"Przyjaciel to ktoś, kto daje ci totalną swobodę bycia sobą."
~ Jim Morrison
*Rydel*
WIE-DZIA-ŁAM!!! Ja to po prostu wiedziałam od zawsze i wierzyłam do samego końca! Bo czemu niby mieliby się tak "nienawidzić" , skoro wcześniej byli takimi dobrymi przyjaciółmi? Ja wiem, że poszło im o coś grubszego, niż tylko to, ale na pewno nie spocznę, dopóki się nie dowiem, o co.
- Ryland do mnie, marsz! - wrzasnęłam na całe mieszkanie, aby brat mnie usłyszał. Może nie jest głuchy, ale jak ma słuchawki na uszach, to prędzej zmarłego obudzisz, niż się do niego dowołasz.
- Czego się drzesz, blond wiewióro?! - usłyszałam odzew z jego strony. Chwila... on mnie nazwał Blond wiewiórą?!
- Choć tu do mnie idioto i nie marudź! Poza tym sam sobie żarcie robisz!!! - zawołałam, a młody już po pięciu sekundach znalazł się w salonie, gdzie aktualnie przebywałam.
- Tak siostrzyczko? Wołałaś mnie Różowa Królewno? - zapytał słodko i ucałował wierzch mojej dłoni. Postrasz kretynów brakiem jedzenia, a od razu są potulni jak baranki.
- Mam dla ciebie wyjątkowe zadanie - odparłam tajemniczo i ruchem ręki wskazałam, aby brunet usiadł na kanapie.
- Zaczynam się ciebie poważnie bać, Delly... - przyznał, a ja tylko wzruszyłam ramionami. No co? Mają się mnie bać!
- Jak pewnie wiesz, twoja koleżanka, Laura Marie Marano jest dzisiaj na rand... rand... randc... Nie, nie wymówię tego - podczas, gdy moje gardło zmagało się z wymówieniem tego przerażającego wyrazu, mój umysł rzygał tęczą. Dosłownie.
- No wiem. Od samego rana o tym trąbisz - rzucił, jakby od niechcenia i włączył TV. Bosz, co za ułom...
- No i... - jak nie zaczai, o co mi chodzi, to nie wiem, co zrobię.
- No i... Nic. Bo to ona raz na randce była - prychnął lekceważąco, a ja o mało nie zemdlałam. Jeszcze się okaże, że mi gdzieś na studia wyjedzie i mogę zapomnieć o tym, że będziemy kiedyś rodziną. Choć w sumie, jak Van i Rik się pobiorą... Stop! Masz ją hajtnąć z jednym ze swoich braci i koniec kropka. Nie ważne, że nie wiem, z którym, ale moja w tym głowa, żeby za parę lat miała na nazwisko Lynch...
- No i idziesz na przeszpiegi łachudro ruda! Co ty taki niekumaty dzisiaj jesteś? - spojrzałam na chłopaka spod rzęs, ale po chwili zrozumiałam, że on całe życie jest niekumaty, więc nie ma co nad tym debatować.
- Nie będę jej śledzić! Jak taka mądra jesteś, to sama se idź! - rzucił zdenerwowany i wyszedł z pokoju. Dobra, czyli, ze do akcji muszą wkroczyć najsłabsze ogniwa ( czyt. Ross, Rik i Rock ). Jak misja się uda, to zacznę wierzyć w cudy.
- Ross, Rik, Rock, wy miśki polarne! Do mnie, raz! - krzyknęłam i już po chwili mogłam, a raczej musiałam, oglądać pysiaczki moich braci. Ugh... Trzeba było ich od razu do caritasu oddać, to nie! Rodzice mnie musieli przyłapać. Ale przynajmniej raz się na coś przydadzą.
- Tak Rydel? - Bosz, ale synchron. Ale co się dziwić, skoro oni jeden mózg dzielą.
- Mam dla was zadanie specjalne... - powiedziałam i zatarłam dłonie, jak Dundersztyc podczas budowania swoich inatorów.
- Ale wymaga to wyjścia w plener, bo ja coś planuję i niezbyt mogę wychodzić - tłumaczył najstarszy. No tak! Przecież on się miał Vanką zająć. Jak mu nie wyjdzie, to będę mu musiała protezę zakupić. Albo przetrzymywać z dala od Lau. Choć nie... to pierwsze jest prostsze...
- Dobra, ty się ulatniaj, a jak nam się uda, to ci pomożemy - oznajmiłam i pokazałam bratu, żeby wracał do pokoju.
