły na marne.
* Laura *
Ugh! Co za głupek! Idiota, jakiego świat nie widział! I niby ja przez niego rano płakałam?! Chyba żart! I pomyśleć, ze zmarnowałam dla niego... Nieważne. Mam już go serdecznie dość. To weź się w garść i zrób mu taką pyskówę, jakiej świat nie widział! Moja mądra podświadomość jak zawsze ma rację. Przebiorę się tylko i tak mu odpyskuję, że się facet nie pozbiera.
Podeszłam do szafy i przekręciłam w niej złoty kluczyk. Momentalnie przypomniałam sobie, moją dzisiejszą łazienkową rozmowę z podświadomością. Zagłębiłam się w stercie ubrań szukając czegoś kolorowego. Muszę przyznać, ze w mojej szafie nie ma zbyt wielu takich rzeczy, ale udało mi się coś znaleźć. To się Vanka zdziwi, jak mnie zobaczy. Przejrzałam się w lustrze i z zadowoleniem stwierdziłam, ze wyglądam sto kroć lepiej, niż na co dzień. Tak... wesoło. To chyba dobre określenie.
Wszystkie moje ciemne ubrania spakowałam w niebieski worek i dzierżąc go w prawej ręce powoli wróciłam do salonu.
- Zaraz możemy iść, tylko wyrzucę parę śmieci. - powiedziałam z trudem łapiąc oddech. Trzeba przyznać, ze tych ciuchów było dużo, a z czym się to wiąże - work był ogromnie ciężki.
- Ross, pomóż jej ty łachudro ruda. - usłyszałam stanowczy głos Delly, podczas, gdy moje ręce z trudem ciągnęły po ziemi niebieskawą torbę (?!). O nie, tylko nie to.
- Nie trzeba. Poradzę sobie - mówiąc to zahaczyłam nogą o podwinięty dywan i wywinęłam orła.
- Może jednak? - zaproponował blondyn,który aktualnie stał nade mną z wyciągniętą ręką.
Zaśmiałam się sama z siebie i nie zwracając uwagi na próbę blondyna podniosłam się z pozycji leżącej na siedzącą.
Żwawym krokiem, ciągle owinięta w ręcznik podeszłam do szafy. Zacisnęłam dłoń na gałce, po czym szybko ją przekręciłam i... Nic. Ponowiłam czynność i... Znowu nic. Co jest do jasnej cholery. Ach no tak! Kluczyk. Moja szafa jest zamykana przeze mnie na klucz, bo mój młodszy klon zbyt często podkrada mi ciuchy.
Ruszyłam w stronę biurka. Tak w niewielkiej szufladzie schowałam mój klucz. Otworzyłam ją jednym, zwinnym ruchem. Przeczesałam dokładnie całą jej zawartość i z przerażeniem uznałam, że nie ma tak tego, czego szukam. Co jest... Megan!
Jeszcze bardziej zdenerwowana obrałam kierunek łazienka. Tam były ubrania od Bri i te, które sobie przygotowałam wcześniej. Otworzyłam drzwi i znów nie znalazłam mojego skarbu. Ugh... Ktoś musi jej pomagać. Ell...
- W łachudry rude oddawać ubrania! - wrzasnęłam na całe mieszkanie i chwytając szybko za szlafrok i majtki wybiegłam z łazienki. Wróć! Najpierw mi załóż to co masz w łapce, kochanieńka - tsa. Nie ma to jak przemądrzała podświadomość. No ale co począć, kiedy ma rację?
Tak więc szybko założyłam na siebie czarny dół od bielizny i szlafrok, po czym pędem wybiegłam z pokoju.
- Oddawajcie mi moje ciuchy wy nieogarnięte ogry! - znów się wydarłam zamaszyście
- Ale tu nikogo nie ma. - w odzewie usłyszałam śmiechy mojego, nienormalnego rodzeństwa.
- I gucio mnie to obchodzi, otwierać powiedziałam! - przez tych debili głos stracę!
- Tego szukasz? - zapytała z przesłodzonym uśmieszkiem Meg wychodząca z mojego pokoju, pokazując mi złoty kluczyk.
- Jak ty... Nieważne. Oddawaj mi to natychmiast! - wrzasnęłam i pobiegłam za rozbawioną brunetką.
Gdy dobiegłyśmy do jadalni znalazła się w pułapce. Ona po jednej stronie stołu, a ja po drugiej. Nie ważne, w którą stronę by pobiegł, ja nie miałam zbytnich przeszkód, żeby ją złapać.