- To... Co mamy zrobić?
Wytłumaczyłam braciom plan działania. To znaczy, niecny plan działania, a oni tylko popatrzyli na siebie zniesmaczeni. Ugh... Głąby...
- Nie będziemy jej się w life mieszać! - zawołał zaborczo Rock, na co Ross zrobił facepalma.
- Nie chcemy ci się narażać - odezwał się po chwili - Ale zrozum, że... no... jej się boimy bardziej, niż ciebie - zapiszczał blondasek, a ja wybałuszyłam oczy. Jej się boją bardziej ode mnie?! Skandal!!!
- Ty szujo ruda! Rodzina już nic dla ciebie nie znaczy?! - wyciągnęłam zza pleców ( co ona tam robiła?! ) ścierkę i zaczęłam okładać nią bezbronnego brata. Będzie mi menda jedna mówić, że się mnie nie boi. Phi! Jeszcze czego!
- Delly... Auuu... Dellll... Ajć! Co ty tą ścierkę mokrą masz?! - zaprzestał na chwilę uciekania przede mną i obrzucił mnie zdziwionym spojrzeniem.
- No co? Zahaczyliśmy o łazienkę, głąbie - rzuciłam, jakby było to oczywiste (bo było) i znów goniłam blondaska.
- Stop!!! - przed naszą dwójką ukazała się postać nikogo innego, jak Rockiego.
- Czego, idioto? - wycedziłam zła.
- Gdzie ona ma mieć tą randewu?
~*~ Laura ~*~
- Dzięki - uśmiechnęłam się do chłopaka, który właśnie płacił za moje latte.
- Nie ma za co - odwzajemnił gest - Często zakładasz sukienki? - zapytał, a ja uśmiechnęłam się, przypominając sobie okres, kiedy sukienki i spódniczki tworzyły połowę zawartości mojej szafy.
- Rzadko, a co? - obdarowałam go ciekawym spojrzeniem, a usta same uformowały się w cieńką linię.
- Ładniej ci w nich - podczas, kiedy chłopak to mówił, ja poczułam, jak oblewam się rumieńcem. Po pierwsze: skomplementował mnie. Po drugie: wiem, że nie zrobił tego specjalnie, ale zacytował Rossa. Nie mam pojęcia, czemu, ale to drugie też powodowało, że po moim ciele przeszła fala gorąca.
Wiem, zachowałam się jak gimnazjalistka nie mająca odwagi powiedzieć facetowi, że mi się podoba. Jak głupi dzieciak, który myśli, że wszyscy dookoła zrozumieją, jeśli tylko skinie dłonią, o co mu chodzi. Może i tak. Ale przyznam, że warto było. Położyłam dłoń na stoliku pokazując, ze nie mam nic przeciwko temu, aby ją złapał. Tak, jestem idiotką, wiem. Ale warto było.
Chłopak co prawda nie położył swojej dłoni na mojej, tak jak zakładał plan, ale przesunął ją tak, że nasze ręce stykały się bokami. Głupia gimnazjalistka!
- Wiesz, że to zachowanie typu gimnazjalistka? - odezwał się po chwili. Przysięgam, że jakbym miała teraz w ustach wodę, to już by jej tam nie było. Postanowiłam jednak zagrać blondynkę i zmarszczyłam tylko brwi na znak, że nie rozumiem. - Nie jesteś blondynką, tylko szatynką, więc nie zaprzątaj sobie tej ślicznej główki myślami typu Barbie - oznajmił i położył swoją dłoń na mojej.
Poczułam, jak moje wnętrze zalewa się ciepłem. Myślałam, że już nie da się sprawić, że znów poczuję coś takiego, ale wygląda na to, że grubo się pomyliłam. Kiedy gorąc już całkowicie zawładnął moim ciałem przyszła pora na chłód. Wzdłuż kręgosłupa zimno spowodowało gęsią skórkę. Serce znów waliło, jak gdyby zaraz miało wyrwać się z mojej piersi, a ręka zaczęła się pocić. Chciałam ją zabrać, ale nie potrafiłam. Nie umiałam zaprzestać czegoś, co wprowadzało mnie w taki stan. Już od dawna przy nikim nie czułam się tak, jak przy nim. To, co działo się w moim umyśle można by porównać do sztormu. Z jednej strony zdrowy rozsądek mówiący, że nie powinnam dawać sobą zawładnąć. Jednak ten głos był tłumiony przez falę rozkoszy, która pochłaniała wszystkie wątpliwości i głośne bicie serca, które doprawiało mnie do białej gorączki. To nie to, co czuje się, podczas dotyku osoby, w której jest się zakochanym, ale na pewno też nie to, co przy obojętnej.
Byłoby tak pięknie, gdyby nie fakt, że zadzwoniła jego komórka. Nie, chwila... To moja komórka.
Niechętnie zabrałam dłoń z uścisku bruneta i zaczęłam szperać nią w torebce poszukując narzędzia, które w domu zostanie roztrzaskane na milion małych kawałeczków. W miarę szybko je znalazłam i od razu spojrzałam na numer. Nieznany. Hmm... Ciekawe, kto to. Szybko odebrałam, a w słuchawce już po chwili rozbrzmiał męski głos. No, może nie do końca męski...
~*~ Narrator ~*~
Dziewczyna leżała zmęczona na kanapie i zmieniała kanały w telewizji. Gdy zorientowała się, że już po raz setny trafia na ten sam program wyłączyła urządzenie, a pilot położyła na ławie. Przeciągnęła się jak kot i spojrzała na zegarek. Czwarta. Znużona wstała z sofy i poczłeptała w stronę kuchni. Tam z lodówki wyciągnęła mleko czekoladowe i upiła jeden łyk, po czym odłożyła napój na miejsce. Spojrzała na nadgarstek, ale przypomniała sobie, że przed chwilą już patrzyła na zegarek, ale ścienny. Przetarła twarz dłonią, odgarniając przy tym, niesfornie opadające jej na oczy, włosy. W pewnym momencie usłyszała, dźwięk towarzyszący przy odbiorze SMS-a i niezwłocznie wyjęła z kieszeni spodni komórkę. Przeniosła wzrok z wyświetlacza na przycisk umożliwiający przeczytanie wiadomości i już po chwili zagłębiła się w jego treści. Zgodnie z poleceniem w nim zawartym poszła na górę, a dokładniej do swojego pokoju, po czym rozejrzała się po nim uważnie. Jej uwagę przykuły kamyki odbijające się od szyby w drzwiach prowadzących na balkon. Automatycznie do nich podeszła i otworzyła, a następnie postawiła nogę na miękkim dywaniku, który był wyłożony na balkonie.
- Nessa! - zawołał ktoś, kogo głos dziewczyna od razu rozpoznała. Już chciała zawrócić, ale zauważyła, że za drzwiami swoi jej przyjaciółka trzymająca w ręku kluczyk, którym przed chwilą je zatrzasnęła.
- Ryd, ty szujo! - wrzasnęła zdenerwowana czarnowłosa i zaczęła bić pięściami w szybie, przez co spotkała się z szybką reakcją blondyny, która zasłoniła je roletą.
- Vanessa... - powtórzył ktoś nieco ciszej, ale na tyle głośno, aby dziewczyna na pewno usłyszała.
- Czego, Rik? - zwróciła się do chłopaka stojącego na trawniku. W prawej ręce trzymał gitarę, a lewą gestykulował.
- Ness, zrozum, ja... Nie wiem, czy będę potrafił to powiedzieć tak, jak powiedziałoby to moje serce, ale... Szaleję za tobą. Kocham, jak zdenerwowana marszczysz nos, albo zarzucasz lekceważąco włosami. Mógłbym godzinami przyglądać się twojej rozbawionej twarzy, a jeszcze częściej smutnej. Uwielbiam, kiedy płaczesz, bo wtedy mam okazję cię przytulić, pocieszyć i pocałować. Co prawda tylko w czoło, ale dla mnie każdy twój dotyk jest uzależniający. Kocham twoją grację, wdzięk i elegancję, ale zakochałem się w powyciąganych, za dużych bluzkach, twarzy umazanej czekoladą i śmiechem, który przerywa chrumkanie. Zakochałem się w tobie... - wyszeptał ostatnie, zdanie, ale czarnowłosa zrozumiała je. Zrozumiała wszystko, co przekazał jej blondyn i wybuchnęła płaczem. Po jej policzkach spływały ogromne łzy. Łzy szczęścia. Już od dawna znała swoje uczucia do blondyna, ale nie powiedziała mu o nich, bojąc się odrzucenia. Jednak teraz miała pewność. - Pocałowałbym cię teraz, ale nie doskoczę tak wysoko - zażartował i uśmiechnął się do Vanessy czule. Ta lekko śmiała się przez łzy. Po chwili potok powiększył się, bo z ust chłopaka zaczęły wypływać pierwsze słowa piosenki.