- Entliczek, pętliczek, nie ma gdzie uciec mój króliczek. - uśmiechnęłam się do niej triumfalnie. Jednak nie trwało to zbyt długo, bo mała wykorzystała wolną chwilę, żeby zwiać. Zauważyłam, że pobiegła w stronę salonu i schowała się za kimś. Nie widząc dokładnie, za kim pobiegłam za nią.
- Chowaj mnie. - usłyszałam cichy szept, który wydobywał się z ust ściganej.
- Tu cię mam! - krzyknęłam wesoło wpadając do pokoju dziennego. Ale gdy zobaczyłam, kto się w nim znajduje zrzedła mi mina.
* Ross *
Matko, dlaczego?! Nie mogłem oczywiście zostać w domu, bo przecież czemu niby Rydel miałaby mi pozwolić siedzieć w nim samemu. To ci dobrze zrobi. Tsa. Na pewno nie teraz.
- Mógłbyś? - uśmiechnęła się do mnie szatynka pokazując na osóbkę, która znajduje się za moją nogą. Powiedz coś. Co stoisz jak jakaś mamałyga?! Odpyskuj jej! Facet jesteś, czy baba?! Nawet cię babą nie można nazwać, bo ta przed którą stoisz to ci potrafi taką gadaną przywalić, ze się chłopie ie pozbierasz. Pokaż jej, że to ty masz więcej testosteronu niż ona! No tak. Nie ma to jak ochrzan własnej podświadomości. Tym bardziej, kiedy ona ma rację.
- A niby czemu? - zapytałem uśmiechając się do niej z przesłodzeniem. Chyba podziałało, bo dziewczynie aż szczęka opadła.
- Emmm.... Wiesz... Nie będę szła do parku w szlafroku, a ta mała gnida - pokazała na rozbawioną brunetkę znajdującą się za moją nogą - zabrała mi kluczyk od szafy.
- Wiesz.... - przeciągnąłem - Hmmm.... Nie wiem, czy opłaca mi się ją wkopać. Zależy od tego, co z tego dostanę. - uśmiechnąłem się do niej zadziornie. Nie wytknie mi, że zachowuję się jak gówniarz. Nie po dzisiejszym poranku.
- Przepraszam, że co?! - wrzasnęła z niedowierzaniem.
- No wiesz... Lubię Meg. Nie wiem, dlaczego miałbym ją wkopać na twoją PROŚBĘ. - zrobiłem nacisk na ostatnie słowo. Spojrzałem po reszcie osobników znajdujących się w salonie. Wszyscy patrzyli na mnie z niedowierzaniem. No tak. Zazwyczaj jestem cichy i spokojny, a teraz idę w mały szantażyk. Ale trudno. Nie odpuszczę. Nie po tym, co dziś usłyszałem.
- Megan, jak nie wyjdziesz samodzielnie, to ja ci obiecuję, że nie przeżyjesz do jutra. Ten idiota nie będzie tu stał cały dzień. - wycedziła szatynka. Zauważyłem, że jej pięści były zaciśnięte, a choć słowa kierowała do siostry, to jej wzrok dosłownie mnie pożerał. I tu nie chodzi o pożeranie typu: "Aleś ty ładniutki" tylko "Jak bym mogła, to bym cię żywcem zakopała, odkopała, udusiła, poćwiartowała, posklejała, rzuciła z mostu, wyłowiła, zastrzeliła i znów zakopała ". Szczerze, to sprawiło, że zacząłem się jej bać. Ale za daleko się posunąłem, żeby teraz tak po prostu odpuścić. Gdy się powiedziało A trzeba powiedzieć B.
Przełknąłem cicho ślinę i odwróciłem wzrok. Spojrzałem za siebie mając nadzieje, że zobaczę tam Meg, ale o dziwo jej tam nie było. Znów spojrzałem przed siebie i moim oczom ukazał się widok Megan podającej mały, złoty kluczyk starszej siostrze. I całe moje starania poszły na marne.
* Laura *
Ugh! Co za głupek! Idiota, jakiego świat nie widział! I niby ja przez niego rano płakałam?! Chyba żart! I pomyśleć, ze zmarnowałam dla niego... Nieważne. Mam już go serdecznie dość. To weź się w garść i zrób mu taką pyskówę, jakiej świat nie widział! Moja mądra podświadomość jak zawsze ma rację. Przebiorę się tylko i tak mu odpyskuję, że się facet nie pozbiera.
Podeszłam do szafy i przekręciłam w niej złoty kluczyk. Momentalnie przypomniałam sobie, moją dzisiejszą łazienkową rozmowę z podświadomością. Zagłębiłam się w stercie ubrań szukając czegoś kolorowego. Muszę przyznać, ze w mojej szafie nie ma zbyt wielu takich rzeczy, ale udało mi się coś znaleźć. To się Vanka zdziwi, jak mnie zobaczy. Przejrzałam się w lustrze i z zadowoleniem stwierdziłam, ze wyglądam sto kroć lepiej, niż na co dzień. Tak... wesoło. To chyba dobre określenie.
Wszystkie moje ciemne ubrania spakowałam w niebieski worek i dzierżąc go w prawej ręce powoli wróciłam do salonu.
- Zaraz możemy iść, tylko wyrzucę parę śmieci. - powiedziałam z trudem łapiąc oddech. Trzeba przyznać, ze tych ciuchów było dużo, a z czym się to wiąże - work był ogromnie ciężki.
- Ross, pomóż jej ty łachudro ruda. - usłyszałam stanowczy głos Delly, podczas, gdy moje ręce z trudem ciągnęły po ziemi niebieskawą torbę (?!). O nie, tylko nie to.
- Nie trzeba. Poradzę sobie - mówiąc to zahaczyłam nogą o podwinięty dywan i wywinęłam orła.
- Może jednak? - zaproponował blondyn,który aktualnie stał nade mną z wyciągniętą ręką.
Zaśmiałam się sama z siebie i nie zwracając uwagi na próbę blondyna podniosłam się z pozycji leżącej na siedzącą.
- Jakbyś mógł. - uśmiechnęłam się do niego i dopiero teraz skorzystam z pomocy. Chłopak pociągnął mnie w swoją stronę, a ja wylądowałam na jego torsie.
- Niezłą masz gadanę. - poklepałam go po nim z uśmiechem i wróciłam do ciągnięcia worka.
-Przecież miałem ci pomóc. - blondyn wybudził się z transu, ponieważ przez dłuższy moment stał nieruchomo i patrzył się na miejsce gdzie go poklepałam, i chwycił torbę.
- We wstaniu. Poradzę sobie sama. W końcu to ja miałam zrobić coś dla ciebie, a nie ty dla mnie. - uśmiechnęłam się do niego. Nie wiem, czemu, ale nie byłam na niego w tej chwili zła.
Nawet nie spostrzegłam się, kiedy znaleźliśmy się na dworze.
- Trudno. Jeśli nie dostanę od siostry po pysiu, to będziemy kwita. - zaśmiał się krótko i pomógł mi wrzucić worek do kontenera. - Czuję wino.
- Tak? Myślała, że ostatnio wszystko wychlałam. Bri pewnie wyrzuciła nie tą butelkę, co trzeba. - myślałam na głos rozważając źródło zapachu wytwornego alkoholu.
- Zadziwiasz mnie. Denerwujesz, ale zadziwiasz. - przyznał blondyn z miną myśliciela.
- I wzajemnie. - otworzyłam chłopakowi drzwi wejściowe i po chwili oboje byliśmy już w salonie.
- Czemu mi pomogłeś?
- Może nie uwierzysz, ale wolę nie narażać się Ryd. - wyszeptał, na co ja zareagowałam cichym śmiechem.
- Nie pozabijaliście się?! - Ell spojrzał na nas ze zdumieniem. W sumie racja. Oboje jesteśmy uśmiechnięci i bez żadnych obrażeń. No może poza moim bolącym tyłkiem. Ała!
- Wszystko w porządku? - Riker patrzył na nas z niepewnością i zmrużonymi oczami. My natomiast popatrzeliśmy po sobie i znów kąciki naszych ust poszły ku górze.
- Prócz tego, że chyba uderzyłam w łeb upadając na te cholerne panele, bo zamiast na niego naskoczyć śmiałam się z jego słów, to chyba tam. - odparłam obojętnie i zajęłam miejsce obok Delly.
- Może nie jest z wami jednak ta źle. Kto wie, może jeszcze zobaczymy was razem na ślubnym kobiercu? - zażartowała Ryd, lecz zderzywszy się z zawistnymi spojrzeniami moimi i brata ucichła.
- Nie bój się. Jak dobrze pójdzie, to twój blond braciszek będzie mają pierwszą druhną. - powiedziałam całkiem na poważnie.
- Ja jednak chyba wolę, jak się kłócimy. - odparł rozbawiony Ross.