******
- Brad, po co mi głowę zawracasz? - zapytała zirytowana szatynka uśmiechając się przepraszająco do swojego towarzysza.
- Bo dziś na przerwie Ross przyszedł do mnie i pytał, do którego Starbucksa poszłaś - wyjaśnił, po czym się rozłączył, ponieważ w szkole rozbrzmiał dzwonek.
Dziewczyna rozejrzała się po lokalu i od razu rzucił jej się w oczy widok dwóch chłopaków, którzy bacznie się jej przyglądali. Gdy zauważyli jednak, że ona patrzy na nich z nienawiścią, szybko odwrócili wzrok, gwiżdżąc przy tym.
- Przepraszam cię na chwilkę - szatynka uśmiechnęła się uroczo do bruneta, który również zauważył intruzów i pokiwał głową.
Dziewczyna wstała od stolika i szybkim krokiem podeszła do tego, przy którym znajdowali się Lynchowie. Ci dalej udając, że jej nie zauważają rozjeżdżali się wzrokiem po całym pomieszczeniu, byle tylko nie zetknąć się z z jej oczami, przepełnionymi furią. Młoda Marano położyła dłonie na stoliku i zgięła lekko łokcie, garbiąc się przy tym i ślepo patrząc w pustą przestrzeń.
- Macie trzy sekundy - wycedziła zła, a chłopcy szybko zabrali swoje rzeczy i ruszyli w stronę wyjścia.
- Masz mój numer? - upewniła się brązowooka, a Simpson skinął głową, po czym wkurzona szatynka szybkim krokiem opuściła lokal.
Rozejrzała się dookoła i z triumfalnym uśmiechem stwierdziła, że ma do ukatrupienia łatwy cel, który teraz chował się za drzewem. Marna kryjówka, szczególnie ze względu, że roślina była sadzona miesiąc temu. Podreptała w stronę dwóch półgłówków i stanęła naprzeciwko "kryjówki".
- Delly? - zapytała zakładając ręce na klatkę piersiową.
- Delly... - wymamrotali i ze spuszczonymi głowami wstali z kolan i otrzepali się z niewidzialnego kurzu.
- Idziemy do mnie. Coś się wymyśli po drodze... - wycedziła dziewczyna i łapiąc swoich "jeńców" za koszulki ruszyła z nimi w stronę swojego mieszkania.
Szli w kompletnej ciszy. Chłopcy ze spuszczonymi głowami, a Lau natomiast z wysoko podniesioną. W ten sposób doszli na posesję Marano, która szybko wpuściła Lynchów do budynku. Ciągle w grobowej ciszy posadziła ich na kanapie i podeszła do szafki, aby wyjąć z niej sznurek. Oplotła nim ich ręce i nogi, po czym spod siedzenia wyciągnęła taśmę klejącą i poprawiła nią swoją robotę.Ucieszona z wykonajej pracy usiadła naprzeciwko nich zakładając nogę na nogę. Zorientowała się, że nadal ma na sobie sukienkę i poczuła się niekomfortowo.
- Nie ruszajcie się ostrzegła i wstała z fotela.
- Bardzo śmieszne - skwitował blondyn.
Szatynka przewróciła tylko oczami i wyszła z salonu kierując się do swojego pokoju.
- Dawaj, rozwiąż mnie - powiedział szybko Rock i nastawił bratu związane ręce. Ten szybko pozbył się węzłów.
- Teraz ty mnie - polecił i poszedł w ślady bruneta. In natomiast zabrał się za odwiązywanie sznurka na swoich nogach. Gdy już miał pomóc bratu do pomieszczenia wróciła Laura.
- A co wy tu... Ugh! - wrzasnęła, kiedy Rocky uciekł już z mieszkania. - I braciszek zostawił cię samego - zauważyła podchodzą do blondyna, po czym nałożyła na jego nadgarstki więcej taśmy klejącej.
W pewnej chwili nastolatkowie usłyszeli głośny trzask dochodzący z góry. Laura zamaszyście się odwróciła powodując tym samym, że jej łokieć uderzył blondaska w twarz. Przerażona znów spojrzała w jego stronę i z otworzoną buzią spostrzegła, że chłopak mruga oczami, próbując przywrócić sobie zmysł wzroku.
- Nic nie widzę... - przyznał nie zaprzestając czynności.