******
- Emmm.... O mam! Jakbyś miała oddać któregoś brata, to którego byś oddała? - zapytałam, a Delly popatrzyła na mnie ze zdziwieniem. - No co? Na tym polega gra w Pytania i Wyzwania. Żeby one były jak najgłupsze. - powiedziałam, jakby było to oczywiste.
- Emmm... Rocka. - odparła po dłuższym namyśle. Brunet natomiast wyglądał, jakby miał ją zaraz zrzucić z czwartego piętra.
- Dobra, teraz Ryd kręci. - oznajmiła Vanka, po czym blondyna chwyciła butelkę i zakręciła nią. Wypadło na Rossa.
- Pytanie, czy wyzwanie? - zapytała machinalnie. Blondyn podrapał się po głowie i odparł:
- Pytanie.
- Ouuu.... Czekaj, czekaj... Mam! Z kim się pierwszy raz całowałeś? - no to na serio ouuu...
- Emmm... A mogę wykorzystać karne wyzwanie? - zapytał ukradkiem spoglądając na mnie.
- Wiesz, każdy ma do tego prawo, ale.... Ty nie jesteś każdy. Mów! - rzuciła napalona Ryd.
- Ja... Nie... Nie mogę. - westchnął cicho, po czym wstał i usiadł na moim łóżku, ponieważ nasza gra odbywała się w moim pokoju.
- Ugh... Rik, karne W. - rozkazała Delly, po czym przysiadła się do brata. Zaciągnęła go, żeby usiadł obok niej. I okazało się, że przy okazji obok mnie.
- Losuj. - powiedział blondyn podając bratu kapelusz, w którym były karne wyzwania. Chłopak chwycił jedną karteczkę i przeczytał po cichu to, co było na niej napisane.
- Głośniej. - ponagliła Vanessa, a brązowooki popatrzył na nią z przerażeniem.
- Karne wyzwanie z karnego wyzwania? - zapytał sparaliżowany strachem. Nie rozumiejąc spojrzałam na karteczkę i przeczytałam jej zawartość.
- Vanessa zamień się miejscami! - wrzasnęłam przerażona.
~*~*~*~*~*~
Aloha pyśki! Ale się za wami stęskniłam.
Co prawda nie było mnie od czwartku, ale za wami tęsknię zawsze :)
Jak podoba się rozdział? Po pierwsze pojawia się tajemnica, Raury, a po drugie mały dreszczek emocji. Jak myślicie, co wylosował Ross, że tak bardzo zaszokowało to i jego i Lau? Hmm... Coś mi się wydaje, ze się domyślicie :)
Ja jestem z rozdziału zadowolona, aczkolwiek wiem, ze czuć w nim moją zmianę nastoju. Tsa. Ostatnio byłam trochę przybita, ale już mi przeszło.
Czekam na wsze opinie, które są dla mnie jak prąd dla telewizora. :)
Zostawiam was z gifem i teledyskiem
Gif:
Zakochałam się w tym gifie :*
Teledysk piosenki, która ostatnio zawróciła mi w głowie:
Tego to siem nie spodziewałam. Ojejciu! Lubię grę w butelkę...kiedy sama nie gram.
OdpowiedzUsuńChyba domyślałam się, co to za wyzwanie, ale nie będę zapeszać, bo ostatnio, jak się czegoś domyślałam to było kompletnie na odwrót. Dzisiaj mam czas na komentowanie. Cieszmy się!
Czekam na next ;)
Chyba... Nie sorka... Napewno codzi o pocalunek Raury i ja jestem tego prawie pewna. Ale i tak super i standardowo czekam na next. Super super super !!! Czekam na nexta bo jak go nie bedzie to patelnia idzie w ruch ! I ja nie zartuje ! Wiec miej sie na bacznosci Diamond :-) do napisania
OdpowiedzUsuńKinga
O matulu! Szok! Kinga po raz pierwszy druga O_o Seriuslly? Takie wredne dziady jesteście? Nie odzywam się do was. Foch na pięć minut :)
OdpowiedzUsuńJej! Rozdział genialniutki jak zwykle i powiem ci, że jeszcze tylko pare dni i pojawią się rozdziały na majnych blogach i polecenie twojego ;) Także bądź cierpliwa. Dziś krótko bo zasypiam przed laptopem.
OdpowiedzUsuńNie ma sprawy, zasypiaj kochana, sen to zdrowie :) Czekam na rozdziały, więc jakby się pojawił, to się na pewno dowiem :)
Usuń