Przestraszona dziewczyna chwyciła jedną dłoń jego twarz, sprawiając, że jej palce wrzynały się w jego policzki, a usta tworzyły dziubek, i zaczęła potrząsać nią lekko przybliżając się do niego.
- Już widzę - wymamrotał z trudem, a zmieszana szatynka puściła jego pyśka, przez co chłopak opadł na oparcie kanapy.
- Sorki... - odparła przygryzając jedną wargę.
- Nic się nie stało - syknął i pomasował się z tyłu głowy.
- Idziemy sprawdzić, co to było? - zaproponowała dziewczyna próbując zwinnie zmienić temat, co jej się udało.
- Rik, Van, sam na sam... - blondyn przypomniał Laurze powód jej porannej wizyty, a ta pacnęła się w czoło na znak swojej głupoty. - Ładnie wyglądasz - dodał po chwili, a młoda Marano odruchowo spojrzała na swój strój i zarumieniła się lekko.
- Dwa komplementy jednego dnia, nie za dużo? - spytała z uśmiechem i usiadła obok chłopaka.
- Nie wiem... Lau... - zaczął niepewnie, a dziewczyna widząc to szybko zareagowała.
- Sztama? - uśmiechnęła się do niego i wstając wystawiła ku niemu dłoń.
- Sztama - uścisnął ją i już po chwili oboje potrząsali żywo swoimi rękoma z wielkim bananem na twarzy.
~*~*~*~*~*~
Rozdział nudny. Wiem
Głupi. Wiem.
Bez sensu. Wiem.
Nie jestem z niego ani trochę zadowolona. No może poza sztamą Raury, ale ona też taka bez sensu i w ogóle. Pisałam szybko, bo dawno nic nie wstawiałam, a wiele osób pytało, kiedy dodam. Możecie mnie udusić i zrównać z ziemią, ale rozdział BEZNADZIEJNY. Innego określenia nie mam. Poza tym chcę wam oznajmić, ze blog będzie przechodził transformację. Chcę go trochę odświeżyć, ale tylko z wyglądu. Pomyślę jeszcze nad zmianą adresu, ale teraz się chyba nie opłaca.... Nie wiem...
Pytam jeszcze raz, czy chcecie stronkę 50 faktów o mnie?
Do napisania miśki,
Di
Rozdzial super. 50 faktow o tb? Spk chociaz juz co nieco o Tobie wiem. Ale chetnie poczytam. Mam nadzieje ze moje komy Ci w czyms pomagaja i jakos cie ( duchowo - internetowo ) wspieram. Dzieki Tobie zalozylam bloga, wspoltworze jedbego i jak chcesz to moge jeszcze jednego ( o Raurze ). Mam nadzieje ze Raura kiss nastapi w przeciagu dwoch do trzech nastepnych rozdzialow. Moze byc tez taka akcja jak u Dominika ;-) ( ale z Rikessą lub Raurą zrozumiano?? ). Dobra nie zanudzam
OdpowiedzUsuńDo napisania kochana
Kinga <3
Cudny kocham twoój blog i ten pomysł z faktami całkiem spoko
OdpowiedzUsuńRób te fakty póki masz czas, bo zrównam się z ziemią, udusze i przypierdziele ci patelnią! Normalnie jak możesz tak mówić o tym rozdziale?! Jest zarąbisty, kobieto! Normalnie powala na kolana, bo epickość od niego razi w oczy! Babo moja kochana weź się kopnij w dupę, bo ja nie odkryłam jak to się robi przez laptopa! A za notkę ci się należy! Bo kłamczyłaś w niej! Rozdział jest G.E.N.I.A.L.NY! Łapiesz? Jest ideałem! Piękny + cudowny + romantyczny + zabawny + twój = połączenie, które uwielbiam i które pojawiło się w tym arcydziele powyżej. Pisz nexta i nie bądź taka surowa dla siebie, bo chwyce za patelnie! Pozdrawiam i weny życzę!
OdpowiedzUsuńWedług mnie rozdział był super i nie rozumiem, czemu jesteś z niego niezadowolona.
OdpowiedzUsuńCzyli co? W końcu Ross i Laura się pogodzą, czy jeszcze nie? A może to tylko takie chwilowe było?
Nevermind...paplam jakieś głupoty. Bo tylko ja potrafię własnym One shotem zryć sobie banię.
Bez komentarza...czekam na next i fakty :)
jest boski a ja na początku sztama przeczytałam szmata hahahahahahahhahahah
OdpowiedzUsuńKiedddy next?????
OdpowiedzUsuń